Uroda zapisana w genach
Beata Ścibakówna jest piękną, dojrzałą kobietą, prywatnie matką dziesięcioletniej Heleny. Zawodowo zaś aktorką, która w serialu "Linia życia" jest zaborczą i nadopiekuńczą matką dorosłego syna.
Jak ułoży się linia życia Pani serialowej rodziny?
- Chyba nie sądzi pani, że zdradzę historię od początku do końca, którą znam do trzydziestego odcinka scenariusza (śmiech). Jak to linia życia! Biegnie raz do góry, raz do dołu. Ważne, aby nie biegła po prostej zbyt długo, bo wtedy jest nudno i nieciekawie.
Irena rządzi silną ręką, stoi murem za synem (Tomasz Ciachorowski), a kiedy trzeba, to po nim "sprząta"...
- Ma silny charakter. Jest zaborcza i konsekwentna w swoich działaniach. Wie, czego chce - bardzo wyraźnie widzi cel, do którego dąży. Niewątpliwie wspomaga działania swojego syna.
Jej stanowisko podzieliło rodzinę i doprowadziło do wewnętrznych rozgrywek w domu Grabowskich.
- Ona działa dla dobra rodziny. To, co robi, jakie podejmuje decyzje, nie jest skierowane przeciwko dzieciom i mężowi.
Igor, który przysparza najwięcej kłopotów, odziedziczył charakter po matce?
- Nie mam syna, ale słyszałam, że te relacje matka-syn zawsze są bardzo silne. Silniejsze, na pewnym etapie życia, niż matka-córka. Tutaj ta relacja jest podobna. Igor z matką porozumiewa się bez słów, instynktownie. Znają siebie nawzajem doskonale. Cokolwiek Irena robi, zawsze myśli o rodzinie. Nie zawsze wychodzi to jej bliskim na dobre.
Co Panią przekonało do przyjęcia tej roli?
- Zadzwonił do mnie Michał Kwieciński (producent), a jemu się nie odmawia i cieszę się, bo to ciekawa postać. Poza tym, co się rzadko zdarza, przy serialach pisanych z dnia na dzień, tu znamy przeszłość bohaterów, wiemy, kim są, co robili i jak wyglądało ich życie, zanim poznali ich widzowie. To cenna wiedza przy pracy w serialu.
Ma Pani dziesięcioletnią córkę, Helenę, a w serialu trójkę dorosłych dzieci.
- Fakt, to nie są mali ludzie. I to mi się podoba. Mam do czynienia z partnerami, wykształconymi, inteligentnymi.
A rola żony przy mężu, odpowiada Pani?
- Znam takie kobiety, które mają bogatych mężów, ale one nie leżą i nie pachną. Dbają o rodzinę, udzielają się charytatywnie, uczestniczą w życiu kulturalnym. Są spełnione. Irena, myślę, też.
Pani wygląd, klasa, szyk to wyłącznie Pani zasługa, czy ma Pani sztabludzi, którzy na to pracują?
- Ja nawet nie mam agenta, który zająłby się moją karierą (śmiech). Niewątpliwie wymaga to odrobiny dobrych genów.
A o czym marzy Beata Ścibakówna?
- Kiedy byłam dzieckiem, marzyłam, aby zobaczyć Kanadę, Brazylię i Japonię. W Kanadzie już byłam, niedawno wróciłam z Rio de Janeiro. Została tylko Japonia.
Rozmawiała Beata Banasiewicz