"M jak miłość": Lud żąda igrzysk
Tegoroczne urodziny, które obchodzi 1 stycznia, spędziła w Indiach. Podczas urlopu wyciszyła się, naładowała pozytywną energią i jest gotowa do działania. Dołączyła do obsady „M jak miłość”, gdzie gra Weronikę, która wywoła wiele skrajnych emocji, i szykuje się do pracy na planie trzeciej części filmu „Kogel-mogel”!
Spędziła pani urodziny na urlopie?
- Musiał pan o tym mówić (śmiech)? Umówmy się, że nie wspominamy które, dobrze? Od dawna nie obchodzę urodzin; zazwyczaj spędzam ten dzień poza Polską. Tak było także w tym roku. Lubie wyjeżdżać na czas Bożego Narodzenia, bo jestem leniwa. Nie chce mi się stać w kolejce po karpia, stroić mieszkania i gotować. Moje święta zakończyły się w momencie, gdy przestałam celebrować je z najbliższą rodziną - mamą, ojcem, babcią, braćmi i siostrą. Wtedy było prawdziwe Boże Narodzenie, teraz jesteśmy we trójkę, góra czwórkę i nie ma klimatu. Dlatego robię uniki. Nie podważam tego, że ktoś uwielbia i czeka na święta, ale dla mnie może ich nie być. Mogę mieć święto jutro, postawić choinkę i ją udekorować. Powiem panu więcej, mam przyjaciółkę, u której sztuczna choinka, która wygląda jak prawdziwa, stoi cały rok. Można? (śmiech)
Gdzie pani wyjechała tym razem?
- Byłam w Indiach. Urodziny, które obchodzę pierwszego stycznia, spędziłam w Alleppi, gdzie pływałam barką po rzece. Było bardzo ciepło i spokojnie. Relaksowałam się po mocnym, dwudniowym pobycie w Bombaju, gdzie spełniłam jedno z marzeń i spędziłam noc w ekskluzywnym hotelu Taj Mahal. Nocowały tam głowy najpotężniejszych państw i wielcy artyści, między innymi John Lennon z Yoko Ono. Słyszałam anegdotę, że podobno przez pięć nocy w ogóle nie wychodzili z apartamentu, taka to była miłość (śmiech).
Przyda się pani wypoczynek, bo czeka panią dużo pracy. Choćby na planie "M jak miłość", gdzie gra pani bardzo intrygującą, tajemniczą postać.
- Moja bohaterka, Weronika, wbije się jak klin w rodzinę Mostowiaków i wywoła wiele emocji. To postać z przeszłością - była wzięta aktorka, gwiazda łódzkich teatrów, a obecnie majętna kobieta, która zajmuje się sprzedażą nieruchomości. Przed laty oddała swoje dziecko do adopcji. Miało trafić za granicę, ale po latach okaże się, że jednak zostało w Polsce. Jej synem jest policjant Janek (Tomáš Kollárik - przyp. aut.). Nasi bohaterowie przez wiele odcinków będą krążyć wokół siebie. Najpierw Janek będzie szukał mamy, potem ona będzie próbowała zbliżyć się do niego, a on nie będzie chciał z nią rozmawiać. Nie dziwię się. Wygląda na to, że znowu gram matkę wyrodną (śmiech).
Która chce naprawić swoje błędy z przeszłości?
- Gdyby moja bohaterka od początku była słodka i krystaliczna, potem nie byłoby co grać, a widzowie byliby znudzeni. Dostałam opis mojej postaci, a szczegółów dowiaduję się z odcinka na odcinek. Myślę, że to będzie ciekawy wątek. Byłam trochę przerażona, bo dołączyłam do obsady serialu w 1351. odcinku, ale to ciekawe doświadczenie móc zobaczyć i pracować na tym planie. "M jak miłość" powstaje w wielkich, nowoczesnych halach. Zatrzymałam się na chwilę sentymentalnie, kiedy zobaczyłam stół, przy którym do niedawna grał Witold Pyrkosz (serialowy Lucjan - przyp. aut.); to było niesamowite. No ale cóż, the show must go on.
- Trochę odwykłam od seriali, bo ostatnio pracowałam tylko na planie "Przyjaciółek", ale w życiu aktora to przychodzi falami. Kiedyś grałam jednocześnie w dziewięciu serialach i nie wiedziałam, jak nazywają się moje bohaterki. W tym zawodzie są momenty przyśpieszenia i odpuszczenia. Teraz będę miała moment przyśpieszenia, tak czuję. Ostatnio trochę zwolniłam, ale nie dlatego, że nie chciało mi się czegoś robić, wymyślać i poszukiwać, tylko z powodów zdrowotnych. Miałam kontuzję, która przewartościowała moje życie.
Czy to przyśpieszenie zawodowe związane jest także z pracą nad trzecią częścią filmu "Kogel-mogel"?
- Tak, niedługo zaczynamy zdjęcia. Jestem trochę spiritus movens tego projektu. Mam fana, Mariana, który zna wszystkie kwestie z dwóch części "Kogla-mogla". Powiedział mi, że na Facebooku jest fan page, który odnosi się do tych filmów, gdzie są frazy, cytaty i nawiązania do nich. Tekst "tu jest jakby luksusowo" wiele razy otwierał mi zamknięte drzwi, dzięki niemu wpuszczono mnie choćby do klubu gejowskiego, gdzie kobiety nie mają wstępu.
Gdy spotkałam Ilonę Łepkowską, powiedziałam jej, że lud żąda igrzysk, a ona napisała kontynuację osadzoną we współczesnych realiach. Przejrzała w internecie informacje i plotki na mój temat, które wykorzystała w scenariuszu. Nie wiem dlaczego, ale moja bohaterka będzie seks coachem! Wychodzi na to, że dobrze czasami palnąć głupotę, bo potem może posłużyć jako kanwa scenariusza (śmiech). Jestem ciekawa, czy skrajny, ale zapamiętany charakter Wolańskiej trochę złagodnieje. Gdy "Kogel-mogel" trafił do kin, ludzie dzwonili do mojego męża i pytali, jak może ze mną wytrzymać (śmiech). Odbierali to jeden do jednego. Mam też nadzieję, że zagram ze swoją sunią Shakirą; myślę że pasuje do tego filmu.
Nie obawia się pani, że to kurs na zderzenie czołowe z legendą "Kogla-mogla"?
- Pierwsza część filmu powstała trzydzieści lat temu, a druga rok później. Ich siłą było doskonałe odzwierciedlenie realiów końca lat 80. i świetne aktorstwo. "Kogel-mogel" i "Galimatias, czyli kogel-mogel II" są jak "Kevin sam w domu", zawsze są emitowane latem czy przy okazji świąt. Czasami na nie zerknę i niezmiennie jestem pod wrażeniem genialnej Lorentowicz, Celińskiej czy Turka.
Kontynuacje są ryzykowne, ale warto próbować; jestem podekscytowana. Przed laty niektórzy aktorzy podchodzili do tych filmów z przymrużeniem oka, że co to jest granie w takiej komedyjce, że to żadna sztuka ambitna, ale teraz, gdy powstaje kolejna część, nie odmawiają (śmiech). Może po trzydziestu latach ta komedia, jak dwie pierwsze części, też będzie kultowa?
Darzy pani sentymentem rolę w "Koglu-moglu"?
- To moja najlepsza rola komediowa. Nie uważam, że ten gatunek jest gorszy, czy łatwiejszy. Widać to, gdy ogląda się współczesne komedie z niektórymi aktorami, którzy nie mają tej specyficznej lekkości, a cały czas są w nich obsadzani. Jeśli chodzi o dramat, zdecydowanie najbardziej cenię rolę w "Bellissimie", za którą dostałam poważne nagrody aktorskie w Wenecji i Gdyni. Nic jej nie przebiło i filmowo pewnie nic się nie zmieni, bo aktorki z mojej półki wiekowej grają coraz mniej. Bardzo mało pisze się dla dojrzałych kobiet. Do trzydziestki jesteśmy zauważane, do czterdziestki gramy, ale rzadziej, a po pięćdziesiątce stajemy się troszkę transparentne. Zagrałam piękne, dramatyczne role w filmach Maćka Michalskiego - "Królowa śniegu" i "Kanadyjskie sukienki", ale to wyjątki. Pole do działania zostaje w teatrze, gdzie mogę walczyć ze stemplem kobiety luksusowej. Grałam Violettę Villas czy Patty Diphusę, a teraz znalazłam kolejną bardzo fajną rolę. Jeszcze nie mogę zdradzać szczegółów, ale być może stworzę duet wariatek z Dorotą Stalińską w spektaklu, który jest absolutnym hitem Broadwayu.
Z innych aktualności chciałabym zrobić wystawę zdjęć celebrytów i ich zwierząt, a dochód przeznaczyć na schroniska. To moja idea. My, ludzie, możemy sobie radzić sami, zwierzęta - nie.
Kiedy wpadła pani na ten pomysł?
- Po wizycie w Indiach, gdzie zobaczyłam różnice kulturowe i okropną biedę. To daje bardzo dużo do myślenia. Potrzebuję wsparcia medialnego, jeszcze nie wiem, gdzie zorganizuję wystawę, ale zamierzam to zrobić. Mam dużo siły po urlopie. Byłam w miejscu mocy, w ośrodku ajurwedy, który prowadzą niezwykli ludzie. Gdy przyjeżdża się tam z zagonionej Europy, z dala od komputerów i bombardowania złymi wiadomościami można się wyciszyć i zrównoważyć. Naładowałam się pozytywną energią i teraz będę działać.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski