"Lekarze": Beata nie straciła pazura!
- Kulisy zawodu lekarza są dla widzów zawsze ciekawe - mówi Agnieszka Więdłocha i zdradza, co czeka graną przez nią Beatę w 5. sezonie.
Na planie "Lekarzy" pracujesz od początku. Na czym polega sukces tej produkcji?
- Złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze "Lekarze" pokazują grupę osób, o której przeciętny Kowalski wie tak naprawdę niewiele, a ich praca niesie z sobą pewną tajemnicę. To hermetyczne środowisko, posiadające też specyficzne słownictwo, którym posługuje się na co dzień. "Zrzucić pacjenta na blok" brzmi może dość drastycznie i mało poprawnie, lecz z drugiej strony pozwala utrzymać odpowiedni dystans do tego, co się robi.
A po drugie?
- Wiarygodność opowiadanych historii, bo zawsze towarzyszą nam medyczni konsultanci, którzy doskonale koordynują nasze działania, podpowiadają jak mamy postępować z serialowymi pacjentami. Nie bez znaczenia jest również dobra i przyjazna atmosfera na planie, która w stu procentach przenosi się na ekran. Widz czuje, że nie działamy na pół gwizdka, że zależy nam, aby efekt końcowy wyszedł jak najlepiej. Mam również szczęście, że pracuję ze świetnymi aktorami, od których mogę się wiele nauczyć, choćby potrzebnej w moim zawodzie pokory.
W pierwszej serii Twoja postać była zawsze w centrum uwagi, nie miała problemu z okazywaniem emocji. Jak bardzo zmieniła się przez ten czas?
- Na początku Beata rzeczywiście brała od życia to, co chciała. Pełnymi garściami! Teraz dzięki Filipowi złagodniała. Nie straciła jednak animuszu i ostrego pazura. W nowych odcinkach będzie wspierała swojego mężczyznę w zebraniu funduszy na operację małej dziewczynki, ofiary działań wojennych w Afganistanie.
Część zdjęć kręconych jest w Toruniu. Polubiłaś to miasto?
- Jest bardzo piękne, niepowtarzalne i klimatyczne - wracam do niego z wielką radością! Spędzamy w nim około dwóch tygodni, a ono zawsze cudownie nas przyjmuje. Ludzie są gościnni, pomagają nam na każdym kroku, pracuje mi się tam wręcz komfortowo.
Rozm. Artur Krasicki