"M jak miłość": Biznes czy układ z mafią?
Marcin, po tym, jak bank odmówił mu przyznania kredytu, desperacko szuka inwestorów… I gdy znajduje w końcu chętnych, prosi Budzyńskiego o radę.
- Oni sami się do ciebie zgłosili? - Andrzej przegląda dokumenty, które przyniósł mu Chodakowski... od entuzjazmu raczej daleki. A Marcin od razu nerwowo się tłumaczy:
- Nie... Kumpel z klubu mi ich polecił. Spotkaliśmy się, pogadaliśmy... I zaproponowali mi coś takiego. Wykładają kasę i stają się współudziałowcami. Jakaś spółka joint venture czy coś w tym stylu... Nie wiem, czy od strony prawnej to się trzyma kupy. Ale widzę, że coś nie halo?
- Jak dobrze ty i twój kumpel znacie tych ludzi?
- Z widzenia. Interesują się sportem, organizują walki... I mają kasę, którą chcą zainwestować w moje osiedle. Wolałbym dostać kredyt w banku, ale nie dostałem... A mam rozgrzebaną budowę... Jeżeli jej nie skończę, nie sfinalizuję sprzedaży mieszkań.
- A wiesz, że jak człowiek stoi pod ścianą, to często podejmuje fatalne decyzje?
- Jeśli nie wezmę ich do spółki, stracę kupę forsy! - w głosie Marcina słychać desperację.... A prawnik rzuca krótko:
- Jeśli to zrobisz stracisz i pieniądze, i dobre imię firmy! To jest mocno szemrane towarzystwo... Ci ludzie mają na koncie oszustwa finansowe, wyroki... Masz tego świadomość? Rób jak chcesz, ja ci w tym na pewno nie pomogę!
Jaką decyzję podejmie w końcu Chodakowski? Czy jego nowi "przyjaciele" mogą okazać się niebezpieczni?