M jak miłość
Ocena
serialu
9,4
Super
Ocen: 392189
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Gwiazdy na językach

Plotkuje się, że nasi aktorzy serialowi (i nie tylko) nie znają języków obcych. Na szczęście to nie do końca prawda. Sprawdź, w jakich językach mówią m. in. Małgorzata Kożuchowska, Andrzej Zieliński i Krzysztof Pieczyński! I jak się ich nauczyli?

Małgorzata Kożuchowska ("M jak miłość")

Angielskiego uczyłam się od podstawówki. Moi rodzice przywiązywali do tego ogromną wagę. Natomiast na studiach w warszawskiej Akademii Teatralnej lektoraty odbywały się w soboty i mało kto się nimi przejmował. Prawda jest taka, że jeśli ktoś chce mówić w jakimś języku, musi zacząć naukę znacznie wcześniej. Po studiach angielski stał się moim wyrzutem sumienia. Postanowiłam, że nie odwieszę go na kołek i cały czas będę doskonalić jego znajomość. Nie tylko na wyjazdach wakacyjnych. Solidnie robiłam to przez dwa lata po szkole. Później stopniowo zaczynało mi brakować na to czasu. Aż dostałam zaproszenie z teatru Passion Machine w Dublinie, gdzie zagrałam w sztuce "When the Sun Come Up". Byłam tam zdana wyłącznie na siebie. Po ośmiu godzinach prób każdego dnia miałam głowę jak balon. Myślałam nie tylko, jak grać, ale jednocześnie jakiego użyć słowa. Miałam dwa duże monologi. Wydrukowałam je sobie na ogromnych płachtach papieru i obwiesiłam nimi pokój prób. Przypomniałam sobie sposób Tadeusza Łomnickiego, który twierdził, że jeśli ktoś nie powtórzy swojej kwestii przynajmniej sto razy, nie ma prawa wygłosić jej ze sceny. Siadałam więc nad tymi płachtami i powtarzałam, za każdym razem stawiając kreskę. Aż doszłam do setki... W czasie prób upewniałam się, czy w teatrze będzie sufler. Mówili, że tak, oczywiście. Gdy zapytałam o to tuż przed premierą, usłyszałam: "Sufler? Ależ Ty nie potrzebujesz suflera"? Myślałam, że umrę, na szczęście jednak poradziłam sobie. Dostałam nawet dobre recenzje.

Reklama

Andrzej Zieliński ("Na dobre i na złe")

Do dzisiaj nikt nie chce mi uwierzyć, że angielskiego nauczyłem się sam. Ani nie w szkole, ani na żadnych kursach. W pełni podzielam pogląd pewnego wybitnego specjalisty od języków, który sam zna ich dwadzieścia parę, że języka nie należy się uczyć, tylko przyzwyczajać się do niego. Ja zawsze miałem słabość do angielskiego, bardzo mi się podobał. Zaczęło się od słuchania muzyki. A, jak wiadomo, większość utworów dostępna jest w angielskiej wersji. Potem były angielskojęzyczne programy informacyjne w telewizji. Kupiłem też sobie ze dwa podręczniki gramatyki, żeby wiedzieć, że jest więcej niż jeden czas. Dalej już samo poszło. W każdym razie otaczałem się angielskim z każdej strony i stopniowo oswajałem się z nim. Miałem przyjaciół wśród obcokrajowców. Dziś bez problemów władam angielskim. Przetłumaczyłem nawet ze dwie sztuki. W kilku produkcjach miałem okazję grać po angielsku. Muszę przyznać, że znajomość języka przydaje mi się w zawodzie.

Krzysztof Pieczyński ("Generał")

Uczyłem się angielskiego tak, jak popadło... Najpierw ze słuchu, dwa razy zapisałem się też na kurs, a potem zgłębiałem angielski w teatrze w Chicago - czytając książki, skupiając się na roli, którą grałem i przebywając z ludźmi mówiącymi po angielsku. Ale nie miałem wizji, żeby odciąć się od Polaków, zaszyć w kącie wyłącznie z Amerykanami, znaleźć amerykańską żonę i stracić polski akcent. Wiem, że takie zabiegi się stosuje. Na castingach jedni twierdzili, że nie mam obcego akcentu i deklarowali, że dadzą mi amerykańskie nazwisko i zrobią ze mnie aktora z Chicago. Inni mówili, że jest na odwrót.

Piotr Adamczyk ("Naznaczony")

Mieszkałem w pobliżu Angielki, która udzielała mi lekcji. Ze względu na właściwą, autentyczną wymowę, te lekcje były nieocenione. Dla aktora, który ma grać w obcym języku, wymowa ma przecież znaczenie fundamentalne. Poza tym miałem to szczęście, że mogłem rozwijać swoją znajomość angielskiego. Zanim trafiłem do Akademii Teatralnej, uczestniczyłem w zajęciach ogniska teatralnego państwa Haliny i Jana Machulskich, i stamtąd udało mi się wyjechać na warsztaty teatralne do Anglii. Tam spotkałem się z bardzo interesującą międzynarodową grupą młodych ludzi. To były na przykład dzieci dyplomatów o dość skomplikowanych korzeniach i koligacjach, a wśród nich dziewczyna, która urodziła się we Francji z ojca Hiszpana i matki Włoszki, we wczesnym dzieciństwie mieszkała w Anglii, a potem wyjechała do innego kraju. Ci młodzi ludzie mówili pięcioma, sześcioma językami. Dla mnie było to niesamowite. Później, w czasie studiów w szkole teatralnej, miałem stypendium naukowe z Fundacji Batorego i na pół roku wyjechałem do Brytyjsko-Amerykańskiej Akademii Teatralnej w Londynie, gdzie uczyłem się aktorstwa.

Agencja W. Impact
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy