M jak miłość
Ocena
serialu
9,4
Super
Ocen: 393045
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

​"M jak miłość": Za śmierć Hanki Mostowiak zbiera cięgi do dziś!

Ilona Łepkowska, matka sagi rodu Mostowiaków, od paru lat nie pisze już scenariusza do "M jak miłość", ale wciąż jest utożsamiana z tą produkcją. Jak się z tym czuje i w jaki sposób radzi sobie z hejtem? Jak dziś ocenia swoje serialowe dziecko?


Anna Wiejowska, Interia: Czuje pani odpowiedzialność za kreowanie gustów Polaków poprzez kolejne seriale? Tu przypomnę, że poza "Emką" stworzyła Pani "Klan", "Na dobre i na złe" i "Barwy szczęścia".

- Jakąś odpowiedzialność oczywiście czuję, ale z drugiej strony, gdyby przesadnie spędzałoby mi to sen z powiek, to pewnie niczego nowego bym nie napisała. Zawsze staram się, by to, co robię, nie było wyłącznie dla rozrywki i śmiechu. Zależy mi, żeby widz znalazł w tym jakiś głębszy sens, nawet jeśli ogląda komedię.

Reklama

- Czuję się odpowiedzialna za język, jakim mówią powołani przeze mnie do życia bohaterowie. Zawsze pamiętam, że serial spełnia funkcję wychowawczą, dlatego jasno musi być wiadomo, jakie zachowania są godne pochwały, a jakie nie do przyjęcia. Ale nadmierne poczucie odpowiedzialności byłoby w moim odczuciu pętające ręce scenarzyście.

Choć od lat nie pisze pani scenariusza "Emki", wylewa się na panią mnóstwo hejtu za to, co aktualnie dzieje się w telenoweli.

- Cóż poradzę na to, że widzowie ciągle mnie wiążą z tym serialem? Odbieram cięgi za obecnych jego twórców i muszę z tym jakoś żyć (śmiech). Na moje konto poszła śmierć Hanki Mostowiak w kartonach. Do końca życia ludzie będą mi to wytykali, choć wielokrotnie dementowałam w rozmaitych mediach, że nie miałam z tym pomysłem i jego realizacją nic wspólnego. To cena za moją rozpoznawalność.

Dalsza część wywiadu na kolejnej stronie -->

Są też plusy tego, że stała się pani osobą znaną z twarzy i nazwiska. Gdy startowały pierwsze polskie seriale, statystyczny widz mylił scenarzystę ze scenografem. To i to na "s". Dzięki pani przynajmniej wiadomo, kto to scenarzysta.

- Gdy moje nazwisko pojawiało się w kontekście kolejnych popularnych seriali, niektórzy szukali w słownikach, co robi scenarzysta. Wymyśla i pisze historię - to stało się jasne. Uważam to za swoją zasługę.

Najbardziej przykre, bulwersujące i niesprawiedliwe komentarze, z jakimi spotkała się pani pod swoim adresem?

- Najbardziej niesprawiedliwe są komentarze, które personalnie dotykają mnie i mojego partnera. Okropne są ich konotacje antysemickie i polityczne. Nie jest mi przyjemnie, gdy czytam o sobie "gruba i brzydka", "ma tyle pieniędzy, że niech sobie zrobi operację plastyczną". Ten rodzaj chamstwa trudno mi pojąć. Cóż, takie są skutki anonimowości w sieci.

- O ile nie przejmuję się przesadnie hejtem, o tyle zawsze się zastanawiam, czy w krytyce pod moim adresem nie ma choć trochę racji. Staram się raczej wyciągać wnioski niż obrażać. Trudno było mi pogodzić się z niezasłużonym moim zdaniem hejtem na "Koronę Królów", który tak naprawdę był atakiem na telewizję publiczną i jej prezesa Jacka Kurskiego A rykoszetem dostało się mnie i twórcom serialu.

W jakim stopniu - pani zdaniem - saga rodu Mostowiaków jest odbiciem rzeczywistości?

- W zdecydowanie za małym. W tej bajce jest dziś chyba za mało pazura. Trudno mi o tym mówić, bo już tego nie piszę. Gdybym nadal pracowała przy tym serialu, starałabym się by był bardziej wyrazisty i kontrowersyjny. Ale może to byłby błąd?

swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy