"M jak miłość": Trochę przyjaźń, trochę miłość
Pochodzi z aktorskiej rodziny, z tym zawodem związani są m.in. jej mama, tata i siostra, ale długo nic nie wskazywało na to, że pójdzie w ich ślady. Dzisiaj występuje w teatrze i pracuje na planie „M jak miłość”. W serialu TVP 2 gra Olgę, która za wszelką cenę będzie chciała uwieść Piotra Zduńskiego. Niedługo okaże się, że potrafi być bezwzględna...
Olga, którą grasz w "M jak miłość", to niezłe ziółko!
- Im dalej w las, tym będzie gorzej, ale naganne zachowania mojej bohaterki w pewnym stopniu usprawiedliwiają traumatyczne przeżycia. Jej mama zginęła w wypadku samochodowym, a tata (Wojciech Wysocki - przyp. aut.) obsesyjnie szuka jego sprawcy. Olga jest bardzo związana z ojcem, przejmuje się jego stanem; ta sytuacja destabilizuje ją emocjonalnie. Może buntuje się i bywa niegrzeczna, żeby odreagować? Na pewno nie jest jednowymiarowa, wyłącznie zła.
Czyli być może szuka w Piotrku Zduńskim bratniej duszy, przyjaciela, który pomoże jej w trudnych chwilach?
- Szuka, ale myli przy tym uczucia. Polubiła Piotrka (Marcin Mroczek - przyp. aut.) i się w niej zakotłowało. Zaczęła na niego przelewać wszystkie emocje - to trochę przyjaźń, trochę zauroczenie i miłość.
Będzie próbowała zdobyć Zduńskiego?
- Moja bohaterka zrobi wszystko, by oczarować Piotrka, czym sama jestem zdziwiona. Nie spodziewałam się, że może być tak bezwzględna. Czasami jestem na nią zła, bo przesadza. Na razie ze scenariuszy wynika, że Piotr nie daje się jej uwieść, ale kto wie, co przyniesie przyszłość. Olga konsekwentnie manipuluje i zmierza w kierunku celu, który sobie wyznaczyła.
Co na to Kinga?
- Jest trochę zazdrosna o Olgę, ale póki co traktuje ją pół żartem, pół serio; nie dostrzega poważnego zagrożenia. Gdy moja bohaterka zacznie przekraczać granice, może dojść do konfrontacji. Zwłaszcza, że w pewnym momencie Piotrek spojrzy na nią przychylniej i się do niej zbliży. Przekona się, że Olga potrafi być fajną dziewczyną, że można darzyć ją sympatią. Oczywiście nie mówię tego w kontekście relacji damsko-męskich, nie będzie chciał się z nią wiązać. Piotr jednocześnie ma słabość do mojej bohaterki i się na nią wkurza. To taka dziwna relacja (śmiech).
Jesteś zadowolona z tej roli?
- Praca na planie "M jak miłość" to moje pierwsze duże doświadczenie przed kamerą. Na początku nie wiedziałam, co się dookoła mnie dzieje, byłam zagubiona, ale opanowałam sytuację. Nauczyłam się działać, a nie zastanawiać, czy zagrałam dobrze, czy źle. Jestem zadowolona, mogę się dużo nauczyć, a do tego Olga jest bardzo interesującą postacią. Co prawda pewnie nikt jej nie będzie lubił, ale takie ma zadanie. Nie wszyscy muszą być idealni i dobrzy jak Zduńscy, bo byłoby nudno. Ktoś musi namieszać, żeby się coś działo! Cieszę się, że to mi przypadła taka rola. Jestem od niej starsza, mam dwadzieścia pięć lat, ona - osiemnaście. Jej problemy od dawna nie są moimi problemami, ale mogę ją zrozumieć, bo gdy byłam w jej wieku też się buntowałam.
Czym objawiał się twój nastoletni bunt?
- Nie uczyłam się, wagarowałam, chodziłam na imprezy. Miałam przyjaciółki o silnych charakterach, paliłyśmy papierosy. Ewidentnie przeżywałam jakiś konflikt wewnętrzny. Mama miała ze mną różne przeprawy, była wtedy najbardziej waleczną osobą, jaką spotkałam w życiu. Gdy nie chodziłam na lekcje, od razu się o tym dowiadywała i przeprowadzała szturm na szkołę. To był bunt kontrolowany, byłam bez szans (śmiech).
A buntowałaś się przeciwko aktorstwu? Większość twoich bliskich jest związana z tym zawodem, można powiedzieć, że ta droga była ci pisana.
- W dzieciństwie nie potrafiłam powiedzieć słowa do obcej osoby. Byłam wstydliwa i zamknięta, nie grałam w teatrzykach, nie zapowiadałam się na aktorkę. Moment przełomowy przyszedł w trzeciej klasie liceum, kiedy trzeba było zdecydować o przyszłości. Pomyślałam, że może spróbuję przygotować się do egzaminów na wydział aktorski. Mama powiedziała mi o warsztatach, które prowadzi Dorota Zięciowska. Początki było trudne, ale z czasem zajęcia zaczęły mi sprawiać przyjemność, zadomowiłam się tam, było bardzo przyjemnie, bezpiecznie. Po kilku miesiącach byłam pewna, że chcę zostać aktorką.
Od początku zamierzałaś dostać się do Łódzkiej Filmówki, czy to był plan B?
- Chciałam studiować w krakowskiej PWST, ale nie zrealizowałam tego celu, z czym wiązało się wiele przykrości. Pochodzę z Krakowa i jestem do niego przywiązana, nie myślałam o wyjeździe. Życie rzuciło mnie do Łodzi, bo zdałam egzaminy do PWSFTViT. Trochę to przecierpiałam, tęskniłam za domem, musiałam się przestawić. Teraz, z perspektywy czasu, myślę że dobrze się stało. Usamodzielniłam się.
Konsultujesz się czasami w sprawach zawodowych z mamą, tatą albo siostrą?
- Gdy mam jakiś problem, rozmawiam z mamą (Anna Tomaszewska - przyp. aut.) czy tatą (Andrzej Grabowski - przyp. aut.), ale wiesz, że relacje dzieci z rodzicami są zazwyczaj skomplikowane. Szybko się denerwuję (śmiech). Wiele lat moi bliscy nie wiedzieli, co potrafię; ukrywałam się, wstydziłam pokazywać im na scenie. Zobaczyli mnie w mniejszych i większych rolach dopiero dwa lata temu, gdy zaczęłam grać w Teatrze Powszechnym w Łodzi.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski