Dominika Suchecka, nowa Natalia Mostowiak w "M jak miłość": "Wszystkim się nie dogodzi"
Dominika Suchecka dołączyła do obsady "M jak miłość" jako nowa Natalka Mostowiakówna, grana wcześniej przez Marcjannę Lelek. Jak odnalazła się w serialowym klanie? Jak na tę zmianę zareagowali widzowie? "Staram się nie brać do siebie tego, co piszą, wszystkim się nie dogodzi" - mówi młoda aktorka.
Jak się odnajdujesz w rodzinie Mostowiaków?
Dominika Suchecka: - Na pewno jest duży stres i duża ekscytacja, bo to moja pierwsza przygoda na planie zdjęciowym. Poza etiudami studenckimi nie grałam jeszcze dotąd nigdzie. Na starcie wspierali mnie znajomi, moje agentki, ekipa serialu też mnie przyjęła bardzo sympatycznie, tak że ten start można uznać za udany.
Rolę Natalki dostałaś z castingu?
- Tak, wszystko odbyło się standardowo. Historia tej bohaterki nie była mi obca, pamiętam, że kiedy byłam jeszcze malutka, oglądałam z mamą "M jak miłość" i kojarzyłam, kto jest kim. Teraz jednak przyszło mi zmierzyć się ze sporym wyzwaniem, wejść w cudze buty, dać postaci granej wcześniej przez kogoś innego podobną delikatność, wrażliwość, a jednocześnie zagrać ją po swojemu, tak jak to czuję i potrafię. Trochę się bałam, co to będzie, ale powoli się przyzwyczajam do bycia Natalką.
Twoja poprzedniczka, Marcjanna, wypowiada się o tobie, jako swej następczyni, w samych superlatywach...
- Bardzo mi miło. My się w ogóle z Marcjanną znamy, studiujemy na tej samej uczelni, w łódzkiej filmówce, ona jest na wydziale reżyserii, ja na aktorskim. Spotkałyśmy się podczas kręcenia szkolnego filmu przez moją grupę, z chęcią nam pomagała. Jej opinia co do mojej interpretacji roli Natalki jest dla mnie ważna, w końcu ona ją grała od dziecka i dobrze zna.
Pojawiają się też głosy krytyczne, niektórzy internauci są zdania, że to już nie to samo, że dawnej Natalki nie zastąpi nikt...
- Staram się nie brać do siebie tego, co piszą, wszystkim się nie dogodzi. Najbardziej zależy mi na opinii bliskich - moja babcia z mamą są uradowane, jak oglądają mnie w "Emce", to mi wystarczy (uśmiech)... Reakcje nieznajomych, z którymi się spotykam raz na jakiś czas, są też pozytywne, ludziom się to podoba i czekają na więcej. Nie ponoszę odpowiedzialności za to, że odeszła aktorka i trzeba ją było zastąpić inną, weszłam do serialu z czystą kartą i teraz pracuję na swoje konto.
Jak godzisz pracę na planie ze studiami?
- W zasadzie studia już skończyłam, jestem już po dyplomie, została mi tylko praca magisterska, którą właśnie piszę. Dotyczy ona roli maski w sztuce i szerzej, w życiu, i powstaje w oparciu o spektakl pt. "Strasznie śmieszne" w reżyserii Ewy Kaim, wystawianej w Teatrze Starym w Krakowie.
Teatr krakowski, a studia łódzkie - dlaczego zdecydowałaś się właśnie na tamtejszą filmówkę?
- Idąc tam, miałam dużo kompleksów, czułam się niepewnie przed kamerą. Zajęć z nią, tak jak się spodziewałam, mieliśmy naprawdę wiele i pod tym względem to jest wyjątkowa szkoła. Przygotowała mnie ona solidnie do zawodu, a nade wszystko pozwoliła bardziej polubić siebie.
Skąd pomysł na aktorstwo?
- Chyba tak klasycznie - jako dziewczynka chętnie śpiewałam, tańczyłam, już w gimnazjum zaczął mi się krystalizować w głowie plan, że można by te zainteresowania połączyć w jedno i zdawać do szkoły aktorskiej. I jak pomyślałam, tak zrobiłam.
A nie myślałaś o lingwistyce? Znasz świetnie nie tylko angielski, ale i hiszpański...
- O tak, zwłaszcza hiszpański to moja druga miłość, nie wiem, czy po aktorstwie, czy przed (uśmiech). Gdybym się nie dostała do filmówki, poszłabym właśnie w języki, była taka opcja. Ale z perspektywy czasu jestem wdzięczna losowi i sobie, że tak wyszło, jak wyszło, czuję się bardzo szczęśliwa i spełniona w tym co robię.
Z biegłym hiszpańskim masz przed sobą, jako aktorka, otwarty olbrzymi rynek kinematografii iberyjskiej i iberoamerykańskiej - spróbujesz kiedyś swych sił?
- Jeszcze nie teraz. Póki co, podróżuję do tych krajów prywatnie. W Hiszpanii byłam wielokrotnie, raz w Chile, posługiwanie się językiem tamtejszej ludności sprawia, że człowiek czuje się blisko nich już na starcie. A i o graniu tam może z czasem pomyślę, z pewnością byłaby to fajna przygoda i taka egzotyczna... (uśmiech)
Pochodzisz z Garwolina pod Warszawą?
- Urodziłam się tam, ale gdy miałam rok, moi rodzice przeprowadzili się ze mną do Warszawy i tu się wychowałam. W strony rodzinne zawsze chętnie jeżdżę, jest to konkretnie położona w powiecie garwolińskim wioska Oronne, koło Maciejowic, znanych z Insurekcji Kościuszkowskiej. W Oronnem mam ciocie, wujków, kuzynów, tam są korzenie mojej rodziny.
Nadchodzące święta Bożego Narodzenia spędzasz pewnie z rodziną?
- Oczywiście, że tak, pierwszą ich część. Bo potem planuję wyjazd z moim chłopakiem daleko, daleko stąd...
Zatem pewnie nowy rok powitasz pod palmą...?
- No, może niekoniecznie pod palmą (uśmiech), ale będzie tam dużo słońca. I bardzo się na to cieszę...
Rozmawiała: Jolanta Majewska-Machaj