Czarny kot i stłuczone lustro?
Dla Zawadzkiego to "mały pikuś". Gdy szef Oazy ma pecha - to na całego! I bez pomocy czarnych futrzaków. To wszystko już w 715. odcineku "M jak miłość".
W pracy Zawadzki siedzi wściekły, jak osa. A raczej sporych rozmiarów szerszeń. Najpierw ktoś mu zarysował auto. Później pokłócił się z żoną. A na dokładkę - w jego ulubionych spodniach puściły szwy. I to w miejscu, którego publicznie pokazywać nie wypada. Tego dnia, życie ma gorzki smak… Więc gdy Kuba wpada do klubu z pączkami, szef od razu wyciąga rękę:
- Można? Bo pilnie muszę się dosłodzić!
- Lepiej uważaj: już para portek ci poszła! - Paweł parska śmiechem. - I dietka, bracie, dietka, a nie ciepłe pączki…
- Ty, Zduński, lepiej pilnuj swoich portek!
Szef buntowniczo w ciastko się wgryza… I sekundę później, mocno tego żałuje! Bo większość nadzienia ląduje na jego ubraniu.
- Jasna cholera… I nowiutką koszulę szlag trafił! Co jest grane, co? Co ja takiego zrobiłem?!
Zawadzki jest totalnie załamany. A przyjaciele z trudem zachowują powagę…
- Wstałeś lewą nogą? Stłukłeś lustro? - "życzliwie" podsuwa Paweł.
- Może przeszedłeś pod drabiną? - "śledztwo" kontynuuje Kuba. - Nie? Co jeszcze… Czarny kot, rozsypana sól, a może, cholera, potrąciłeś… kominiarza?!
- Spadajcie, bo was potrącę!
Szef, zirytowany, wychodzi na zaplecze… I znów ma pecha. W całym klubie słychać dźwięk tłuczonego szkła.
- Janek?... Żyjesz?!
Zamiast odpowiedzi, z magazynu dobiega seria ognistych przekleństw. A w finale, Zawadzki rzuca:
- Trzeba kupić trochę nowych kufli! I bez komentarza! Bo powyrywam nogi z…
Stop! Więcej nie zdradzimy. Jaką jeszcze pułapkę los zastawi na Zawadzkiego? Może tym razem, będzie to… rozmowa z Sylwią? Czy dziewczyna wyzna szefowi, że kocha innego?