Franciszek Przybylski zagrał Łukasza w "M jak miłość". W szkole był prześladowany
Fani "M jak miłość" z pewnością pamiętają Franciszka Przybylskiego, który wcielał się w postać Łukasza Mostowiaka. W jednym z niedawno udzielonych wywiadów odtwórca tej roli powrócił pamięcią do czasu jego obecności na planie "Emki". Okazuje się, że nie wspomina tego okresu swojego życia zbyt dobrze...
Franciszek Przybylski występował w "M jak miłość" od pierwszego odcinka i szybko stał się ulubieńcem widzów - aktor dosłownie dorastał na ich oczach. Gdy zaczął swoją przygodę z serialem, miał zaledwie 7 lat, a zrezygnował z niej sześć lat później.
Franciszek Przybylski nie zrezygnował z działalności w branży filmowej. Na Instagramie przedstawia się jako "operator z doświadczeniem aktorskim i nadzieją na reżyserię". Być może nie wszyscy wiedzą, że Przybylski podjął naukę na Wydziale Operatorskim i Realizacji Telewizyjnej PWSFTViT w Łodzi. A w ostatnich latach brał udział w produkcji takich seriali, jak: "Rojst '97" czy "Wielka woda".
W ostatnim czasie Franek Przybylski udzielił wywiadu, w którym m.in. powrócił pamięcią do czasu jego obecności na planie "M jak miłość". W pewnym momencie podjął decyzję o zakończeniu swojej przygody z serialową produkcją. Jego miejsce zajął najpierw Adrian Żuchewicz, a następnie Jakub Józefowicz. Jak skomentował ten etap swojego życia?
W rozmowie z Onetem przyznał, że gra w "M jak miłość" stanowi nierozerwalny element jego dzieciństwa: "(...) Po wielu latach uciekania, nielubienia, dojrzałem i patrząc z dystansu, widzę, jak gigantyczna to była część mojego życia (...)".
W dalszych słowach wyjaśnił, co było powodem wspomnianej "ucieczki". Okazuje się, że aktor nie ma zbyt dobrych wspomnień z tego okresu swojego życia.
"(...) Miałem niecałe siedem lat, kiedy zacząłem zdjęcia do pierwszego odcinka, miesiąc przed rozpoczęciem podstawówki. Jak dzisiaj patrzę na dzieciaki w wieku siedmiu lat, myślę sobie, że to nie jest czas, by znaleźć się w takim oku cyklonu. A dlaczego uciekałem? Głównym motywatorem, a raczej demotywatorem, było to, że nie miałem chyba z serialem za dobrych skojarzeń (...). Praca na planie sprawiała mi olbrzymią frajdę, uwielbiałem ją, ale nie byłem z tego powodu lubiany. W innych dzieciach, a często nawet bardziej w ich rodzicach, pojawiała się zazdrość (...)" - wyznał.
Wówczas uczęszczał do katolickiej szkoły, gdzie był prześladowany. "W piątej klasie, w połowie roku szkolnego, padłem ofiarą linczu. Doszło do sytuacji, w której pani na lekcji powiedziała: 'A teraz Franek wyjdzie na środek i wszyscy powiedzą, czego w nim nie lubią'" - wspomina Przybylski.