M jak miłość
Ocena
serialu
9,4
Super
Ocen: 393045
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"M jak miłość": Wojciech Wysocki świętuje 40-lecie pracy artystycznej

Wojciech Wysocki, czyli Górecki z „M jak miłość”, po raz pierwszy stanął na scenie dokładnie 40 lat temu - 4 listopada 1976 roku. Kilka miesięcy wcześniej został absolwentem warszawskiej szkoły teatralnej i zadebiutował na dużym ekranie w jednej z głównych ról w legendarnym filmie „Con Amore”.

Wojciech Wysocki często powtarza, że jest bardzo zadowolony z tego, co - jako aktor - dostaje od losu, choć daleki jest od stwierdzenia, że czuje się zawodowo spełniony.

Jest dobrze, bo pracy mam aż nadto, ale chciałbym wreszcie zagrać dramatyczną rolę - mówi.

Niewiele brakowało, by odtwórca ról Góreckiego w "M jak miłość", Wezóła w "Ranczu" i Marczyńskiego w "Klanie" nie został aktorem. Wojciech Wysocki marzył w młodości o karierze dziennikarza sportowego.

Był (i wciąż jest) wielkim pasjonatem koszykówki i bardzo chciał komentować w programach radiowych i telewizyjnych poczynania reprezentacji Polski w tej dyscyplinie sportu. Na to, by spróbował swych sił na egzaminach do szkoły teatralnej, namówiła go wybitna poetka Joanna Kulmowa.

Reklama

Była moją przyszywaną ciocią. Dostrzegła we mnie iskrę talentu, kazała nauczyć się wiersza i zdawać do PWST. Nie dostałem się... Byłem pierwszy pod kreską. Zawziąłem się jednak i po roku zdałem z pierwszą lokatą - opowiadał w wywiadzie.

Jeszcze jako student Wojciech Wysocki zagrał jedną z głównych ról w melodramacie "Con Amore" oraz wystąpił w 4. odcinku serialu "07 zgłoś się", a zaraz po ukończeniu szkoły dołączył do zespołu warszawskiego Teatru Współczesnego i 4 listopada zadebiutował na profesjonalnej scenie w "Święcie Borysa" Thomasa Barnharda w reżyserii Erwina Axera.

- Spędziłem na etacie w teatrach 30 lat! Dziś, kiedy tworzenie zespołu stało się fikcją, kiedy teatr jest poletkiem rozmaitych doświadczeń na publiczności i na aktorach, etat nie daje już komfortu - twierdzi.

Wojciech Wysocki nie żałuje, że został aktorem, choć uważa, że to okrutny zawód.

- Często sprawia dużo problemów emocjonalnych, bo angażujemy całą ambicję, a nie zawsze wychodzi. Poza tym to zawód coraz bardziej usługowy, w którym trwa nieustanny wyścig - mówi. - Ale nie narzekam! Generalnie, bilans zysków i strat nie jest najgorszy - dodaje.

Agencja W. Impact
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy