Prawdziwa miłość z happy endem
Nie wróżono jej wiele szczęścia w małżeństwie z wielkim artystą. Zaryzykowała. I pokonała wszystkie przeszkody.
Małżeństwo jest związkiem dusz i ciał - powiedziała Beata Ścibakówna niedawno w wywiadzie, ale zaraz dodała ze śmiechem, że wyszła za Jana Englerta po to, żeby mieć wspólne konto w banku i łatwiej było o kredyt... To oczywiście żart.
Chyba nikt nie wie lepiej niż ona, ile trzeba poświęcić w imię uczucia. Dla środowiska aktorskiego małżeństwo Beaty Ścibakówny z Janem Englertem miało być kaprysem wybitnego twórcy, chwilą słabości i tęsknoty za młodością. Jednak okazało się, że to uczucie, jakiemu oboje z mężem dali się ponieść, jest szczere i silne. Wbrew wszystkim niedowiarkom przetrwało próbę czasu i należy do najbardziej udanych w polskim show-biznesie. Niedawno para obchodziła piętnastą rocznicę ślubu.
- I wciąż mamy apetyt na więcej - opowiada dumnie aktorka, wciąż zakochana w mężu tak mocno i namiętnie, jak w pierwszych dniach ich znajomości. Ale droga do ich szczęścia była pełna wybojów. Pani Beata wychodziła bowiem za człowieka 25 lat od siebie starszego, mistrza sceny, reżysera, ówczesnego rektora warszawskiej szkoły teatralnej (a dziś dyrektora Teatru Narodowego - największej sceny w Polsce).
Do ślubu z pewnością nie zachęcało również to, że była żona pana Jana, aktorka Barbara Sołtysik, twierdziła, że - jak wielu artystom - zależało mu najbardziej na tym, by być docenianym... Rodzina była na dalszym planie. W dniu ślubu z panią Beatą pan młody miał już trójkę dzieci: Tomasza oraz bliźniaczki: Katarzynę i Małgorzatę . Tajemnicą poliszynela było, że nie bardzo chcieli zaakceptować nową partnerkę ojca.
- Kontakty były sporadyczne. Dzieci wpadały do domu i wypadały. To było bolesne - opowiada znajoma aktorki. Sytuacja nie zmieniła się też, gdy pani Beata sama została mamą Helenki. Syn pana Jana Tomasz ukończył już wtedy studia z zarządzania i robił karierę w świecie reklamy. Córka Katarzyna po filologii hiszpańskiej pracuje do dziś w zarządzie agencji PR o dużej renomie. Małgorzata zaś studiowała psychologię i pracuje jako menedżer w dużej zachodniej korporacji. Ma też córkę Marysię , która - ku radości aktorki - ostatnio coraz chętniej spędza czas z Helenką!
Co sprawiło, że relacje się ociepliły, nie do końca wiadomo. Faktem jest, że dzieci pana Jana z pierwszego małżeństwa są coraz częstszymi gośćmi w ich apartamencie w centrum Warszawy.
I chętnie uczestniczą w uroczystościach Helenki. - W tym, że chętniej ich odwiedzają, jest duża zasługa Beaty. Zależy jej na tym, by Helenka miała poczucie, że nie jest sama, że ma przyrodnie rodzeństwo, na które w przyszłości będzie mogła liczyć. Zresztą historia Beaty i Janka to najlepszy dowód na to, że ludzie się zmieniają. Beata potrafiła wydobyć z męża to, co najlepsze. Przekonać, że największą wartością nie jest scena i twórczość, a ludzie, z którymi żyjesz i radość, jaką możesz im dać - mówi jej przyjaciel z teatru.