"M jak miłość": Czas żałoby w Grabinie
Teresa Lipowska w tym roku obchodzi 80. urodziny i 60-lecie pracy zawodowej. Podwójny jubileusz uczciła wydaniem książki „Nad rodzinnym albumem. Teresa Lipowska w rozmowach z Iloną Łepkowską”, która podsumowuje jej dotychczasowe życie i karierę. Jak mówi, ma wszystko, czego potrzebuje do szczęścia – kochającego syna, wnuki i rolę w „M jak miłość”, która zjednała jej życzliwość ludzi.
Bardzo mi miło, że możemy spotkać się w tak pięknych okolicznościach. Obchodziła pani niedawno osiemdziesiąte urodziny, a dodatkowo w tym roku świętuje pani sześćdziesięciolecie pracy zawodowej.
- Obchodzę urodziny czternastego lipca, w rocznicę zburzenia Bastylii. Wiem, że tata wręczył mamie z okazji moich narodzin kwiaty z trójkolorową wstążką w barwach francuskiej flagi. Coś jest na rzeczy, jestem osobą taranem (śmiech). Czasami, gdy przychodzę wieczorem do domu, dziwię się, że tyle się dzieje w moim życiu. Mam osiemdziesiąt lat i jestem bardzo aktywna. Tu byłam, tam pojechałam, wsiadam na rower, odwiedzam Romka Kłosowskiego, moją dziewięćdziesięcioletnią koleżankę. Pracuję na planie "M jak miłość", spotykam się z widzami. Z okazji sześćdziesięciolecia pracy i osiemdziesięciu lat życia odezwały się do mnie wszystkie możliwe stacje telewizyjne, dostałam mnóstwo kwiatów, wiele osób mi gratulowało. Jestem najszczęśliwsza, że otrzymuję na starość, bo trudno mówić o później młodości, tyle ludzkiej życzliwości.
Podwójny jubileusz uczciła pani książką "Nad rodzinnym albumem. Teresa Lipowska w rozmowach z Iloną Łepkowską". Czego pani fani mogą się z niej dowiedzieć?
- Ta książka jest podsumowaniem mojego spojrzenia na te lata, które przeminęły. Podczas przeglądania zdjęć, które miały się w niej znaleźć, i rozmów z Iloną Łepkowską, analizowałam przeszłość. Przed laty, gdy w moim życiu dochodziło do różnych zdarzeń, nie dostrzegałam pewnych aspektów. Kiedy miałam naście lat, ważne było dla mnie, żeby zjeść śniadanie, zapakować tornister, pójść do szkoły, nie zagłębiałam się w relacje w rodzinie, zachowania rodziców. Teraz zastanawiałam się nad tym, co przeminęło, dlaczego było tak, a nie inaczej. Dzięki tej książce spojrzałam na moje życie z innej strony, co kosztowało mnie dużo emocji. Refleksja często przychodzi po czasie. Przeprowadziłam rozmowę z moim ojcem, która coś wyjaśniła, ale zdecydowałam się na nią za późno. Może moja książka da do myślenia młodszym ludziom. Może pomyślą, że skoro matka czy ojciec zachowują w określony sposób, to potrzebują pomocy, wsparcia.
Wiem, że od wielu lat dostawała pani propozycje wydania takiej książki. Co sprawiło, że zdecydowała się pani na ten krok dopiero teraz?
- Od wielu lat różni dziennikarze proponowali mi pomoc przy napisaniu książki biograficznej. Moje życie nie jest pełne fajerwerków, nie mogę szczycić się skandalami, wielką ilością kochanków i amantów; wydawało mi się, że nie ma o czym pisać, więc za każdym razem odmawiałam. Ale w zeszłym roku zostałam w bardzo piękny sposób sprowokowana. Dostałam list z wydawnictwa zainteresowanego współpraca ze mną, wahałam się, ale zadzwoniła pani dyrektor i poprosiła, żebym się zastanowiła. Mówiła, że to mój podwójny jubileusz, górna granica popularności i zdała mi pytanie: jeśli nie teraz, to kiedy? Porozmawiałam ze znajomymi i przyjaciółmi - każdy powiedział, żebym absolutnie podjęła się tego wyzwania. Zaproponowano mi, by to był album ze zdjęciami, do których będę nawiązywać. Na to mnie złapali. Wpadłam na pomysł, żeby w pracy nad książką pomogła mi Ilona Łepkowska. Zadzwoniłam do niej, powiedziała, że jeszcze nigdy czegoś takiego nie robiła i że spróbujemy. Zaczęłyśmy się spotykać, rozmawiałyśmy tematycznie; w książce są rozdziały między innymi o mojej matce, mężu, synu, rodzinie, teatrze, wierszach, kabarecie Dudek, działalności charytatywnej. Poświęciłyśmy na to wiele godzin, a potem Ilona w przepiękny sposób podzieliła nasze rozmowy na pytania i odpowiedzi. Taka formuła książki sprawia, że gdy się ją czyta, człowiek się nie nudzi, o czym mówiło mi wielu czytelników. To był ciężki poród, ale jestem bardzo zadowolona z efektów (śmiech). Wydawnictwo reagowało na moje wszystkie sugestie, na każdym etapie szli mi na rękę, co - jak wiem z rozmów ze znajomymi aktorami - nie jest normą.
Dlaczego chciała pani napisać książkę akurat z Iloną Łepkowską?
- Dlatego, że wiele jej zawdzięczam, o czym wielokrotnie mówiłam. To ona urodziła mi postać Barbary Mostowiak, dzięki której zdobyłam przychylność ludzi. Zagrałam wiele ról w filmie, teatrze, ale gdyby nie "M jak miłość", pewnie dzisiaj nie miałabym pracy jak wiele koleżanek w moim wieku. Większość z nich została zapomniana z nazwiska, mimo że kiedyś były bardzo popularne. Nie jestem najlepszą, najmądrzejszą i najładniejszą aktorką, ale - dzięki "M jak miłość" - na pewno jedną z najbardziej popularnych. Ten serial ma wielką siłę, którą odczuwam na każdym kroku. Spotykam się z życzliwością ludzi; to dla mnie prawdziwe szczęście.
W kwietniu odszedł na zawsze Witold Pyrkosz, pani serialowy mąż Lucjan z "M jak miłość". Jak bez niego będzie wyglądała Grabina?
- Tak jak w życiu, gdy odchodzi ktoś bliski. Trzeba urządzić je tak, żeby funkcjonować dalej. Mnie to przyjdzie o tyle łatwiej, że wiem z czym to się wiąże. Gdy jedenaście lat temu odszedł mój mąż, stanęłam nad przepaścią. W fabule serialu nie wydarzy się nic nadzwyczajnego. Przyjdzie wiadomość ze szpitala, gdzie wyląduje Lucjan, że zmarł. Będzie trzeba żyć w Grabinie bez niego, w żałobie, ale jednak. Scenarzyści muszą sobie poradzić bez Lucjana. Barbara jest otoczona dziećmi, wnuczkami i prawnuczkami, ma komu pomagać i ma od kogo pomoc otrzymać. Ta rodzina jest bardzo zintegrowana, wszyscy się wspierają w trudnych chwilach, mogą na siebie liczyć. Najpierw my, starzy, pomagaliśmy młodym, a młodzi nie zapominali o nas. To cudowny przykład dla wielu ludzi.
Jest pani spełniona zawodowo, ma pani wspaniałego syna, wnuczki i sympatię widzów. Pozostaje mi jedno - życzę pani dużo zdrowia!
- Dziękuję. Jestem osobą wierzącą i praktykującą, zdaję sobie sprawę, że jest jakaś kolej rzeczy. Nie boję się latać samolotem, bo wiem, że coś mnie kiedyś dorwie. Jedyna sprawiedliwość świata to śmierć. Czeka każdego, ale można sobie pomóc, żeby się lepiej czuć. Staram się dużo przebywać na świeżym powietrzu, jeżdżę na rowerze. Jestem dzięki temu w lepszej formie, niż gdybym siedziała w domu, paliła i martwiła się, że mnie boli krzyż. Jeszcze trochę będzie trzeba pociągnąć. Oby było zdrowie, żebym mogła ten wózek jeszcze popchać. Niedługo pojadę do mojego najukochańszego na świecie Augustowa, gdzie przez czterdzieści lat jeździłam z mężem, wsadzę ręce w borowiny, żeby mi wyprostowały stawy, odpocznę i wrócę z naładowanymi akumulatorami!