"M jak miłość": Ma już dosyć!
Marta kolejny raz "przyłapuje" męża z Sonią - w kancelarii i nawet nie próbuje ukryć zazdrości. A Budzyński traci w końcu cierpliwość.
- Chciałem z tobą zamienić dwa słowa...
Po wyjściu przyjaciółki, Andrzej od razu zagląda do gabinetu żony...
A Marta posyła mu lodowate spojrzenie: - Zaraz wychodzę na rozprawę. Ale jestem pewna, że Sonia znajdzie dla ciebie czas. Na pewno jest bardziej dostępna... I przyjazna... I w ogóle wszystko bardziej... zwłaszcza w stosunku do ciebie!
Sekundę później, zirytowana, prawniczka kieruje się do wyjścia. Jednak mąż dogania ją na korytarzu... I w końcu wybucha.
- Marta, od dłuższego czasu znoszę te wszystkie twoje przytyki, aluzyjki, złośliwości... ale powoli zaczynam mieć dość! Naprawdę sądzisz, że zachowywałbym się jak jakiś półidiota?! - Budzyński, wściekły, podnosi głos - choć w biurze słyszą go koledzy i klienci.
- Gdyby rzeczywiście coś mnie łączyło z Sonią to uważasz, że umawiałbym się z nią w kancelarii? Tak nisko mnie oceniasz? Nie czuję się winny i nie mam ochoty się tak czuć... To wszystko, co mam do powiedzenia na ten temat!