"M jak miłość": Miłość ma wielką moc - rozmowa z Katarzyną Cichopek
"M jak miłość" ma już 20. lat! To również jej sukces, bo jest związana z serialem od początku. Obecnie małżeństwo Kingi, którą gra, przechodzi poważny kryzys. Czy także tym razem Zduńscy wyjdą z niego obronną ręką?
Trudno w to uwierzyć, ale "M jak miłość" ma już dwadzieścia lat!
- Z serialem jestem związana dłużej, niż żyłam przed rozpoczęciem zdjęć. Przyszłam na plan, gdy miałam siedemnaście lat. Byłam nieletnia, więc pierwszą umowę podpisywał mój tato. "M jak miłość" towarzyszy mi całe dorosłe życie. Odkąd gram Kingę, zdałam maturę, dostałam się na studia, obroniłam pracę magisterską, wyszłam za mąż i urodziłam dwójkę dzieci. Mam jeszcze czwórkę serialowych, więc w sumie sześcioro. I dwóch mężów na legalu (śmiech).
Czy przypuszczałaś przed laty, że możesz być związana z serialem tak długo?
- Na początku traktowałam pracę na planie "M jak miłość" jak nowe doświadczenie, zabawę, a potem jak fantastyczną przygodę. Zaczynałam od małego epizodu, miałam zagrać koleżankę Piotra Zduńskiego (Marcin Mroczek - przyp. aut.) z ławki szkolnej. Dwa dni zdjęciowe, trzy sceny, serial z zamkniętą formułą. Dwadzieścia odcinków i koniec. Nie spodziewałam się, że moja rola tak się rozwinie i że serial będzie powstawał tyle lat; to z całą pewnością duże zaskoczenie.
Zaskoczenie, które bardzo wpłynęło na twoje życie.
- "M jak miłość" otworzyło mi wiele drzwi. Dzięki serialowi mogłam wziąć udział choćby w "Tańcu z gwiazdami", gdzie poznałam męża (Marcin Hakiel - przyp. aut.). Prowadziłam różne programy rozrywkowe, a obecnie jestem gospodynią "Pytania na śniadanie".
Co pierwsze przychodzi ci do głowy, gdy słyszysz - "M jak miłość"? Jakie masz skojarzenie?
- Miłość. Kocham to, co robię. Jestem wielką szczęściarą, że mogę być w obsadzie tego serialu. Kocham jeździć na plan, nagrywać kolejne sceny, przywiązałam się do ludzi, których tam spotykam. Zarówno tych z ekipy, jak i grona aktorów. Ostatnio rozmawiałyśmy z Anią Muchą (serialowa Magda - przyp. aut.), że mamy szczęście, iż trafiłyśmy na siebie dwadzieścia lat temu. Lubimy się, dobrze nam się razem gra. To samo tyczy się braci Mroczków (Rafał i Marcin - przyp. aut.), z którymi od początku świetnie się dogaduję. Tę dobrą energię widać na ekranie, przekłada się na nasze postaci i serial.
Czy dobra atmosfera na planie to tajemnica sukcesu "M jak miłość"?
- Na ten sukces złożyło się wiele czynników. Pracujemy w systemie filmowym - z tego, co słyszałam, mamy znacznie więcej czasu na realizację sceny niż w przypadku innych seriali. To przekłada się na jakość ujęć. Gdy zaczynaliśmy zdjęcia na planie, po ulicach jeździły w zasadzie tylko Polonezy i Fiaty 126p, nie było telefonów komórkowych, tylko stacjonarne z kółkiem do wykręcania numerów, a moda oszałamiała (śmiech). Wspominam tamte czasy z rozrzewnieniem. Wiele się zmieniło, a serial trwa, wciąż ma rzeszę fanów i bardzo wysoką oglądalność. Okazał się fenomenem. Dzięki widzom, którzy pokochali "M jak miłość", jesteśmy, pracujemy i od dwudziestu lat tworzymy nowe odcinki najlepiej jak umiemy. To wielkie szczęście trafić do takiej produkcji i móc przyłożyć się do takiego sukcesu.
Ile jest ciebie w Kindze?
- Oprócz tego, że obie jesteśmy po studiach psychologicznych, obie mamy mężów i dzieci, różni nas wiele. Kinga - w przeciwieństwie do mnie - jest ekspertem kulinarnym i świetnie gotuje. Potrafi bez emocji zarządzać w sytuacjach kryzysowych, brać sprawy w swoje ręce i podejmować kluczowe dla całej rodziny decyzje. Jest bardzo opanowana.
Ostatnio jej spokój i siła zostały wystawione na próbę.
- Scenarzyści zrobili nam i widzom ogromną niespodziankę. Wątek, który rozwija się w obecnie emitowanych odcinkach, wzbudza wiele emocji. Wydaje mi się, że Paweł (Rafał Mroczek - przyp. aut.) nie zakochał się w Kindze. Myślę, że moja bohaterka jest dla niego symbolem szczęścia, którego szuka - ciepłego domu, miłości, rodziny. Nie układa mu się w życiu i związkach, pewnie chciałby mieć własne dzieci i kobietę, na którą może liczyć. Partnerkę, która czeka z obiadem, kiedy wraca z pracy, która zawsze służy radą i przytuli. On to widzi w Kindze. Poczuł się odpowiedzialny, gdy jego brat wyjechał. Chciał pomóc, stanąć na wysokości zadania, ale trochę za bardzo się wczuł.
Z kolei Piotr przestał doceniać życie rodzinne.
- Poczuł wolność. Wielu facetów, którzy mają dziecko, nawet jedno, nie mówiąc o czwórce, gdy może wyjechać, spędzić fajnie czas i wrócić do nawyków kawalerskich, z przyjemnością z tego korzysta. Piotr (Marcin Mroczek - przyp. aut.) zagalopował się w relacji z Kamilą (Anna Gorajska - przyp. aut.), projektował uczucia, bo nie było na miejscu Kingi. Potrzebował kompana, wsparcia, przyjaciela. Kamila, która jest sprytną dziewczyną, wykorzystała sytuację i jego słabość. Nie chcę zdradzić, co jeszcze wydarzy się w tym wątku, żeby nie psuć widzom przyjemności z oglądania serialu. Mogę tylko powiedzieć, że miłość ma wielką moc!
Rozmawiał: Kuba Zajkowski