Magdalena Boczarska: Od zawsze wiedziałam, że będę aktorką
Magdalena Boczarska, czyli Olga Rojko z "Lekarzy", zagrała główną rolę w najnowszym filmie Jana Kidawy-Błońskiego "W ukryciu". Artystka opowiedziała nam o pracy przy tym filmie oraz aktorstwie, bez którego nie wyobraża sobie życia.
Kiedy po raz pierwszy w życiu znalazłaś się w teatrze?
- Moi rodzice bardzo dbali, żebym często miała styczność z kulturą. Już jako 3-letnie dziecko chodziłam na spektakle dziecięce.
Dzięki temu zostałaś aktorką?
- Chyba od zawsze wiedziałam, że nią będę. Mam tatę muzyka. W domu zawsze panowała artystyczna atmosfera.
Rozczarował Cię kiedyś ten zawód?
- Często mnie rozczarowuje i równie często zachwyca. Zwłaszcza podczas spektakli. Bezpośredni kontakt z publicznością jest nie do przecenienia. To zawód, w którym ciągle zależymy od opinii innych i z biegiem lat widzę jak trudny jest on dla kobiety. Ale mimo wszystko kocham to, co robię i nie potrafię sobie wyobrazić abym mogła robić coś innego.
Ważniejsze są dla ciebie role filmowe, czy teatralne?
- Nie potrafię żyć bez teatru. Jeżeli ktoś kazałby mi wybierać, pożegnałabym się z filmem. Natomiast idealnie jest godzić obie te dziedziny sztuki. Mam nadzieję, że zawsze będą mogła grać zarówno na scenie jak i na planie filmowym. To są zupełnie dwa różne rodzaje grania. Świetnie się to razem uzupełnia.
Filmy i seriale niosą za sobą popularność. Jak się do niej odnosisz?
- Największą popularność przynosi granie w produkcjach telewizyjnych. W związku z tym, że nie gram w telewizji zbyt wiele, nie czuję się aż tak bardzo rozpoznawalna.
Spotkałaś się kiedyś w pracy ze swoim idolem z dzieciństwa?
- Właśnie skończyłam zdjęcia do filmu "Obywatel" - najnowszej produkcji Jerzego Stuhra. Jako nastolatka oglądałam jego wybitne role, później był profesorem w krakowskiej szkole, a teraz rozmawia ze mną, jak z równą sobie. W takich momentach czuję się bardzo szczęśliwa.
Jesteś aktorką spełnioną?
- Ależ skąd. Czuję ciągły głód grania. Myślę, że wszystko jeszcze przede mną.
Urodziłaś się w Krakowie. Tam też skończyłaś studia. Nie tęsknisz za rodzinnym miastem?
- Bardzo świadomie wybrałam Warszawę, jako miejsce pracy. Odpowiada mi to, że jest tu duża przestrzeń. To miasto zmusza do ciągłego ruchu, nie pozwala osiąść na laurach. Kocham Kraków. To fantastyczne miejsce do życia, ale zawodowo było tam dla mnie w pewnym momencie za ciasno.
Lubisz podróżować?
- Uwielbiam. Z podróży czerpię inspiracje i najlepiej w ten sposób odpoczywam. Właśnie wróciłam z festiwali filmowych w Kanadzie i w Indiach, gdzie pokazywany był film "W Ukryciu". Podróże są moją największą siłą.
Film "W ukryciu" Jana Kidawy-Błońskiego wchodzi do kin już 26 grudnia. Wiele osób na niego czeka, ponieważ jest to twoja kolejna współpraca z tym reżyserem. Za główną rolę w jego "Różyczce" otrzymałaś wiele nagród. Od razu więc przyjęłaś propozycję zagrania w "W ukryciu"?
- Po premierze "Różyczka" dużo jeździła po świecie. Udało mi się "załapać" na kilka takich wyjazdów z Maciejem Karpińskim - autorem scenariusza oraz Jankiem Kidawą-Błońskim. Dużo wtedy rozmawiali o nowym projekcie, pomyśle na film. Wiedziałam, że główne role przeznaczone są dla nastoletniej dziewczyny i kobiety, która miała zagrać Żydówkę. Z oczywistych względów wiedziałam, że nie ma dla mnie miejsca w tym filmie, chociaż żartowaliśmy, że może znajdzie się jakiś fajny epizod. I ja z tym małym epizodem czułam się bardzo szczęśliwa. Po przygodzie, jaką była "Różyczka", u Janka zagrałabym przysłowiową klamkę. Ale los lubi płatać figle. Miesiąc przed zdjęciami reżyser zadzwonił do mnie i zaproponował rolę Janiny. Okazało się, że wraz z Maciejem Karpińskim, zmienili scenariusz i tak z nastolatki uczynili starą pannę. Dzięki temu ponownie spotkaliśmy się przy intensywnej pracy.
Wspomniałaś, że reżyser zadzwonił do Ciebie miesiąc przed zdjęciami. Jesteś zajętą aktorką, masz wiele teatralnych zobowiązań. Od razu znalazłaś czas?
- Bardzo się ucieszyłam, ponieważ pałam wielką sympatią do Janka. Kolejna możliwość pracy z nim, to wielka zawodowa satysfakcja. Rola Janiny, już na etapie scenariusza, dawała wielkie możliwości aktorskie. W Polsce nie ma wiele takich ról dla kobiet. Zmieniłam prywatne plany dla tej propozycji, natomiast nie sądziłam, że będzie mnie ona tyle kosztować.
W tym filmie grałaś przede wszystkim z Julią Pogrebińską, która wcieliła się w Żydówkę - Ester. Akcja filmu toczy się w czasie wojny. Między waszymi bohaterkami w pewnym momencie rodzi się uczucie. Na ekranie nie zabraknie scen erotycznych. To one były dla ciebie najcięższe?
- Długo rozmawiałam z reżyserem i z Julią. Spędzałyśmy ze sobą dużo czasu. Przed każdym klapsem na planie czułyśmy się ze sobą dobrze. Nie miałyśmy problemu z przytuleniem się, bliskością. Czasem, tak po ludzku, nie można przejść pewnej bariery. W tym przypadku jednak wszystko zagrało. Przy takich scenach nie ma znaczenia, czy jest to partnerka, czy partner. Jestem osobą heteroseksualną, jednak w tej pacy najważniejszy jest po prostu partner-drugi człowiek.
Twoja bohaterka, Janina, zabija człowieka. Chcąc zagrać taką postać, trzeba zrozumieć jej, czasem trudne do zaakceptowania, decyzje?
- Osadzenie tej historii w czasie wojny było celowym zabiegiem. Chodziło o to, aby uwiarygodnić skrajne okoliczności zagrożenia życia, w których dwie kobiety są na siebie skazane. Janina nie jest w stanie poradzić sobie z uczuciem, które ją spotyka. Z punktu widzenia aktorskiego, wiedziałam, że nie mam prawa jej osądzać. Zrobiłam wszystko, żeby ją zrozumieć i obronić motywy jej działania. Jej jedynym grzechem jest to, że kochała totalnie.
Widziałaś już film? Jesteś zadowolona z efektu?
- Widziałam film dwa razy. Ciężko jest oglądać siebie na ekranie. Zawsze potrzebuję czasu, żeby oswoić się z filmową sobą. Zawsze widzę też swoje błędy i uważam, że wiele scen można było zagrać lepiej. Wydaje mi się jednak, że efekt jest bardzo zbliżony do tego, który planowaliśmy.
Kiedy po raz pierwszy w życiu zobaczyłaś się na ekranie?
- To był film "Pod powierzchnią" Marka Gajczaka z 2003 roku. Moja reakcja niewiele różniła się od tej dzisiaj. Każda nowa rzecz budzi we mnie takie same emocje.
Rozmawiała: Dominika Gwit (PAP Life)