"M jak miłość": Zbigniew Stryj ucieka w pisanie
Zbigniew Stryj oprócz grania w „M jak miłość”, spełnia się jako dyrektor teatru, a także literat. Tworzy poezję i sztuki teatralne, niektóre nawet po śląsku! Jak sam mówi, ostoją jest dla niego rodzina, której członkowie przejawiają pisarskie talenty.
Pełni pan w zabrzańskim Teatrze Nowym funkcję dyrektora artystycznego. Mimo sezonu urlopowego, cały czas na posterunku!
- Przygotowujemy się do kolejnego sezonu. Należy dopilnować spraw związanych z repertuarem, podpisać umowy z aktorami, reżyserami.
Osoba, która kieruje teatrem, musi posiadać umiejętności organizacyjne. Przydaje się też wiedza menedżerska. Można się tego nauczyć?
- Od kiedy stałem się etatowym aktorem zabrzańskiego teatru, z dużym zainteresowaniem podejmowałem się innych działań, choćby reżyserii. Ówczesny dyrektor, Wincenty Grabarczyk, powierzył mi kierowanie
małą sceną. Kiedy otrzymałem od niego propozycję współpracy, chętnie na nią przystałem. Teatr Nowy ma do zaoferowania szeroki wachlarz propozycji repertuarowych, nie mówiąc o fantastycznym zespole, jest coraz bardziej doceniany na mapie teatralnej Polski. Świadczą o tym nagrody przywiezione z festiwali. Dużo się dzieje.
Podobnie jak w serialu "M jak miłość". Robert, pozornie miły, czuły i szarmancki mężczyzna, nie do końca jest szczery wobec Marii. Podobno ukrywa jakąś tajemnicę?
- Scenarzyści dbają o to, by zainteresować widza. W wątku mojego bohatera i Marysi jest odrobina niepokoju i wątpliwości. To dobrze, ponieważ postać niejednoznaczna jest dużo ciekawsza do grania. Tym bardziej że to, co wydaje się widzowi oczywiste, nie musi wcale takie być...
Radość znajduje pan w pisaniu poezji.
– Lubię pisać. To kawałek mojego świata, gdzie mogę się w każdej chwili udać, jeśli tylko mam na to ochotę. Piszę również teksty piosenek, sztuki teatralne. Do tej pory były to głównie sztuki przygotowywane
pod kątem projektów offowych, natomiast w grudniu ubiegłego roku zagraliśmy komedię mojego autorstwa "Wysokie napięcie". To dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, ponieważ spektakl jest typowo komercyjny. Pokazaliśmy go w kilku miejscach w kraju. Jestem bardzo zadowolony, ponieważ gramy go przy nadkompletach.
Pisze pan swoje sztuki także po śląsku.
- Piszę i gram. Jestem Ślązakiem z dziada pradziada. Śląska mowa jest dla mnie czymś absolutnie organicznym. Trzeba mieć jakąś tożsamość. Coś, do czego się można odwołać. Nawet jeśli sięgamy do retrospektywnych tematów, mają one szczególny kształt. Jeśli chodzi o piosenki napisane w gwarze śląskiej, stworzyłem około 50 tekstów, głównie do kompozycji znakomitego kompozytora Grzegorza Spyry.
W rodzinie były zapędy literackie?
- Ojciec miał dużą łatwość pisania i rymowania tekstów. Natomiast brat mojego dziadka, Franciszek Stryj, to autor książki "W cieniu krematoriów". A teraz pałeczka została przekazana kolejnemu pokoleniu. Piszą dwie
moje córki, Aleksandra i Anna. Każda robi to inaczej, ale bardzo ciekawie.
Wycisza pana pisanie, a co pobudza do działania?
- Rodzina. Nie ma nic piękniejszego, niż spokój i miłość. Nie potrzeba wtedy żadnych dopalaczy.
Rozmawiała MARIA OSTROWSKA