Dobrze, jak jest pod górkę
– Historia Kasi niezmiennie będzie się toczyła wokół Marcina i walki o jego miłość. Dziewczyna musi szybko dojrzeć i podjąć bardzo trudną, bolesną decyzję – zdradza nam odtwórczyni tej roli, Agnieszka Sienkiewicz.
Czy może pani powiedzieć o sobie: jestem wiecznie zabiegana?
- Zdarzają się okresy, kiedy pracuję po 12 godzin dziennie, są to tygodnie przed premierą w teatrze, gdy robi się nerwowo i okazuje się, że jeszcze dużo pracy przed nami. Na szczęście nie trwają one długo (śmiech).
Teatr czy film? Co jest pani bliższe?
- Dobrze czuję się zarówno na deskach teatralnych, jak i przed obiektywem kamery, ale ponieważ jako aktorka "wychowywałam się" w teatrze, to on jest dla mnie punktem wyjścia. Obecnie gram w dwóch spektaklach i zaczęłam próby do nowej sztuki. Potrzebuję kontaktu z widzem, tej energii, która wytwarza się na scenie. Jest to też dla mnie stałe doskonalenie się.
Rola w "M jak miłość" również daje taką szansę?
- Oczywiście! Grając Kasię, muszę powstrzymywać swój temperament, uspokoić się i zmienić wewnętrzny rytm. Czasem miałabym ochotę potrząsnąć swoją bohaterką, przemówić jej do rozumu. Różnię się od niej, dlatego jest to dla mnie duże wyzwanie. Ale ja lubię, jak jest pod górkę!
Które z jej cech podobają się pani najbardziej?
- Kasia, w którą wcielam się w "M jak miłość", to dziewczyna bardzo wrażliwa, z sercem na dłoni, trochę z innej epoki. Niestety, nie do końca umie zadbać o siebie i swoje dobro. W miłości zatraca się bez reszty i nie potrafi na pewne sprawy patrzeć racjonalnie. Postępuje emocjonalnie i dużo w tych jej działaniach młodzieńczej naiwności. Bliżej jej do romantycznych bohaterek z powieści Jane Austen, niż do współczesnych, silnych i niezależnych kobiet.
Ten typ postaci jest pani bliski?
- Czuję się dobrze w rolach komediowych. W spektaklu "Harold i Matylda" wcielam się w trzy bohaterki, a każda jest inna, przerysowana, ekscentryczna. Lubię też grać Dorotę w "Przyjaciółkach", bo jest bezkompromisowa, niezależna i odważnie sięga po to, czego chce. Dużym wyzwaniem jest nadanie tak mocno scharakteryzowanej postaci cech, które mogłyby budzić sympatię. Jednak te najtrudniejsze i najbardziej wymagające role, mam nadzieję, jeszcze przede mną.
Znajduje pani czas tylko dla siebie?
- Mam problem z wypoczywaniem i relaksowaniem się, bo ciągle gdzieś mnie gna. Staram się tę energię spożytkować we właściwy sposób. Kiedy mogę, odwiedzam dzieci w Interwencyjnym Ośrodku Preadopcyjnym w Otwocku, gdzie jestem wolontariuszką. To miejsce, w którym nabieram dystansu do tego, co na co dzień wydaje mi się istotne. Uśmiech niemowlaka to najlepszy masaż dla duszy.
A nad czym pani teraz pracuje?
- Zaczęłam próby do sztuki Marcina Szczygielskiego "Kochanie na kredyt" w reżyserii Olafa Lubaszenki. Prapremiera odbędzie się 23 listopada w Mermaid Theatre w Londynie. To historia dziewczyny, która wpadła w sieć konsumpcyjnego stylu życia i zatracając się w tym, nie dostrzega swoich potrzeb. W obsadzie pojawią się między innymi Filip Bobek i Tamara Arciuch. Myślę, że uda nam się stworzyć zabawny i wzruszający spektakl.
Rozmawiał Artur Krasicki.