Paweł Małaszyński: Finał 3. sezonu "Lekarzy" zaskoczy wszystkich!
Aktor Paweł Małaszyński zdradził nam, które ze swoich serialowych wcieleń lubi najbardziej oraz jak potoczą się jego dalsze losy w nowym sezonie "Lekarzy".
Które ze swoich serialowych wcieleń darzysz największą sympatią?
- Granda z "Oficera", gdyż była to moja pierwsza rola w dużym serialu ze wspaniałą obsadą. W ogóle nie spodziewałem się, że uda mi się dostać do niego. Za to jestem wdzięczny wszystkim, a przede wszystkim producentowi Michałowi Kwiecińskiemu i reżyserowi Maciejowi Dejczerowi, że miałem szansę zrobić coś, co jest naprawdę ciekawe i dobrze napisane. To było ryzyko, że przy moich warunkach wizualnych dali mi rolę jednoosobowej wszechstronnej sekcji bitewnej, dwulicowego wyszkolonego mordercy.
Nie przesadzasz?
- Nie. Czytając scenariusz i rolę Granda widziałem zupełnie inną osobę, niż tę, którą widzę codziennie w lustrze, więc było to dla mnie wyzwanie. Na początku to Borys Szyc miał grać Granda, a ja Kruszona, ale na ostatnim castingu zmieniono to nagle, bo stwierdzono, że odwrotnie będzie ciekawiej.
- Strasznie bałem się czy sprostam i praca nad rolą Granda była dla mnie jedną z trudniejszych. Krew, pot i łzy. Ale opłacało się, bo mówi się, że to jest jedna z moich najlepszych ról, a fajnie mieć chociaż taką jedną fajną rolę w CV. Dlatego zawsze będę wdzięczny tym, którzy zaryzykowali i zainwestowali we mnie powierzając mi bardzo trudną rolę w rok po skończeniu szkoły aktorskiej. Pozostały wspaniałe wspomnienia.
Wiele z twoich serialowych ról związanych jest z wojskiem lub policją, czy to świadomy wybór?
- Nie jest to świadomy wybór, ale jest mi trudno odrzucać takie propozycje. "Oficer" i Legia Cudzoziemska, "Tajemnica twierdzy szyfrów" porównywana była do Klossa, co jest dla mnie akurat bardzo śmieszne, ale w sumie polski agent w niemieckim mundurze się zgadza, "Misja Afganistan"...W sumie tych ról nie było wcale tak dużo, zaledwie trzy, ale chyba faktycznie mocno wbiły się w pamięć publiczności telewizyjnej. Dobrze, że każda z nich była zupełnie inna.
- Nie mówię definitywnie "nie" kolejnym takim rolom, ale chyba temat policyjno-wojskowy w moim przypadku został mocno wyczerpany. Nie wiem, kogo mógłbym jeszcze zagrać. Chyba tylko za 20 czy 30 lat jakiegoś podstarzałego komisarza. Jednak dobrze wspominam te role, bo przygotowanie do nich wymagało wiele trudu.
Jakie role sprawiają ci większą trudność: uczuciowych amantów w stylu Maksa z "Lekarzy" czy twardych wojskowych, takich jak Konasz z "Misji Afganistan"?
- Myślę, że to nie ma dla mnie znaczenia. Do każdej roli podchodzę bardzo poważnie i staram się do niej przygotować naprawdę dobrze.
A grałeś kiedyś chociaż trochę samego siebie?
- Rola, która najbardziej przypominała mnie, moje wybory życiowe i postawę życiową to był Oskar ze "Skrzydlatych świń". To była moja pierwsza rola, w której znajdowałem dużo podobieństw swojej postaci ze mną samym.
I nawet swoją pupę wyeksponowałeś...
- Tak, była moja. Nie korzystałem z dublera. Wtedy była wysportowana, przygotowana i wypieszczona do tej sceny (śmiech).
Role, w które się wcielasz bywają wymagające fizycznie. Jak dbasz o swoją formę?
- Kiedy pojawia się propozycja i wymaga się ode mnie przygotowania sportowego czy wytrzymałości fizycznej, bo zaplanowanych jest dużo scen, gdzie to się przyda, trenuję. Mam swojego trenera, przechodzę na dietę, zaciskam zęby, bo bardzo tego nie lubię, i rzeźbię ciało. Zawsze staram się perfekcyjnie przygotować do roli. I tak było w przypadku "Misji Afganistan", "Oficera" czy "Skrzydlatych świń".
- Ale to mnie bardzo boli, chociaż efekt jest - przyznaję - bardzo zadowalający. Jestem facetem przed czterdziestką, więc coraz trudniej mi przychodzi bycie w dobrej formie. Dochodzę do tego bardzo ciężką pracą. Jestem bardzo leniwą osobą i jak nie mam bicza nad sobą, nie mam świadomości, że tego wymaga rola, nie katuję się.
W "Lekarzach" jesteś niezwykle wiarygodny jako chirurg. Jak przygotowywałeś się do tej roli?
- Nie przygotowywałem się wcale pod względem technicznym. To chyba pierwsza taka rola w moim życiu.
Dlaczego?
- Bo Paweł Małaszyński nienawidzi szpitali. Omijam je szerokim łukiem i nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Staram się być w nich rzadkim gościem, ale chyba nie ma w tym nic dziwnego. Tak też moje przygotowanie trwało 15 minut, kiedy wszedłem na salę operacyjną i stwierdziłem, że ten realizm sytuacji jest zdecydowanie ponad moje siły.
- Poprosiłem producentów, żeby mnie już nie męczyli, że ja im to zagram, ale przygotowywałem się tylko teoretycznie. Na planie pomagali nam prawdziwi chirurdzy i za każdym razem, zanim przystąpiliśmy do realizacji scen, wszystkiego się uczyliśmy. Plan tego serialu jest pod tym względem perfekcyjnie przygotowany, zresztą pod każdym innym też. W tej chwili kończymy pracę nad trzecią serią.
To czego możemy spodziewać się po Maksie w nowym sezonie "Lekarzy"?
- Kolejny sezon już od września w telewizji - bardzo serdecznie zapraszam. To będzie bardzo ciekawa seria. Będziemy świadkiem tego, co widz lubi najbardziej w tego typu serialach. Wszystko będzie się kręciło wokół trójkąta miłosnego, który stworzy Maks, Alicja i Olga (Magdalena Boczarska).
- Sceny są nakręcone naprawdę fenomenalnie. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że to tak świetnie wyszło. Będą chwile szczęścia ale i nie zabraknie też dramatycznych i tragicznych serii zdarzeń z bardzo różnych powodów. A już sam finał trzeciego sezonu na pewno zaskoczy wszystkich. Myślę jednak, że tak powinno być, bo widzom są potrzebne silne, a nawet skrajne emocje, bo wtedy życie jest ciekawsze. Trzeci sezon "Lekarzy" im je z pewnością zapewni.
Rozmawiała: Magdalena Tyrała