„M jak miłość”: Czeka na bardzo ważny egzamin
Przystojny Piotr Nerlewski, znany z roli Franka z „M jak miłość”, potrzebuje teraz wielkiego wsparcia. 15 grudnia broni pracę magisterską. Trzymamy kciuki!
Wszyscy aktorzy wiedzą, że granie w "M-ce" daje popularność i sympatię widzów, a co dopiero, jeśli jest to rola młodego przystojniaka, jak Twój leśniczy Franek. Fanki podobno szaleją!
- Naprawdę? Nie zauważyłem. Czasem jedynie ktoś mnie gdzieś rozpozna, czasem zwróci się do mnie serialowym imieniem, nic więcej szczególnego się nie dzieje.
Pierwszym serialem, w jakim zagrałeś, była "Pierwsza miłość", teraz jest "M jak miłość". Specjalizujesz się w miłosnych tematach?
- Też się śmiejemy ze znajomymi, że chyba to moja dziedzina! A tak naprawdę to czysty przypadek, że trafiłem akurat do tych seriali.
Dużo miłości jest wokół Twojego bohatera - kochają się w nim dwie Mostowiakówny, co spowoduje ostry konflikt między nimi...
- W realu też tak bywa, że walka o miłość powoduje większe lub mniejsze tragedie między ludźmi. Szkoda, że trafiło na Natalię (Marcjanna Lelek) i Ulę (Iga Krefft), to fajne dziewczyny i dotąd zgodne siostry. Ale jak mówią - serce nie sługa...
Którą z nich wybierze Franek?
- Nie chciałbym psuć widzom niespodzianki, powiem tylko, że mój bohater jest niezwykle ostrożny w kwestii uczuć, już raz się zawiódł i ma to spory wpływ na jego postępowanie.
Franek ma bardzo zaborczą matkę...
- Bywa to męczące, ale trochę ją rozumiem. Syn jest jej oczkiem w głowie, ma powody, by go bronić i kierować jego życiem. Ale ostateczne decyzje podejmuje on sam, a dobra mama to taka, która chce i umie to zaakceptować.
Poza rolą w serialu masz jeszcze inne obowiązki: grasz w teatrze i studiujesz...
- Studia w krakowskiej PWST już skończyłem, została mi jeszcze obrona pracy magisterskiej, termin wyznaczono na 15 grudnia, miejmy nadzieję, że się uda. Pisałem o filmach braci Coen, o środkach wyrazu, jakimi posługują się w swoich obrazach. Kino jest mi chyba najbliższe, chociaż bardzo sobie cenię pracę w teatrze. Zadebiutowałem w tym roku na deskach Teatru Polskiego we Wrocławiu w przedstawieniu "Media Medea", reżyserowanym przez Marcina Libera.
Co robisz, kiedy nie pracujesz, w wolnych chwilach?
- Właściwie nie mam takich. Ciągle krążę pomiędzy Krakowem (studia), Wrocławiem (teatr) i Warszawą (serial, no i stąd pochodzę). Wcześniej trenowałem wyczynowo pływanie i piłkę nożną, miałem nawet szkółkę, w której trenowałem chłopaków. Potem to wszystko zarzuciłem, wciągnął mnie wir zajęć. Muszę pomyśleć o jakimś nowym hobby, bo inaczej grozi mi chyba pracoholizm! A co z miłością? Niech to zostanie moją słodką tajemnicą...
Jolanta Majewska-Machaj