Włodzimierz Press broni "Czterech pancernych..." przed oskarżeniami o zakłamywanie historii!
Włodzimierz Press, czyli Grigorij Saakaszwili z "Czterech pancernych i psa", bardzo się denerwuje, gdy ktoś twierdzi, iż serial, od udziału w którym ponad pół wieku temu rozpoczęła się jego przygoda z aktorstwem, był "zakłamaną komunistyczną propagandówką". - To prosta opowieść o prostych ludziach bez żadnych podtekstów politycznych - broni jednej z najchętniej oglądanych produkcji TVP wszech czasów.
Kiedy dokładnie 55 lat temu - wiosną 1966 roku - Włodzimierz Press zgłosił się na zdjęcia próbne do serialu "Czterej pancerni i pies", chciał jedynie... zarobić parę groszy.
- Rola Grigorija nie jawiła mi się wcale jako rola marzeń. Krucho było u mnie z gotówką, a wtedy płacili za udział w zdjęciach próbnych - wspomina i dodaje, że nikt wówczas nie przypuszczał, że serial stanie się wielkim hitem.
26-letni wtedy, nieziemsko przystojny aktor od dawna czekał, by ktoś dał mu szansę. Choć minęły już trzy lata od chwili, gdy skończył warszawską szkołę teatralną, miał na swym koncie jedynie malutki epizod w filmie "Rozwodów nie będzie".
Włodzimierz Press nie robił sobie jednak nadziei, że dostanie pracę w "Czterech pancernych...". Już raz przeżył rozczarowanie, gdy - choć wygrał casting do roli Ramzesa w "Faraonie" - rolę w ostatniej chwili sprzątnął mu sprzed nosa jego... kolega z podwórka, Jerzy Zelnik.
Tym razem szczęście uśmiechnęło się do niego i został Grigorijem. Serial otworzył przed nim drzwi do wielkiej kariery i zmienił jego życie. Na planie "Czterech pancernych i psa" Włodzimierz Press poznał miłość swojego życia... Renata, w której zakochał się od pierwszego wejrzenia, pracowała przy produkcji jako kostiumolog (wciąż idą razem przez życie, mają dwoje dzieci, a wkrótce świętować będą 55. rocznicę ślubu!).
- Nasz syn Grześ przyszedł na świat jeszcze w czasie trwania zdjęć. To chyba jedyne dziecko pancernych urodzone na planie. Wszyscy myślą, że imię daliśmy mu na cześć granej przeze mnie postaci, ale tak naprawdę było uczczeniem mojego ojca Grzegorza, którego straciłem jako dziecko. Zginął w obozie koncentracyjnym w Treblince - powiedział w rozmowie z "Przekrojem".
- Gdy słyszę, jak ktoś mówi, że "Pancerni" byli komunistyczną propagandówką, to szlag mnie trafia. Nie mieliśmy żadnych nacisków ze strony władz, partii czy kogokolwiek innego - zapewnia aktor.
- Wszyscy ciężko pracowaliśmy na planie. O politykowaniu nikt nawet nie pomyślał - mówi i dodaje, że ma ogromny sentyment do serialu, bo przecież zdobył dzięki niemu niewyobrażalną popularność i założył rodzinę.
Rodzina zawsze była dla Włodzimierza Pressa najważniejsza. Żeby zapewnić dzieciom najlepszą edukację, zdecydował się nawet na... emigrację. Przez kilka lat mieszkał z żoną, synem i córką we Francji, dokąd pojechali w odwiedziny do jego matki, która w 1968 roku - na fali antysemickiej czystki - musiała na zawsze opuścić Polskę. Do kraju wrócił dopiero, gdy jego dzieci skończyły szkoły (córka została w Paryżu i mieszka tam do dziś)...
Tak naprawdę Włodzimierz Press jako jedyny z głównej obsady "Czterech pancernych..." nie zrobił oszałamiającej kariery filmowej. Twierdzi, że nie potrafił walczyć o siebie.
- Ja jednak nie przegrywałem bitew. Ja ich po prostu nie zaczynałem. Ale cały czas byłem i wciąż jestem aktorem... funkcjonującym - mówi.
Włodzimierz Press zawsze bardzo ostro reaguje, gdy ktoś próbuje dyskredytować "Czterech pancernych i psa". Nie zgadza się z zarzutami, że serial zakłamuje historię. Gdy w 2006 roku (w czasie, gdy prezydentem Polski był Lech Kaczyński, a premierem Jarosław Kaczyński) prezes TVP Bronisław Wildstein zakazał powtórek "Pancernych", aktor przypomniał mu, że w serialu chodziło o zwykłe ludzkie sprawy - przyjaźń, lojalność, uczciwość...
- Kiedy się tak zapamiętale zbija wszelkie wartości "Czterech pancernych...", to mnie zastanawia, czy więcej się na nich wychowało łobuzów i drani czy przyzwoitych ludzi. Ja, ilekroć spotykam się z naszymi wielbicielami, widzę, że są to naprawdę przyzwoici ludzie - powiedział.