M jak miłość
Ocena
serialu
9,4
Super
Ocen: 393119
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"M jak miłość": Piotr Narlewski - nowy w obsadzie serialu

Piotr Narlewski studiował geologię, pracował w banku, był trenerem piłki nożnej i barmanem. W końcu stwierdził, że szczęście może dać mu tylko aktorstwo. Gdy był na drugim roku PWST w Krakowie, zagrał w filmie „Jack Strong”, teraz dołączył do obsady „M jak miłość”. Jego bohater - leśniczy Franek - zostanie dobrym duszkiem Grabiny.

Jak ci idzie na studiach?

- Jestem na ostatnim roku PWST w Krakowie, stypendium pewnie nie dostanę, ale nie jest źle, rozwijam się. Gram w dwóch spektaklach dyplomowych, niedługo wybiorę temat pracy magisterskiej. Mam jeszcze sporo czasu na pisanie, powinno być dobrze - wydaje mi się, że skończę szkołę w terminie.

Masz już spore doświadczenie zawodowe - zagrałeś między innymi w filmie "Jack Strong". Jak bardzo różnią się zajęcia szkolne od pracy na planie?

- Zderzenie z rzeczywistością bolało, plan filmowy i zajęcia na studiach to zupełnie inne światy. Uczę się w szkole teatralnej, gdy pracowałem na planie "Jacka Stronga", nie miałem żadnego doświadczenia filmowego. To była dla mnie cenna lekcja i duże tąpnięcie zawodowe, otworzyłem oczy. Schodząc z planu dzień po dniu miałem świadomość, że mogłem zagrać lepiej, a było za późno na poprawki. Podpatrywałem innych, doświadczonych aktorów, przyglądałem się, jak pracują. Dopiero wtedy dowiedziałem się, czym jest plan amerykański, że najwięcej emocji trzeba pokazać podczas kręcenia zbliżeń. Tego w mojej szkole nie uczą, mamy inne zajęcia, idziemy w kierunku teatru. Może to się kiedyś zmieni, bo świat się zmienia. Dzisiaj studenci częściej wybierają pracę na planie.

Reklama


Stawiasz na karierę filmowo-telewizyjną?

- Lubię teatr, ale ciągnie mnie na plan, podoba mi się taka praca. Oczywiście wszystko ma plusy i minusy. Przed kamerą trzeba dać z siebie wszystko podczas kręcenia poszczególnych ujęć, jest kilka dubli i koniec, tych scen nigdy więcej się nie zagra. Idzie się dalej. Teatr to powtarzalność, co może być momentami nużące. Ja wolę zmiany.

Teraz pracujesz na planie "M jak miłość". Opowiesz mi coś o swoim bohaterze?

- Ma na imię Franek i jest leśniczym. To człowiek zamknięty w sobie, niechętnie okazujący emocje. Lubi samotność, nie szuka na siłę przyjaźni i akceptacji innych ludzi; nie potrzebuje tego do funkcjonowania. Taka postawa życiowa jest związana z traumami z przeszłości - kiedyś komuś zaufał i się zawiódł, a teraz ma problem z budowaniem relacji. Na oczach widzów spróbuje odnaleźć się w nowym otoczeniu.


Wśród Mostowiaków?

- Franka z Mostowiakami łączy pomost przeszłości. Seniorzy rodu dobrze znali jego dziadka Franciszka, który także był leśniczym. Mój bohater został przez niego wychowany i postanowił kontynuować rodzinne tradycje, jest człowiekiem lasu z pokolenia na pokolenie. Traktuje swoją pracę jako rodzaj misji. To bardzo pomocny człowiek, można na niego liczyć w każdej sytuacji, o czym wiele razy przekonają się Mostowiakowie. Widzowie poznają go, gdy odszuka Lucjana (Witold Pyrkosz - przyp. aut.), który zgubi się w lesie. Zostanie dobrym duszkiem Grabiny, kimś na pograniczu stróża prawa. Sądzę, że taka postać przyda się w miasteczku.

- W kierunku Franka nieśmiało będzie zerkała Natalia (Marcjanna Lelek), czego mój bohater początkowo nie dostrzeże. Na razie nie w głowie mu nowe znajomości z kobietami, bo ma na koncie bolesne miłosne przeżycia, ale kto wie, co przyniesie przyszłość.

Czy coś cię zaskoczyło na planie?

- Na każdym kroku widzę duże zaangażowanie reżyserów, co nie jest normą na planach seriali. Dbają o każdy szczegół, człowiek nie zostaje sam z problemem - wiem, co mam grać, czego się ode mnie oczekuje. Nie ma taśmowego działania, jest dobrze.

- W związku z profesją mojego bohatera pracuję poza miastem, w plenerach, dzięki czemu mogę trochę odetchnąć. Niedługo zrobi się jeszcze cieplej, więc tym bardziej przyjemnie będzie przyjeżdżać na plan. To trochę mój klimat, mam działkę na Podlasiu, na skraju Puszczy Augustowskiej. Lubię tam jeździć, lubię samotność, mam w sobie pierwiastek, który ciągnie mnie do lasu (śmiech).


A od kiedy ciągnie cię do aktorstwa? Pamiętasz moment, gdy pierwszy raz pomyślałeś, że chcesz iść tą drogą?

- Od małego oglądałem z tatą filmy gangsterskie, może wtedy zainteresowałem się aktorstwem? Moje losy potoczyły się dość nietypowo. Nie poszedłem do szkoły aktorskiej od razu po maturze, swoje przeżyłem, tułałem się po świecie. Zacząłem studia na wydziale geologii, byłem przez chwilę na AWF-ie, pracowałem za barem, w banku, robiłem sporo rzeczy, które nie sprawiały mi przyjemności. Trenowałem piłkę nożną w klubie SEMP Ursynów, chciałem grać na stadionach wypełnionych po brzegi kibicami, co chyba było moim największym marzeniem, ale z powodów zdrowotnych szybko zakończyłem karierę. Nie potrafiłem zrezygnować z tego sportu na dobre, więc zająłem się trenowaniem młodych chłopaków z podstawówki. Jednocześnie od najmłodszych lat pływałem, do dziś jestem ratownikiem WOPR. Niby sprawiało mi to przyjemność, ale wciąż czegoś brakowało. W pewnym momencie stwierdziłem, że szczęście może dać mi tylko aktorstwo, że tylko w tym zawodzie się odnajdę i rzeczywiście tak jest.

- Rzutem na taśmę dostałem się do PWST i zacząłem nowe życie. Miałem nie jechać na egzaminy do Krakowa, bo wcześniej w Łodzi i Warszawie totalnie mi nie poszły. Chciałem zrezygnować, ale nie odpuściłem.

Rozmawiał Kuba Zajkowski

www.mjakmilosc.tvp.pl/
Dowiedz się więcej na temat: M jak miłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy