"M jak miłość" to mój lek na całe zło
Małgorzata Pieńkowska dowiedziała się, że ma raka w 2003 roku. Mimo tej wstrząsającej wiadomości aktorka nie załamała się i dalej kontynuowała pracę.
Niestety, los miał dla niej w zanadrzu kolejny szokujący scenariusz - w niedługim czasie po otrzymaniu diagnozy porzucił ją mąż. Gwiazda serialu Dwójki nie mając oparcia w domu, bała się, że nie poradzi sobie sama ze swoją chorobą.
Dziś wyznaje, że sił do walki z przeciwnościami dodawała jej praca w "M jak miłość".
- Bardzo dużo zawdzięczam swojej roli. W trudnym momencie mojego życia, gdy chorowałam, nie mogłam być skupiona na swoim niedostatku, tylko na Marysi. To było dla mnie szalenie ważne - mówi Pieńkowska.
Wraz z chorobą pojawił się kolejny problem, który był dla aktorki bardzo krępującą sprawą. Przed paroma laty miała na głowie burzę loków, tymczasem walka z rakiem wycieńczyła jej organizm na tyle, że po dawnej fryzurze nie pozostało ani śladu. Pieńkowska przez długi czas wstydziła się swoich prawdziwych włosów i ukrywała je pod peruką.
- Dziękuję Marysi za to, że tak długo nie ściągałam peruki. Rozstałam się z nią na trochę i teraz jestem na ekranie już bez peruki - mówi Pieńkowska, która swoją naturalną fryzurę pokazała widzom serialu dopiero w tym roku
- Ta postać nauczyła mnie pokory w zawodzie. Już nie walczę z tym, że jestem kojarzona z Marysią. Kompletnie przestało mnie to zajmować - dodaje aktorka.