M jak miłość
Ocena
serialu
9,4
Super
Ocen: 393236
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"M jak miłość": Rodzina w komplecie

Gwiazdy „M jak miłość”, Adriana Kalska i Mikołaj Roznerski, opowiedzieli nam o najpiękniejszych świętach Bożego Narodzenia, swoich postanowieniach i planach na przyszłość. A towarzystwo serialowych dzieci, czyli Ani Wierzchoń i Stasia Szczypińskiego, sprawiło, że było jeszcze więcej śmiechu i radości!

Od dłuższego czasu widzowie serialu śledzą burzliwą relację waszych bohaterów. Czy ich drogi wreszcie się zejdą?

Adriana Kalska: Marcin zaproponuje Izie, żeby z nim zamieszkała! Znowu zaczną się do siebie zbliżać, a ich związek będzie się powoli odbudowywać. Oczywiście do czasu, bo z więzienia zacznie o sobie przypominać Artur (Tomasz Ciachorowski).

Mikołaj Roznerski: On nawet z celi próbuje sterować całym światem. (śmiech) Wciąż stara się zdobyć Izę i przekonać ją do siebie. Zacznie wysyłać kwiaty, tajemnicze wiadomości i wprowadzi poczucie zagrożenia w życie naszych bohaterów.

Reklama

Jak to w serialu - nie może być zbyt sielankowo.

A jak ułożą się relacje Izy z Marią, mamą Marcina?

AK: Z Małgosią Pieczyńską pracuje się genialnie, ale w serialu nasza relacja jest dość skomplikowana. Być może niebawem Maria zostanie teściową mojej bohaterki, co na początku nie budziło jej zadowolenia. Powoli jednak zacznie przekonywać się do Izy i finalnie chyba da jej i Marcinowi zielone światło.

MR: Już od pięciu lat gramy razem z Małgosią. Jest wspaniałą aktorką. Jak każda mama, martwi się o swojego syna, zwłaszcza że w tle wciąż jeszcze jest Ania, grana przez Marię Pawłowską, z którą Marcin wcześniej się spotykał. Mój bohater ma wyrzuty sumienia w związku z tym, że nie był szczery wobec Ani. Nie potrafił przyznać przed nią, że wciąż kocha Izę i to z nią chce założyć rodzinę. Spróbuje zrewanżować się więc byłej dziewczynie, odkupić swoje winy i pomóc jej w rozwikłaniu kryminalnych zagadek. Widać, że Marcin dojrzał już do poważnych kroków i z każdym chce być szczery.

Jak widać, scenarzyści nie pozwalają wam się nudzić...

AK: To prawda. (śmiech) Moja Iza doświadczyła już tylu tragedii, że momentami aż ciężko za tym wszystkim nadążyć. Nie ma w życiu lekko. Z drugiej strony, jako aktorka bardzo się z tego cieszę, bo mam co grać. Pracujecie też z małymi dziećmi, co jest dużym wyzwaniem dla każdego aktora.

Jak udaje się wam nad nimi zapanować?

AK: Faktycznie, z dzieciakami jest tak, że nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć. Musimy być w każdej chwili gotowi na improwizację. Nauczyłam się nie stawiać oporu i jestem otwarta na każdą możliwą sytuację. Takie podejście pozwala mi cieszyć się każdym dniem na planie. Okazuje się, że czasem improwizacje z dziećmi wychodzą dużo lepiej niż to, co pierwotnie było napisane w scenariuszu.

MR: Warto podkreślić, że mamy na planie bardzo utalentowane aktorsko dzieci. Staszek zdobył serca widzów od pierwszych chwil, gdy pojawił się na ekranie. Teraz doszła jeszcze mała Ania, która gra Majkę, córkę Izy i Marcina. Jest przeurocza, choć też potrzebowała chwili, żeby się zaaklimatyzować. Cały czas rozglądała się za rodzicami. Ale znalazłem na to sposób. Po prostu mówię im, żeby sobie poszli, zostawili mi dziecko na kilka godzin. I wtedy Ania, która już mnie zna, zachowuje się super. Gdy poświęca się dziecku sto procent uwagi, ono zaczyna się czuć bezpiecznie. Jest spokojniejsze, bardziej otwarte.

Zdarzyły się wam jakieś zaskakujące sytuacje z dziećmi?

MR: Staszek skończył już 4 lata i jesteśmy na "ty", dlatego podczas kręcenia scen zdarza mu się wypalić do mnie "Mikołaj". Wówczas musimy robić dubel. Gram jego tatę, ale on traktuje mnie jak swojego starszego brata.

AK: Stachu to prawdziwy profesjonalista! Potrzebuje tylko jednego dubla i wszystko gotowe. Potem dorośli muszą się męczyć. (śmiech)

Żyjecie razem, wspólnie gracie w serialu, a także w teatrze. Potrzebujecie czasem od siebie odpocząć?

AK: Nie czuję przesytu, bo lubię grać z Mikołajem. On jest świetnym partnerem jako aktor i cieszę się, że mamy okazję razem pracować.

MR: Też lubię występować z Adą. Powtarzam to zresztą od samego początku naszej znajomości. Oby tych wspólnych przedsięwzięć było jak najwięcej!

Udaje się wam nie rozmawiać o pracy w domu?

MR: Jeśli mamy przed sobą jakieś nowe projekty, to oczywiście dyskutujemy o nich też w domu. Ale bez przesady, nie żyjemy wyłącznie pracą.

AK: Staramy się skupiać na życiu codziennym, rzadko przenosimy sferę zawodową do domu. Choć pewnie tak, jak w każdej normalnej parze, czasem przewija się temat pracy. Umiemy jednak odpoczywać i nie dajemy się zwariować. Jesteście z dwóch krańców Polski.

Jakie tradycje bożonarodzeniowe są w waszych domach?

MR: Jestem z Wrocławia, a Ada ze Słupska. Jeszcze nie miałem okazji spędzać świąt na Pomorzu, ale kto wie, wszystko przede mną. (śmiech) W moim domu zawsze jest bardzo wesoło. Mam dwójkę rodzeństwa, wszyscy zjeżdżamy się do rodziców. Dla nas to wyjątkowy czas, dlatego że jest wspólny. Rzadko się widujemy, a podczas tych kilku dni jesteśmy tylko dla siebie.

AK: Ja też mam siostrę i brata - moje rodzeństwo to moi przyjaciele i ostoja.

- Wyczekuję więc tego czasu, żeby się z nimi zobaczyć, a także z resztą rodziny. W naszym domu są tradycyjne święta. Podczas kolacji wigilijnej zawsze jest 12 potraw, dzielimy się opłatkiem. Dopóki żyła moja babcia, spotykaliśmy się u niej. Dziś trochę się pozmieniało.

Gotujecie świąteczne potrawy?

MR: Umiem przyrządzić karpia, ale nie lubię lepić pierogów.

AK: A ja tak je lubię! Musisz w końcu jakieś dla mnie zrobić. (śmiech)

MR: To będzie wyzwanie! Przyjeżdżając na święta do rodziców, staram się im pomagać we wszystkich przygotowaniach. Zaszczepiłem to też w moim synu, który w ubiegłym roku dzielnie mi towarzyszył. Nie narzucam sobie jednak żadnej presji. Stół nie musi uginać się od jedzenia, ale przyznaję, że chętnie zaszywam się w kuchni.

AK: I ja bardzo lubię gotować, chętnie pomagam mamie. Jednak ona jest prawdziwą mistrzynią, co zresztą odziedziczyła po babci. Musiałabym się jeszcze dużo nauczyć, żeby dorównać im w kuchni. Piekę jednak pierniki, serniki. Zdarza mi się też lepić pierogi. Ale szefowa kuchni jest tylko jedna, więc nawet moja pomoc jest ściśle kontrolowana.

Czego najbardziej wyczekujecie w te zimowe święta?

MR: Kiedyś czekałem na prezenty. Dziś wiem, że to niepowtarzalna okazja, aby zobaczyć się z bliskimi. Pobyć razem przy wspólnym stole, pobiesiadować. Po prostu nacieszyć się sobą.

AK: Najcenniejsze jest to, że przy codziennym zabieganiu i stresie, można wreszcie spokojnie pobyć z tymi, których kochamy, z głową wolną od zmartwień. A dodatkowo, zjeść coś pysznego, podzielić się prezentami, porozmawiać.

Śpiewacie kolędy?

AK: Tak, ale o dziwo, wcale nie gram pierwszych skrzypiec! (śmiech) Kiedy żyła jeszcze moja babcia, to właśnie ona królowała w śpiewaniu. Była moją ukochaną artystką. To po niej odziedziczyłam talent wokalny. Przyznam jednak, że do dziś trochę krępuje mnie śpiewanie przed... rodziną.

Robicie jakieś postanowienia na Nowy Rok?

AK: Z reguły planuję, że w następnym roku schudnę, ale jakoś nigdy mi się to nie udało. (śmiech) Kolejny rok jest dla mnie jak każdy następny dzień. Dlatego staram się żyć tak, żeby niczego nie żałować i cieszyć się tym, co mam. Jestem ciekawa, co przyniesie ten nowy rok - liczę na same dobre rzeczy!

MR: Ja również staram się myśleć pozytywnie. Nie należę do osób, które robią postanowienia. Żyję tu i teraz. Biorę to, co życie daje mi na bieżąco.

- Mam pewne duże, przyszłościowe plany, ale też nie chcę się spinać. Pozwalam, aby życie biegło własnym torem.

Był to dla was dobry rok?

AK: Myślę, że tak. Dużo się działo, zarówno zawodowo, jak i prywatnie. Wszystko jest po coś.

MR: A teraz będzie tylko lepiej!

Rozmawiała Paulina Masłowska


Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy