M jak miłość
Ocena
serialu
9,4
Super
Ocen: 393119
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

​"M jak miłość": Monika Mielnicka odchodzi z serialu

To już pewne jak w szwajcarskim banku: Monika Mielnicka, czyli serialowa Liliana Mostowiak, odchodzi z "M jak miłość“! Choć aktualnie koncentruje się na studiach psychologicznych, nie rezygnuje z aktorstwa. Stawia na rozwój osobisty i realizację marzeń, dlatego na rok wyjeżdża z Polski razem ze swoim ukochanym Oskarem Paradowskim.

Wielkie zmiany w swoim życiu ogłosiłaś w mediach społecznościowych!

Wszystko zależy, jak na to spojrzeć. Z mojego punktu widzenia nie zmienia się nic (śmiech)! Wciąż pozostaję sobą i konsekwentnie podążam już dawno temu wytyczoną drogą.  Po prostu mam marzenia i ośmielam się je realizować. Patrząc na sytuację bardziej powierzchownie, zmienia się... wszystko. Nie dość, że odchodzę z obsady "M jak miłość“, to jeszcze wyjeżdżam na rok za granicę. Bardzo zależy mi na tym, by nie stać w miejscu i stale się rozwijać. Cieszę się, że mam takie możliwości.

Reklama

Twoje odejście z "Emki“ jest definitywne?

Na dziś tak. Scenarzyści wysłali moją Lilkę w podróż po Europie u boku starszego kochanka z Australii. Jej małżeństwo z młodym Mostowiakiem legło w gruzach. Z jakiego powodu miałaby więc wracać do Grabiny? Ale "nigdy nie mów nigdy“ (śmiech)!

Jak to możliwe, że uchodzące za idealne małżeństwo młodych Mostowiaków rozpada się w takim tempie i w takim stylu?

To pytanie bardziej do scenarzystów niż do mnie. Nie mnie to oceniać. Graliśmy to, co nam napisano.

Co sądzisz o fali hejtu, jaka wylała się na wasz wątek?

Wiesz, jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. Gdy Lilka i Mateusz byli zgodną parą, fani czy raczej antyfani twierdzili, że są nudni aż do - tu cytat - wyrzygania. Gdy się rozstali, piszą, że to kompletnie niewiarygodne i oderwane od rzeczywistości. Po ostatnim odcinku z moim udziałem odebrałam mnóstwo ciepłych komentarzy, że szkoda Lilki i Mateusza i że bez nich nie będą już oglądać serialu. Moja skrzynka na Instagramie dosłownie pękała w szwach. To bardzo miłe. Wszystkim sympatykom naszego wątku kłaniam się nisko i pięknie dziękuję. Do zobaczenia w innych projektach.

Krytyka i złośliwe komentarze bolały?

Konstruktywna krytyka to dla mnie pozytywny bodziec do pracy nad sobą. Ale hejt jest przykry, zwłaszcza jak obrywa się za nie swoje grzechy. Czy ja odpowiadam za to, że Lilka znalazła sobie "podstarzałego i obrzydliwie bogatego kochanka“? Albo że "nie ma za grosz gustu i ubiera się jak niewidoma w ciuchy za duże o kilka rozmiarów“?

Bolesne oczywiście są osobiste wycieczki w stronę wyglądu i wagi. Mam 170 centymetrów wzrostu i muszę nauczyć się żyć z tym, że w pracy mogę trafiać na niższych partnerów. Kamera wychwytuje wszystko, nawet huśtawkę hormonów odbijającą na twarzy. Aktor nie ma obowiązku tłumaczyć się ze swoich problemów zdrowotnych, ale każdemu wydaje się, że może oceniać jego wygląd. Nie mówiąc już o utożsamianiu go z fikcyjnym bohaterem. Cena popularności jest bardzo wysoka i mało kto jest w stanie ją udźwignąć bez specjalistycznej terapii. Uwierz mi, czasem naprawdę można się załamać.

Jak z perspektywy czasu oceniasz swoją pracę w najpopularniejszym od lat serialu w Polsce?

To była niezwykle cenna lekcja aktorstwa i... życia w ogóle. Gdy dostałam rolę Lilki, zakładałam, że ta przygoda potrwa najwyżej rok. Ostatecznie spędziłam na tym planie prawie dwa i pół roku. Zagrałam wiele scen o najróżniejszym ładunku emocjonalnym i poznałam wiele osób, które - w sposób bardziej lub mniej świadomy - dzieliły się swoimi doświadczeniami i poglądami. Dzięki temu już dobrze wiem, czego... nie chcę.

Czego na pewno nie chcesz?

Na pewno nie chciałabym zasiedzieć się w jednej produkcji dwadzieścia lat. To dla młodego aktora pułapka i zero szans na rozwój. Pieniądze, jakie zarabia się w serialu, nie są warte takiego poświęcenia. Jedna z nestorek "Emki“ - o personalia mnie nie pytaj, bo i tak nie podam - publicznie nie kryła się z opinią, że ten serial zniszczył jej karierę. Gdy pojawiała się na planie, zachowywała się tak, jakby przychodziła tam za karę. Zwykle nie znała tekstu. Wszyscy doskonale wiedzieli, kiedy jest nieprzygotowana do pracy, bo wtedy już od wejścia robiła awanturę, że coś jest nie tak. Na przykład atakowała kierownika planu, że nie miała gdzie zaparkować. Tak, jakby on był parkingowym.

Jestem wdzięczna, że mogłam z bliska podpatrywać pracę wspaniałych aktorów i uczyć się od nich. Szczególne podziękowania kieruję na ręce pani Teresy Lipowskiej, Doroty Choteckiej, Tomasza Sobczaka i Januarego Brunova. To profesjonaliści w każdym calu i klasa sama w sobie. Dziękuję też szefowej scenarzystów Alinie Puchale i jej zespołowi, pionom charakteryzacji i kostiumom, wszystkim reżyserom i całej produkcji za owocną współpracę.

Najtrudniejsza scena, jaką zagrałaś u Mostowiaków?

Niewątpliwie scena gwałtu, którą przeżyła moja Lilka. Potem jeszcze była próba samobójcza. Wszystko zaczęło się psuć od ślubu z Mateuszem (śmiech), ale to przecież normalne w telenoweli.

Ubiegasz się w tym roku o indeks na którejś z uczelni aktorskich?

Jako kierunek studiów wybrałam psychologię i na tym chcę się poważnie skoncentrować. Aktualnie odbywam praktyki psychologiczne w jednej z warszawskich szkół. Uważam, że każdy aktor powinien mieć tzw. drugą nogę. Jeśli telefon z propozycjami nowych ról zamilknie, zawód psychologa będzie jak znalazł, zwłaszcza w dzisiejszych trudnych czasach. Nie zamierzam bynajmniej rezygnować z aktorstwa. Przede mną główna rola w filmie fabularnym, są też propozycje z seriali.

Czy wyjazd za granicę oznacza, że zamierzasz podbić świat?

Oczywiście, jakże by inaczej! (śmiech)

Czyżbyś celowała w Hollywood?

Z przyjemnością opowiem o tym w odpowiednim czasie. Muszę mieć przecież jakiś sekret!

To powiedz chociaż, czy opuszczasz Polskę razem z ukochanym?

Owszem! Bez mojego ukochanego nigdzie się nie ruszam! Lubię żartować, że Oskara już zdobyłam (śmiech) Cała reszta zależy tylko ode mnie i od szczęścia!

Dużo szczęścia zatem!

Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć!


Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy