M jak miłość
Ocena
serialu
9,4
Super
Ocen: 393027
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

​Aktorka z "M jak miłość" ma raka. Potrzebne jest wsparcie finansowe

Judyta Turan, polska aktorka teatralna i filmowa, znana również z ról w serialach takich jak "M jak miłość", "Klan", "Barwy szczęścia" czy "Diagnoza", potrzebuje natychmiastowej pomocy. U kobiety wykryto agresywnego raka piersi, który w każdej chwili może ją zabić. Szansą dla aktorki jest leczenie w Niemczech - bardzo kosztowne. Judyta Turan ma dla kogo żyć - jest mamą dwóch małych dziewczynek.

Judyta Turan to polska aktorka teatralna i filmowa, absolwentka Warszawskiej Szkoły Filmowej. Znana jest również z epizodycznych ról w serialach takich jak "M jak miłość", "Klan", "Barwy szczęścia" czy "Diagnoza". W ubiegłym roku zdiagnozowano u niej bardzo agresywną odmianę raka piersi.

Szybko się rozwija, daje przerzuty. Nieleczony zabija. Nadzieją dla 36-letniej aktorki, która jest mamą 8-letniej Emmy i 6-letniej Grety, jest kosztowne leczenie w Niemczech. 

Na ten cel potrzebne jest kilkaset tysięcy złotych. Aktorka utworzyła zbiórkę na stronie siepomaga.pl, gdzie można ją wspierać dobrowolnymi wpłatami pieniędzy.

Reklama

"Sytuacja, w jakiej się znalazłam, jest dramatyczna. Mam 36 lat i dwie cudowne córeczki. Mam też bardzo agresywnego raka piersi... Nowotwór chce mnie zabrać w chwili, kiedy jestem najbardziej potrzebna. Proszę o pomoc - chcę nadal być mamą. Muszę wyzdrowieć, muszę żyć! Leczenie jest mi potrzebne natychmiast" - pisze na stronie zbiórki.

O tym, że cierpi na nowotwór, Judyta Turan dowiedziała się w maju ubiegłego roku. Biopsja wykazała, że choruje na raka piersi HER 2+, co oznacza, że zmiany są bardzo agresywne, szybko się rozwijają i dają przerzuty. Niepodjęcie leczenia oznacza wyrok śmierci. Aktorka w sierpniu 2018 roku przeszła operację. Poddała się także usunięciu ośmiu węzłów chłonnych, które również zajął nowotwór. "Chemię wspominam jako koszmar, którego nie życzę nikomu - nie byłam w stanie wstać, jeść, żyć. Leczenie miało pomagać - mnie zabijało" - wspomina 36-latka.

"Gdy człowiek dowiaduje się, że ma raka, nagle uświadamia sobie, że jest śmiertelny... Że być może jego dni są policzone. Życie się przewartościuje, nagle znaczenie mają małe rzeczy i gesty - uśmiech Grety, rączka Emmy mocno ściskająca moją dłoń, każdy dzień, w którym wstaję i czuję się dobrze, mogę zrobić dziewczynkom śniadanie, pakować tornistry, czesać warkocze" - pisze aktorka.

W czerwcu tego roku Judyta dowiedziała się, że pojawiły się przerzuty do kości, a także na bliźnie operowanej piersi. "Rak się rozsiewa. Muszę działać szybko" - podkreśla. "W każdej chwili mogą pojawić się kolejne przerzuty" - dodaje.

Aktorka jest pod opieką lekarzy z Niemiec. "Wierzę, że uda mi się wyzdrowieć. Decyzję o leczeniu i operacji w Niemczech podjęłam ze względu na ogromne doświadczenie w walce z nowotworami. Tu mam szansę, że będę żyć! W Niemczech wykorzystują się najnowsze i najskuteczniejsze na świecie metody" - pisze Judyta Turan, która przygotowuje się do immunoterapii i protonoterapii. To jednak kosztuje.

"Im szybciej zacznę leczenie, tym lepiej. Nie można czekać, bo rak też nie czeka, by zabić! Tylko kilkutorowe leczenie spowoduje, że zwycięsko wyjdę z walki o życie. A przecież mam dla kogo żyć. Moje dwie córeczki czekają na mnie w domu, a ja mam im jeszcze tyle do powiedzenia! Kto będzie czytać im książki, śpiewać kołysanki, rozśmieszać, tulić do snu, ocierać łzy? Kto będzie obok, na dobre i na złe, gotów przychylić im nieba? Można zastąpić wszystko, miłości matki - tego nie zastąpi nikt ani nic..." - przekonuje aktorka, prosząc o pomoc finansową.

Zbiórkę na rzecz Judyty Turan można wesprzeć tutaj

RMF
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy