Gram element układanki
- Nie wiem, czy istnieje postać, w którą wcielenie się nazwałbym zawodowym spełnieniem. Chcę dalej rozwijać się aktorsko, także w teatrze - przyznaje Tomasz Ciachorowski.
W "Linii życia" gra Pan jedną z głównych ról. To dla Pana nobilitujące?
- Igor Grabowski jest tylko jednym z wielu elementów układanki, jaką są perypetie bohaterów serialu. Nie jest postacią wiodącą, lecz jego intrygi stają się kołem zamachowym kilku znaczących wątków.
Nazwałby go Pan "czarnym charakterem"?
- Próbuję uciekać od takiej właśnie przyklejanej etykietki. Igor jest w gruncie rzeczy zagubionym mężczyzną, który, zwłaszcza po śmierci żony, nie potrafi stawić czoła swoim lękom. On nie chce rozczarować matki, która wymaga od niego samych sukcesów. Woli kłamać niż wchodzić w głębsze relacje z ludźmi. Sądzę, że kiedy na chwilę zdejmuje maskę wyrachowanego i bezwzględnego drania, okazuje się być bezbronnym, zranionym facetem. Te sceny i dla mnie były wymagające.
Gdyby miał Pan porównać Michała z "Majki" i Igora z "Linii życia", to która postać byłaby według Pana ciekawsza?
- Każda z nich wyznacza sobie inny cel, któremu podporządkowuje swoje wybory, co także wpływa na jej zachowanie. Michał chciał zdobyć zaufanie Majki i udowodnić jej, że potrafi być dobrym ojcem. Igor natomiast chce przekonać wszystkich, że jest zdolny odnieść sukces i nie popełnia błędów. On tak naprawdę pragnie szacunku, dlatego podporządkowuje sobie innych i wymusza go na nich. Dla mnie najciekawsze są właśnie role pełne wewnętrznych sprzeczności, w których mam okazję pokazać złożoność ludzkich zachowań.
Rozmawiał Artur Krasicki.