Kultowe seriale
Ocena
serialu
8,2
Bardzo dobry
Ocen: 10719
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"W labiryncie": Jowita Budnik śpiewała kiedyś w punkowej kapeli!

Jowita Budnik, czyli niezapomniana Marta Racewicz z pierwszej polskiej telenoweli "W labiryncie", była kiedyś... pankówą. Jako nastolatka nosiła ciężkie glany, podarte dżinsy i czarne kurtki. Należała nawet do punkowej kapeli!



W czasach, kiedy powstawał kultowy serial "W labiryncie", Jowita Budnik (wtedy nazywała się Miondlikowska) miała zaledwie kilkanaście lat. Po raz pierwszy weszła na plan, by wcielić się w Martę, córkę Joanny i Adama Racewiczów (Sławomira Łozińska i Marek Kondrat), tuż przed swoimi piętnastymi urodzinami. Była wtedy zafascynowaną punk-rockiem licealistką, nosiła wyłącznie czarne ubrania i bez przerwy słuchała Armii i Dezertera. W niczym nie przypominała serialowej Marty i bardzo nie chciała, aby ktoś ją utożsamiał w bohaterką "W labiryncie". Choć serial oglądało ponad 16 milionów widzów, udało się jej sprawić, że gdy wychodziła na ulicę, nikt jej nie poznawał!

Reklama

Nosiłam glany i podarte dżinsy, zimą zasłaniałam twarz czarną kominiarką. Nawet przez chwilę nie uważałam, że jestem sławna, żyłam w poczuciu normalności - mówi Jowita Budnik, dodając, że w tamtych czasach nie było tabloidów i plotkarskich serwisów internetowych, więc nie musiała obawiać się o utratę prywatności.

W wolnym od nauki i pracy na planie "W labiryncie" czasie Jowitę najczęściej spotkać można było... pod kolumną Zygmunta na placu Zamkowym. Pod koniec lat 80. ubiegłego wieku było to ulubione miejsce spotkań warszawskiej tzw. zbuntowanej młodzieży. Jowita miała masę przyjaciół, z którymi przesiadywała na stołecznej starówce i którzy, podobnie jak ona, uwielbiali punka. Kiedy twórcy "W labiryncie" wpadli na pomysł, by wysłać Martę Racewicz na festiwal rockowy do Jarocina, bo chcieli nagrać zbiorową scenę przy ognisku, nie musieli długo szukać statystów. Zatrudnili po prostu znajomych Jowity!

Jowita Budnik nie była jedynie fanką punk-rocka, ale też wokalistką zespołu założonego przez jednego z jej kumpli.

Urządzaliśmy próby w jego mieszkaniu, nagraliśmy nawet w studiu kilka utworów na kasetę - wspomina aktorka.

Niestety, Jowita miała wielkie opory przed występami na żywo. Nie chciała śpiewać stojąc przed publicznością, bo - jak twierdzi - nigdy nie miała duszy performerki. To właśnie przesądziło, że odeszła z kapeli, a jej kariera wokalna skończyła się, zanim tak naprawdę się zaczęła.

Uważałam, że choć każdy może śpiewać, to nie każdy powinien - mówi.

Dziś po fascynacji punkiem Jowicie pozostało jedynie zamiłowanie do czarnych ubrań i... kaseta z piosenkami zespołu Dead Kennedys, którą ciągle ma w swoim samochodzie.

Agencja W. Impact
Dowiedz się więcej na temat: Jowita Budnik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy