„Stawka większa niż życie”: Barbara Horawianka nie próżnuje na emeryturze
- Podczas spektaklu czuję wszystkie emocje widzów - przyznaje aktorka. Choć jest znana najbardziej z roli agentki gestapo Anne-Marie Elken, to rozczula ją pamięć o jej początkach w teatrze.
"Stawka większa niż życie", w której Pani zagrała, powstała dwadzieścia lat po wojnie. Zetknęła się Pani z negatywnymi komentarzami?
- Ludzie zaczepiali mnie na ulicy i mieli pretensję, że gram gestapówkę. Musiałam grzecznie tłumaczyć, że gram agentkę wywiadu amerykańskiego, co zresztą niewiele dało, bo ten niemiecki mundur kłuł ludzi w oczy.
Powiedziała Pani kiedyś: "Grałam w wielu filmach, również w serialach, ale to teatr był mi najbliższy".
- I tak jest w dalszym ciągu! W filmie aktor nie ponosi pełnej odpowiedzialności za graną postać. Po nagraniu jest montaż, wycinanie, przycinanie i my, aktorzy, absolutnie nie mamy na to wpływu. W teatrze aktor od początku do końca bierze odpowiedzialność za to, co pokaże. Poza tym czuje się oddech publiczności i każdą jej emocję. Najbardziej lubię ciszę albo szelest chusteczek zwiastujący wzruszenie. Zdarza się, że zaczepiają mnie starsi ludzie, którzy pamiętają mnie ze spektakli z początków mojej kariery - "Nie igra się z miłością" czy "Ofelii". Wówczas cała się rozpływam (uśmiech).
Zrezygnowała Pani z występów w telewizji, twierdząc, że "nie ma co zatrudniać staruchów"...
- Starsi ludzie są pomijani i mało atrakcyjni. Młodzież nie ma ochoty oglądać ich na ekranie ani w teatrze. Dzisiejszy świat potrzebuje wszystkiego, co młode, ładne i zgrabne, więc na co komu staruchy? Obecnie panuje nieprawdopodobne tempo życia, które mnie osobiście przeraża. Prezenterzy telewizyjni mówią tak szybko, że ja nic z tego nie rozumiem, nie potrafię za nimi nadążyć. Można powiedzieć, że starych ludzi pomija się właściwie we wszystkich sferach życia.
Ale na szczęście publiczność nadal może Panią podziwiać na deskach teatru.
- Sztuka "Baba Chanel", w której gram w Teatrze Polonia, opowiada o staruszkach, które chcą uczestniczyć w życiu, ale mocno się im to utrudnia. W spektaklu bierze udział pięć staruszek w wieku od 70-90 lat, a ja gram tę średnią (uśmiech). W rolę najstarszej wciela się Dorota Pomykała i robi to doskonale. Od sześciu lat gram także w Teatrze Narodowym w sztuce Sławomira Mrożka "Miłość na Krymie". Co prawda pojawiam się jedynie w dwóch aktach, ale szalenie lubię tę postać. Już wkrótce spektakl będzie utrwalony na taśmie i wyemitowany w Teatrze Telewizji. W zeszłym roku zagrałam u Agnieszki Glińskiej Anfisę w "Trzech siostrach". Takie role są dla mnie bardzo ciekawe i z radością je przyjmuję. Dlatego tak strasznie się dziwię, że ludzie tak mocno walczą o ten wiek emerytalny. Na miłość boską! Przecież w wieku sześćdziesięciu lat jest się młodym człowiekiem (uśmiech).
Czy emerytura może być radosna i spełniona?
- W sensie finansowym na pewno nie! Myślałam, że na emeryturze wreszcie sobie odpocznę. Poczytam książki, będę kupowała kwiaty i robiła z nich kompozycje. A ja ciągle nie mam czasu...
Rozmawiała OLA SIUDOWSKA