Kultowe seriale
Ocena
serialu
8,2
Bardzo dobry
Ocen: 10720
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"W labiryncie": Pierwsza polska telenowela, która odniosła niebywały sukces

Dzisiaj w TV króluje "M jak miłość", ale pod koniec lat 90. niekwestionowanym królem polskich telenowel był serial “W labiryncie". Już od pierwszych odcinków zaskarbił sobie sympatię widzów i bił rekordy popularności. Choć wielu patrzyło sceptycznie na tego typu produkcje, serial miło zaskoczył i poruszył miliony Polaków!

"W labiryncie" był całkowicie nowym formatem w polskiej telewizji, jednak udało mu się zyskać ogromne grono odbiorców. Serial przedstawiał losy lekarzy, farmaceutów, naukowców i biznesmenów na przełomie lat 80. i 90., czyli w czasie przeobrażeń gospodarczych i ustrojowych w Polsce. Oglądalność telenoweli sięgała 16 milionów widzów!

Prace na planie przebiegały się bardzo sprawnie. Po trwających pół roku przygotowaniach, w październiku 1988 ekipa trafiła na plan zdjęciowy. Już 30 grudnia tego roku widzowie mogli obejrzeć pierwszy odcinek “W labiryncie".

Reklama

Pierwsza polska opera mydlana

Pomysł stworzenia opery mydlanej w Polsce był nieco ryzykowny i obawiano się, że taka forma w czasach, kiedy to aktorstwo było uznawane za sztukę wyższą, a gwiazdy gardziły udziałem w serialach, zwyczajnie się nie przyjmie. Wielu aktorów odmówiło przyjęcia roli w projekcie.

Ci, którzy zdecydowali się zaufać produkcji i uwierzyć w jej sukces, zostali nagrodzeni ogromną popularnością i uznaniem. Byli to m.in. Marek Kondrat, Piotr Skarga, Sławomira Łozińska, Marta Klubowicz, Jowita Budnik czy Agnieszka Robótka-Michalska.

"Moje środowisko żyło wspomnieniem minionej epoki, kiedy nie było reklam, a udział w operze mydlanej budził zażenowanie. Ja się w to ‘wpuściłem’, bo uprawiałem ten zawód z całym jego dobrodziejstwem" - wspominał po latach Kondrat. "Pamiętam wywiady z moimi kolegami, którzy byli oburzeni, że gram w takiej szmirze. Dzisiaj trudno znaleźć kogoś w moim środowisku, kto by tego nie robił" - wyznał w jednym z wywiadów.

Agnieszka Robótka-Michalska o roli Ewy

Agnieszka Robótka-Michalska wcieliła się w pierwszoplanową postać Ewy Glinickiej, która po tragicznej śmierci swojego narzeczonego decyduje się na rozpoczęcie pracy w Pracowni Farmakodynamiki Instytutu Farmakologii Klinicznej. Robótka miała wówczas 24 lata i rozpoczynała swoją przygodę z aktorstwem.

Występ w telenoweli zapewnił jej sławę i rozpoznawalność, które... zaprzepaściła. Po 52. odcinku zdecydowała się odejść z serialu, czym zaszokowała twórców i widzów. Była pierwszą aktorką w Polsce, która na własne życzenie zrezygnowała z głównej roli i musiała zastąpić ją koleżanka po fachu. 

- Byłam zmęczona i czułam przesyt. Postać Ewy mnie denerwowała. Grzeczna, niemal bez wad, do tego jeszcze chorowita i z pokorą znosząca wszystkie możliwe ciosy od losu - na dłuższą metę było to dla mnie nie do wytrzymania - wytłumaczyła swoją decyzję aktorka. - Chciałam grać ambitne role. Gdy jest się młodym, inaczej podejmuje się decyzje. Niczego jednak nie żałuję, widocznie tak miało być. 

Po zakończeniu pracy na planie serialu praktycznie zapadła się pod ziemię. Wyszła za mąż, a w 1989 roku wyjechała do Anglii. Nie zrezygnowała jednak całkowicie z aktorstwa. Zagrała w kilku angielskich i francuskich produkcjach. Po kilku latach z powrotem przeprowadziła się do Polski. Nie od razy zdecydowała się powrócić przed kamerę. Pojawiła się w popularnych serialach, ale tym razem w rolach epizodycznych. Widzowie mogli ją zobaczyć m.in. w "Klanie", "Samym życiu", "Na dobre i na złe", "Rodzinie zastępczej" czy "Pensjonacie pod różą". 

- Nie grywam w serialach i filmach, bo proponują mi najgorszy chłam, dlatego zawsze grzecznie odmawiam - przyznała szczerze w jednym z wywiadów, dodając, że nie chce marnować nawet minuty na role, których granie nie sprawia jej żadnej przyjemności i nie daje satysfakcji. Dzisiaj skupia się głównie na podróżach i życiu rodzinnym. - Po prostu żyję! Bardzo zależy mi na życiu, i to na przyjemnym życiu! - mówi.

Wyjście poza schemat

Serial "W labiryncie" był pierwszą polską operą mydlaną. Gatunek ten był wówczas uznawany za jedną z najbardziej niszowych produkcji. Otwartość producentów, aktorów i wiara w powodzenie pozwoliły serialowi na uzyskanie dużej oglądalności.

Nowością okazało się też kręcenie poszczególnych scen w prawdziwych wnętrzach, a nie tylko w specjalnie przygotowanych halach produkcyjnych. Ponadto zdjęcia często odbywały się też w plenerze, a aktorzy musieli sami zadbać o kostiumy dla swoich postaci. 

swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy