"M jak miłość": Powrót trucicielki
Po długim pobycie w szpitalu Robert wraca w końcu do domu, do byłej żony. Czy nadal grozi mu niebezpieczeństwo?
Lubińscy zaglądają po południu do sąsiadów, gdzie Robert wyznaje Kindze, że na nowo zakochał się w swojej byłej.
- Byłem kompletnym kretynem, nie potrafiłem docenić, jaką cudowną osobą jest Beata! Podobno faceci później dojrzewają... Może tak też było w moim przypadku?
A Zduńska od razu czuje ulgę... - Jezu, tak się cieszę... Bo, może nie pamiętasz, ale jak leżałeś w szpitalu, mówiłeś takie rzeczy, że aż mi głupio powtarzać! - mówi.
- Wiesz, ja wtedy... wszędzie węszyłem podstęp - mężczyzna, zmieszany, odwraca wzrok. - Nie mogłem uwierzyć, że Beata tak po prostu mi wybaczyła. Ona jest jednak o wiele lepszym człowiekiem niż ja...
Tymczasem Lubińska wraca do salonu... z "herbatką", którą właśnie przygotowała dla męża. W teorii: napar jest owocowy. Ale Robert, już chwilę po jego wypiciu, znów zaczyna się źle czuć...
- Nie wiem... Tak dziwnie kręci mi się w głowie, cały świat wiruje mi przed oczami...
Zdezorientowany, mężczyzna spogląda na żonę - i pozwala, by "ukochana" zabrała go do domu. A kilka minut później na Deszczową wraca Piotrek. Przypadkiem wypija kilka łyków z kubka, który sąsiad zostawił na stole - i od razu czuje, że "herbatka" ma dziwny smak.
A później, gdy kładzie się do łóżka, on również ma niepokojące objawy...
- O kurczę... Coś mi chyba siadło na żołądku... Tak dziwnie... się czuję... Ale to pewnie zmęczenie, stres...
Czy Zduński trafi do szpitala - tak, jak wcześniej Robert? A Beata zostanie w końcu aresztowana?