Stefan Friedmann: Na znak protestu porzucił rolę w kultowym serialu. Niezwykła historia aktora
Stefan Friedmann ma na koncie kilkadziesiąt ról filmowo-serialowych. Ostatnio o ciekawostkach ze swojego życia i bogatej kariery zawodowej postanowił opowiedzieć w książce "70 lat mojego dzieciństwa, czyli niech pan powie coś wesołego". W publikacji aktor zdradził m.in. w jakich okolicznościach pożegnał się z rolą w kultowych "Matysiakach".
Aktorstwo miał w genach po ojcu Marianie Friedmanie, aktorze Teatru Narodowego i Współczesnego w Warszawie. Sam jednak uprawiał zawód bez ukończenia szkoły aktorskiej (W 1971 zdał egzamin eksternistyczny).
Od początku kariery związany z radiem: z Jonaszem Koftą stworzył radiowy duet, który tworzył cykle "Dialogi na cztery nogi" i "Fachowcy", emitowane w magazynach Ilustrowany Tygodnik Rozrywkowy i Ilustrowany Magazyn Autorów radiowej Trójki.
Ostatnio mogliśmy oglądać go w nagrodzonym "Czarnym mercedesie" w reżyserii Janusza Majewskiego i wciąż na teatralnej scenie, w spektaklu "Mayday" w Och-Teatrze. "Będę pracował tak długo, jak długo będę chodził i mówił - wyznał w jednym z wywiadów.
Stefan Friedmann na ekranach zaczął pojawiać się już jako nastolatek. Debiutował w dramacie wojennym "Godziny nadziei" Jana Rybkowskiego z 1955 roku, gdzie wcielił się w chłopaka z Zamojszczyzny. Po tej niewielkiej roli przyszły kolejne, większe. Aktora mogliśmy oglądać w "Warszawskiej syrenie", "Rannym w lesie", czy "Jarzębinie czerwonej". Prawdziwa popularność przyszła jednak dopiero w latach 80., kiedy Friedmann zagrał najpierw w "Zmiennikach", a później wcielił się w tytułową rolę w serialu "Na kłopoty... Bednarski".
Zanim jednak publiczność zaczęła kojarzyć aktora z ekranów, doskonale znała jego głos. Friedmann już jako nastolatek występował w serialu radiowym "Matysiakowie", gdzie użyczał głosu Gienkowi Matysiakowi. W projekt zaangażowany był aż do ogłoszenia stanu wojennego.
W wydanym niedawno zbiorze wspomnień "70 lat mojego dzieciństwa, czyli niech pan powie coś wesołego" aktor opowiedział, w jaki sposób pożegnał się z kultowym słuchowiskiem. Z roli Gienka zrezygnował w okresie stanu wojennego, kiedy wraz z innymi artystami bojkotował występy państwowe.
"Nasza branża, czyli artyści, postanowiła na znak protestu i solidarności bojkotować wszystkie imprezy i nie występować w środkach państwowego przekazu. Aktorzy, którzy łamali ten honorowy zakaz, w teatrach byli wyklaskiwani. Przerwało się kręcenie filmów i występy w telewizji państwowej, a innej nie było." - opowiadał.
Tak artysta wspomina wieczór, w którym twórcom "Matysiaków" ostatecznie postanowił powiedzieć "nie":
"Jest drętwo, bo wiadomo, że za chwilę trzeba się będzie zadeklarować, po której stronie zostać, żeby kiedyś w życiu tego nie żałować. Na ulicach wojskowe patrole grzeją się przy koksownikach, a na wyjazd z dziećmi na ferie trzeba uzyskać specjalną przepustkę.
Ja jestem najmłodszy, chociaż mam już "40". Patrzą na mnie. Nie muszę się zastanawiać ani zmieniać zdania. I nie jestem Gienkiem Matysiakiem, tylko Stefanem Friedmannem. Mam żonę, dwóch synów, tatę Mariana, przewodniczącego Solidarności w teatrze, mamę Halinę, która nigdy nie była w partii, wręcz przeciwnie, i dosyć duży dorobek aktorski i autorski." - zdradził na łamach książki "70 lat mojego dzieciństwa, czyli niech pan powie coś wesołego".
Decyzja aktora była nieodwołalna. Mimo usilnych próśb, nie wrócił do nagrywania. W roli Gienka Matysiaka zastąpił go inny aktor - Jerzy Bończak.