„Lekarze”: Największe zmory producentów
Przedstawiamy wam drugą część wywiadu ze znaną producentką, Dorotą Chamczyk, która stoi za sukcesem takich seriali jak "Magda M.", "Teraz albo nigdy", "Na Wspólnej", a ostatnio, "Lekarzy".
Pierwszą część wywiadu znajdziecie pod tym linkiem.
A pod tym linkiem znajdziecie KONKURS, w którym możecie wygrać zestaw serialowej, pierwszej pomocy, czyli zestawy DVD z serialami medycznymi!
Co jest największą zmorą producenta seriali: ciąże aktorek, kaprysy aktorów, ich choroby?
- Przy tak ogromnym przedsięwzięciu, jakim jest produkcja serialu, nie mamy do czynienia z posłusznymi przedmiotami tylko ludźmi pełnymi emocji i oczekiwań. Telewizji nie robi się w pojedynkę tylko w bardzo dużej grupie ludzkiej. Umiejętność radzenia sobie z różnymi dylematami jest bodaj największą zmorą producenta.
- Chyba Sylwia mówi do swojego ukochanego Daniela Ordy: “Boże, jak ja bym chciała, żebyśmy się nudzili, żeby było tak nudno, żeby nie działo się nic złego, tylko, żebyśmy tak byli". Też bym chciała, żeby czasem było nudno, bo ciągle wybucha mi jakiś granat, mina albo bombka (śmiech). Producent podejmuje dziesiątki, jeśli nie setki decyzji, a do swoich pomysłów musi przekonać jeszcze sztab ludzi.
Jakiej natury problemów dostarczają pani aktorzy?
- Bardzo różnych. Musimy, układając plan zdjęć, godzić możliwości terminowe licznej obsady. Kalendarzówka to łamigłówka i taniec na linie z tzw. aktorskimi zajętościami. Bywa, że w ostatniej chwili okazuje się, iż aktor ma spektakl i to nie w Warszawie, ale w Szczecinie i trzeba znaleźć na cito rozwiązanie. Zdarzają się zaskakujące "absencje", kiedy aktor, który miał już dojeżdżać na plan, odbiera telefon kilka tysięcy kilometrów od Polski kompletnie zaskoczony faktem, że tego dnia miał być w studio.
- Najbardziej zależy mi na tym, aby wszyscy w zespole szanowali się, mieli do siebie zaufanie i żeby szli w jednym kierunku. Aktorzy nie mogą być przeciwni historii, bo ona powstaje dla jak najciekawszego rozwoju ich postaci. Ja nie mogę być przeciwko aktorom, bo w końcu sama zapraszam ich do współpracy.
- Czasem wystarczy na spokojnie wyjaśnić sobie, dlaczego czyjaś historia jest tak, a nie inaczej prowadzona, dlaczego istnieje w takich, a nie innych proporcjach w serialu. Oczekuję sumiennego przygotowania i zaakceptowania tego, że telewizja wymaga takiego samego zaangażowania w rolę, jak film czy teatr. Życzyłabym sobie, by aktorzy trenowali dykcję nawet po skończeniu szkoły. Żeby dbali o siebie i myśleli o swojej sprawności. I żeby umieli słuchać. Chciałabym, żeby współkreowanie, za jakie uważam naszą pracę, było pozbawione agresywnego krytycyzmu, jaki sączy się z gazet czy portali.
Nie bez kozery mówi się, że aktor jest niezadowolony, jak gra i jak nie gra.
- Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził (śmiech). Sama zawsze muszę mieć przekonanie, że proponuję komuś coś, co jest warte jego zachodu. Umiem też wyczuć moment, kiedy wiem, że jakiekolwiek perswazje nie mają już sensu i należy daną współpracę zakończyć. Praca musi cieszyć, dlatego nie toleruję rutyny. Jak się traci radość, zabawę, zaczyna robić się zwyczajne wyrobnictwo, a to odbija się na ekranie.
Czy ogląda pani seriale konkurencji? A jeśli tak, to jakie?
- Jeśli chodzi o polskie seriale, oglądam wszystkie wchodzące na antenę nowości. Lubię wiedzieć, co dzieje się na rynku. Natomiast nie jestem przywiązana do żadnego z tytułów, będących w ramówkach od lat. Oglądam je sporadycznie - najczęściej, gdy chcę zobaczyć pracę interesującego mnie aktora, reżysera. Z wypiekami na twarzy czekam na kolejne odcinki swoich ulubionych seriali amerykańskich, skandynawskich, brytyjskich i zarywam przez nie noce.
Jakie perspektywy mają perypetie "Lekarzy"? Ile odcinków w sumie powstanie?
- Jesteśmy na etapie kręcenia ostatnich z 13. odcinków czwartej serii, która na antenę TVN trafi wiosną br. Jednocześnie planujemy i pracujemy już nad scenariuszem do piątego sezonu, ale nie zapadła jeszcze oficjalna decyzja, czy on powstanie. Osobiście uważam, że "Lekarze" mają duży potencjał. Tytuły typu "keys`owe" z dobrymi bohaterami, do których należy też "Prawo Agaty", mogą żyć naprawdę długo. Wszystko zależy od determinacji producenta, pomysłowości scenarzystów, wytrzymałości realizatorów, wytrwałości aktorów oraz... - przede wszystkim - widzów. Na razie nie myślę o finale "Lekarzy". Zastanawiam się, co może wydarzyć się w kolejnej serii i jak ją ciekawie zakończyć - "zawiesić".
A propos, co wydarzy się w nowym sezonie?
- Nastąpi zmiana w fotelu ordynatora chirurgii. Pojawi się nowy człowiek, który zapragnie zaprowadzić nowe porządki. Jednym się to spodoba, inni od razu stwierdzą, że jest fatalnie. W roli nowego ordynatora zobaczymy Wojciecha Mecwaldowskiego. Jego bohater przychodzi z bagażem na plecach - ojcem docentem Karkoszką i jego złą sławą.
Czyżby nowy ordynator odziedziczył talent po ojcu, którego genialnie gra Krzysztof Jędrasek?
- Postać starego Karkoszki skupia w sobie całe zło, jakie znamy na temat lekarzy i medycyny. Jego syn chciałby być kimś zdecydowanie innym. Ale czy daleko padło jabłko od jabłoni - widzowie przekonają się wiosną. W czwartej serii pojawi się też Anna Polony w roli utytułowanej pani profesor i zarazem szefowej chirurgii dziecięcej, na którym to oddziale na chwilę znajdzie się Barbara Torzewska (Aleksandra Hamkało). W jednym z odcinków zobaczymy też Don Vasyla Juniora i jego rodzinę. Niespodzianek wiosną nie zabraknie.
Domyślam się, że - mimo tego, iż trwają intensywne prace nad "Lekarzami“ - w Pani głowie kiełkują już pomysły na inne seriale...
- Dla zdrowia psychicznego staram się czytać dużo książek, ale oczywiście po głowie chodzą nowe pomysły - na filmy i na nowe projekty serialowe. Nie byłabym sobą, gdybym nie chciała realizować czegoś, czego do tej pory nie robiłam. Myślę o serialu kryminalnym czy sensacyjnym. Prywatnie jestem fanką kryminałów, które namiętnie czytam i oglądam we wszystkich możliwych wersjach. Uwielbiam ekranizacje Henninga Mankella. Za świetne produkcje uważam też "Verę" czy "Homeland" Marzę, by nasi scenarzyści pisali takie historie.
Seriale, które Pani wymienia, powstały na zamówienie kanałów płatnych.
- I to jest ta różnica, o której polski widz zapomina. Dobre seriale zagraniczne wcale nie osiągają oszałamiających wyników w naszych stacjach niepłatnych. Wszyscy uczymy się na zachodnich produkcjach, ale nie możemy zapominać o specyfice polskiej widowni i jej przyzwyczajeniach. Zmiany mogą następować stopniowo, etapami.
Inna sprawa, że wymagający widz ogląda to, co mu pasuje, poza telewizją.
- Liczba ściągnięć seriali z tvnplayer mówi sama za siebie. Mam tylko nadzieję, że ośrodki badające widownię nauczą się ją mierzyć i dodawać do telewizyjnej widowni, by pokazać inwestorom, jak zwracają się nakłady na produkcję.
Dzięki temu byłyby pieniądze na nowe seriale składające się na kontent, który mógłby być eksploatowany przez długie lata na różnych nośnikach.
- Widz ma prawo oglądać swój serial gdzie i kiedy chce, my się nie możemy na to obrażać. Dlatego TVN pokazuje swoje produkcje także przedpremierowo w Internecie. Jest to rodzaj zachęty. Oglądalność telewizji niepłatnej spada w całej Europie, nie tylko w Polsce. W sytuacji kanałów niepublicznych nie da się bagatelizować wydatków.
Dwukrotnie wystąpiła Pani w swoich serialach - w "Magdzie M." i w "Lekarzach". Miała Pani kiedyś ciągotki aktorskie?
- Byłam recytatorką, bawiłam się amatorsko w teatr, ale jestem przeszczęśliwa, że los tak pokierował moim życiem, że zostałam producentem - teraz mogę i grać, i pisać, i montować, i reżyserować (śmiech). Szczerze mówiąc, wystąpiłam dwukrotnie w ramach doświadczania na własnej skórze i przypominania sobie, jak to niełatwo jest być aktorem.
Na usta ciśnie mi się pytanie, czy jest Pani pracoholiczką?
- Myślę, że już nie, bo z wiekiem człowiek mądrzeje i etap przeangażowywania mam chyba za sobą. Chciałabym mieć nadzieję, że umiem wyważyć proporcje między pracą a życiem. Muszę jednak przyznać, że to, co robię, jest moją pasją, więc czasem nie wychodzi. Jestem przyzwyczajona do pracy 24 na 24 i nie uważam za rzecz niegodną, że ktoś zadzwoni do mnie w niedzielę, gdy dzieje się coś ważnego.
A jak lubi Pani wypoczywać?
- Kocham dni piżamowe, kiedy czytam książkę i nic poza tym. Czytam prozę. Wolę, jak jest mniej dialogów i inna fraza niż w scenariuszach (śmiech). Pozwala mi to zanurzyć się w język, którego na co dzień nie spotykam. To dla mnie niebywała przyjemność. Jako teatrolog stale podczytuję sztuki w "Dialogu", może coś z tego jeszcze kiedyś wyniknie.
Papier czy iPad?
- Zawsze papier, mimo zakazu dźwigania do każdej podróży torba książek. Jestem staromodna i raczej potrzebuję ładu, jaki kiedyś miał, zmieniający się tak szybko świat. Hasło “róbta co chceta" nie wydaje mi się do zastosowania w każdym przypadku. Trzeba mieć granice, których się nie przekracza. Wtedy chyba łatwiej i lepiej jest żyć nam i z nami.