Lubi pracować z młodymi
Joanna Orleańska, znana z "Licencji na wychowanie" i "Złotopolskich", zasiądzie w tym roku w jury koszalińskiego festiwalu "Młodzi i Film".
"Młodzi i film" to ważny i znany festiwal debiutantów. To chyba duże wyróżnienie - zasiąść tam w jury?
Joanna Orleańska: - Tak, czuję się wyróżniona i zaszczycona. Ucieszyłam się, gdy dyrektor festiwalu zwrócił się do mnie z tą propozycją. W zeszłym roku nie mogłam osobiście odebrać Jantara za główną rolę żeńska w filmie "Zwerbowana miłość", a w tym roku będę ją mogła przyznać innej aktorce.
- Czuję dużą odpowiedzialność, ale jestem wdzięczna, że obdarzono mnie zaufaniem. Nie bez znaczenia jest też dla mnie fakt, że od wielu osób słyszałam o fantastycznej atmosferze, która towarzyszy koszalińskiemu festiwalowi.
Przewodniczącym jury jest Filip Bajon, która sam debiutował w Koszalinie...
- Jestem ciekawa, czy będziemy w podobny sposób odbierać filmy. Zdaję sobie sprawę, że wyłonić wśród tylu filmów ten jeden, to zadanie trudne. Cieszę się, że będę mogła skonfrontować swoje myślenie o filmie z tak dojrzałymi i cenionym artystami, jak Filip Bajon czy Andrzej Fidyk.
Za jakimi filmami pani tęskni?
- Przede wszystkim czekam na filmy, które tak poruszą mnie emocjonalnie, że nie będę rozkładać ich na części pierwsze. Po prostu oddam się historii i aktorskiej grze. Tak właśnie poruszyła mnie ostatnio "Sala samobójców" Jana Komasy czy nowy film Grega Zglińskiego "Wymyk". Sama byłam zaskoczona, że płyną mi łzy podczas projekcji.
- Jako aktorka lubię pracować z młodymi twórcami. Pracując z debiutantem jesteśmy wolni od oczekiwań i zarazem czujniejsi, bo staramy się nawzajem poznać. Zresztą pierwsze filmy są często bardzo emocjonalne. Nigdy nie zapomnę radości Magdy Piekorz po pierwszym udanym ujęciu zrobionym podczas kręcenia "Pręg".
A co po festiwalu? Jakie są pani zawodowe plany?
- Już niebawem zagram w kolejnym filmie Tadeusza Króla "Ostatnie piętro". To dość kameralny film, utrzymany w klimacie thrillera psychologicznego. Nie chcę mówię zbyt dużo o tym projekcie, dopóki nie zaczniemy zdjęć.
- W tej chwili pracujemy jeszcze nad scenariuszem i rolami. Mogę tylko powiedzieć, że moja bohaterka jest na zupełnie innym biegunie niż Anna ze "Zwerbowanej miłości". Mam nadzieję, że czeka mnie interesująca praca.
Rozmawiała Dominika Gwit