"Tulipan": Bożyszcze kobiet
Twórcy serialu w napisach końcowych zapewniali, że wszystkie postacie są fikcyjne. Ale widzowie doskonale wiedzieli, że główny bohater „Tulipana” wzorowany był Na Jerzym Julianie Kalibabce.
Początkowo reżyser Janusz Dymek i scenarzysta Andrzej Swat zastanawiali się wspólnie z Janem Monczką, czy nie byłoby dobrze, by aktor przed pierwszym klapsem spotkał się z najbardziej znanym polskim uwodzicielem. Ostatecznie jednak pomysł ten zarzucono.
- Myślę, że dobrze się stało, że ostatecznie nie spotkałem się z Kalibabką - mówi aktor. - Zależało mi przede wszystkim, żeby zorientować się jakim jest on człowiekiem. Przy czym jedno spotkanie by nie wystarczyło. A z tego, co wiem, im więcej czasu mu się poświęcało, tym mniej prawdy było w tym, co mówił. Był sztuczny i starał się na siłę kreować - dodaje Jan Monczka.
Ostatecznie więc odtwórca roli Tulipana musiał skorzystać z... własnych doświadczeń. I bez wątpienia udało mu się stworzyć ciekawą postać. Bo jak inaczej można określić łobuza, oszusta i naciągacza, którego mimo wszystko większość widzów darzy sympatią?
Marta Klubowicz, odtwórczyni roli Anny Zawadzkiej, jedynej kobiety, z którą Tulipana połączyło coś więcej, twierdzi, że oczywiście Jan Monczka stworzył świetną kreacje, ale tajemnica tkwiła w scenariuszu.
- Dzięki dobrze napisanej historii widz może zidentyfikować się z postacią - opowiada aktorka. - I dlatego, choć Janek był hochsztaplerem i świnią, to i tak widzowie go kochali - dodaje.
Jednak nie wszyscy darzyli sympatią polskiego Casanovę. I to zarówno wśród partyjnych wpływowych notabli (szef reżimowego Patriotycznego Ruchu Ocalenia Narodowego, pisarz Jan Dobraczyński, skrytykował serial za zgniliznę moralną), jak i części widowni, która ostro protestowała przeciwko kolejnym wyczynom Tulipana. Ale, jak podkreśla Jan Monczka, on nigdy nie doświadczył agresji skierowanej przeciw kreowanemu przez niego bohaterowi.
Większość kobiet traktowała go z sympatią, nierzadko także pojawiały się propozycje romansowo-matrymonialne.
O popularności serialu, oprócz bliskiego życiu scenariusza i ciekawych kreacji aktorskich, zadecydowała także rzeczywistość wykreowana przez twórców "Tulipana". Koniec lat osiemdziesiątych był w Polsce szary i przygnębiający. I chyba tylko wielcy optymiści wierzyli, że w niedługim czasie coś w tej kwestii może się zmienić.
A świat Jurka niemal z dnia na dzień stał się kolorowy, pełen przedmiotów i doznań, o których przeciętny Kowalski mógł tylko pomarzyć. W końcu zdarzało mu się nocować w luksusowych hotelach przeznaczonych głównie dla cudzoziemców, jadać w wykwintnych restauracjach, jeździć dobrymi samochodami i robić zakupy w Peweksie. Dobrze bawił się również pływając na nartach wodnych, odwiedzając znane salony fryzjerskie i kosmetyczne. I nawet złote łańcuchy czy białe kowbojki, które z lubością przywdziewał Tulipan, a które dzisiejszym widzom mogą wydawać się kwintesencją kiczu, były szczytem elegancji i dowodem zamożności w 1987 roku. A swoją drogą na buty szyte na miarę nadal nie wszyscy mogą sobie pozwolić.
Mocną stroną "Tulipana" były aktorki, które w nim zagrały. Obok przywoływanej już Marty Klubowicz, mogliśmy podziwiać m.in. Marię Pakulnis, Ewę Ziętek, Annę Gornostaj, Krystynę Tkacz, Marię Probosz i Polę Raksę.
Choć właściwie wszystkie, jak jeden mąż, uległy urokowi bałtyckiego rybaka, to każda z nich inaczej reagowała, gdy prawda o przystojnym Jurku (choć nie wszystkie znały go pod tym imieniem) wychodziła na jaw. Niektóre pomstowały i przysięgały niemal krwawą zemstę, inne nie mogły uwierzyć w swoją naiwność.
Zdarzały się również i takie, które nie żałowały utraconych dóbr materialnych, ale... atencji, jaką darzył je uroczy oszust. No cóż, mężczyzna, który potrafi wysłuchiwać kobiety, pochylić się nad ich potrzebami, zadbać, by czuły się królowymi świata, zawsze może liczyć na wdzięczność. Szkoda tylko, że zdarzają się panowie, którzy tak niecnie i bez skrupułów to wykorzystują.
hm