M jak miłość
Ocena
serialu
9,4
Super
Ocen: 393119
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"M jak miłość": "Od czasu do czasu trzeba się potknąć" - wywiad z Jowitą Budnik

Dwa lata temu zrezygnowała ze stałej pracy w charakterze agentki aktorów, żeby skupić się na aktorstwie. W marcu odbyła się premiera jej monodramu "Supermenka", a na planie "M jak miłość" ma coraz więcej wyzwań. Teresa Zarzycka, którą gra w serialu, właśnie dowiedziała się, że jest ciężko chora. Kolejne wiadomości będą bardziej optymistyczne - być może wyzdrowieje dzięki eksperymentalnej terapii!

Cześć, supermenko. Jak ci dzisiaj minął dzień?

- Cześć, trudno wyobrazić sobie, żeby było gorzej. Po raz pierwszy, od kiedy moja starsza córka chodzi do szkoły, a jest już w trzeciej klasie, zaspałam. W związku z tym nie poszła na pierwszą lekcję. Nie mogliśmy spotkać się w lepszym momencie, żebym miała możliwość oficjalnie przyznać się do porażki.

Współczesne kobiety odnoszą sukcesy, ale i porażki. Między innymi o tym opowiada twój monodram "Supermenka".

- Oczywiście żartowałam - to, co mi się dzisiaj przytrafiło, to drobiazg. Bohaterka mojego spektaklu zmaga się z prawdziwymi problemami, a mimo to - o czym chciałabym powiedzieć głośno i wyraźnie - pokonuje wszystkie przeciwności losu. Okazuje się, że nie da się być zawsze super i odnosić samych sukcesów. Tak to jest z naszym życiem, że żebyśmy mogli poczuć, jak miłe, urocze i szczęśliwe bywa, od czasu do czasu trzeba się potknąć, wywrócić, a potem wstać i iść dalej.
"Supermenka" nie wymaga od widza tajemnej wiedzy czy szczególnej wrażliwości, bo każdy zetknął się sytuacjami, których doświadcza moja bohaterka. Ten spektakl opowiada o wyzwaniach, z którymi mierzymy się na co dzień, a z drugiej strony jest utrzymany w dosyć lekkiej formule. Przez półtorej godziny można się pośmiać, mam nadzieję, że także wzruszyć i wzbudzić w sobie refleksję nad życiem. Staram się, żeby nie było nudno.

Reklama

Skąd wziął się pomysł na "Supermenkę"?

- Pewnie niewiele osób o tym wie, ale prawie dwa lata temu diametralnie zmieniłam życie. Rzuciłam stałą pracę i przestałam być agentką. Tak się poukładało, że miałam coraz więcej zajęć aktorskich i musiałam podjąć decyzję, co dalej. Koleżanka, która mnie zastępowała w agencji, radziła sobie doskonale, ale też musiała wiedzieć, na czym stoi. Nie mogłam w nieskończoność prowadzić w ten sposób życia zawodowego. Wspólnie z Jurkiem Gudejko, moim szefem, ustaliliśmy, że skupię się na aktorstwie. Jurek opowiadał mi, że gdy dzwonił do różnych produkcji, żeby powiedzieć, że już nie jestem agentką, mówił: ta pani już u nas nie pracuje, teraz my pracujemy dla tej pani (śmiech).
Po jakimś czasie zapytał mnie, co by było, gdybym zagrała w teatrze. Gdy padła propozycja, że to ma być monodram, w pierwszej chwili mnie zmroziło. Zgodziłam się, bo pomyślałam, że nie mam nic do stracenia. Poprzednio stałam na deskach teatralnych dwadzieścia lat temu, pewnie niewiele osób pamięta moje role. Nie mogłam popsuć sobie reputacji teatralnej, a miałam dużo do zyskania.

Wykazałaś się dużą odwagą. Monodram to ogromne wyzwanie aktorskie.

- Na scenie największe z możliwych, nie da się go porównać do pracy na planie filmu czy serialu. Rzuciliśmy się z Jurkiem Gudejko, który wyreżyserował i wyprodukował "Supermenkę", na głęboką wodę. Gramy krótko, premiera odbyła się ósmego marca, ale jestem bardzo zadowolona. Wystawiamy spektakl w warszawskim teatrze Kamienica i zaczynamy jeździć po Polsce. Wczoraj wróciłam z Olsztyna, gdzie pokazywaliśmy mój monodram na Spotkaniach Teatralnych. Niedługo będziemy między innymi w Gorzowie Wielkopolskim i Krakowie.

W "Supermence" rozśmieszasz widzów, a na planie "M jak miłość" masz do grania trudne, dramatyczne sceny. Twoja bohaterka właśnie dowiedziała się, że jest ciężko chora.

- Bardzo się martwię stanem zdrowia pani Zarzyckiej. Pierwsze doniesienia były tragiczne, że jest źle i może być tylko gorzej, że to kwestia miesięcy, góra dwóch lat i będzie po niej. Kolejne wiadomości są bardziej optymistyczne, pojawiają się informacje o eksperymentalnych terapiach, którym ma się poddać moja bohaterka. Jej życie rodzinne zaczęło się pięknie układać - zbliżyła się do Mostowiaków, ma prawie synową Natalię (Marcjanna Lelek - przyp. aut.), mogłaby pomóc w opiece nad malutką Hanią (Maja Marczak - przyp. aut.). Szkoda byłoby to tracić, mam nadzieję, że tak szybko się nie podda i wyzdrowieje.

To silna kobieta. Mimo że choruje, nie odpuszcza walki o dobro rodziny. Przekona się o tym kłusownik Gliński, któremu Teresa powie kilka ostrych słów.

- Spotka go w drodze do sklepu, nie pójdzie do niego specjalnie. Ale owszem, Teresa to kobieta, która dopóki jest w stanie ruszyć palcem, będzie dbała o dobro rodziny, a Franka (Piotr Nerlewski - przyp. aut.) w szczególności. W związku z zamieszaniem, jakie wywołał Gliński (Grzegorz Kucias - przyp. aut.), wrócą sprawy z przeszłości. Zarzycka zacznie utwierdzać się w przekonaniu, że jej mąż nie zginął w wypadku, tylko że ktoś mu pomógł.

Spotkałaś na planie "M jak miłość" jakiegoś aktora, którego byłaś agentką?

- Na razie pracuję wyłącznie z osobami, z którymi nie miałam wcześniej do czynienia. Jest miło i uroczo. Chciałabym kiedyś zagrać z Mikołajem Roznerskim, jednym z moich ulubionych podopiecznych, ale na razie losy naszych bohaterów się rozmijają.


Cieszysz się, że postawiłaś na aktorstwo? Jesteś zadowolona ze swojej decyzji?

- Podoba mi się ta zmiana. Znajduję się na takim etapie, że to dla mnie najlepsze rozwiązanie. Kiedyś bałam się momentów w życiu aktora, w których zawodowo nie dzieje się nic, albo niewiele. Teraz wiem, jak je zagospodarować; nie marnuję tego czasu. Gdy nie pracuję na planie czy w teatrze, jestem mamą na pełen etat.

Rozmawiał: Kuba Zajkowski

www.mjakmilosc.tvp.pl/
Dowiedz się więcej na temat: Jowita Budnik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy