Stanisław Mikulski nie znosił Klossa. Kultowa rola miała zniszczyć mu karierę
Stanisław Mikulski, który dzięki głównej roli w "Stawce większej niż życie" był w latach 60. i 70. ulubieńcem całej Polski, skarżył się w wywiadach, że co prawda Klossowi zawdzięcza ogromną popularność, ale też wiele przez niego stracił. "Jestem niewolnikiem jednej postaci. Nigdy nie dostałem szansy na zmianę wizerunku" - wyznał przed śmiercią. "Całe życie byłem Klossem" - powiedział, dodając, że rola, która wyniosła go na piedestał, tak naprawdę była jego przekleństwem i zniszczyła mu karierę.
"Cena za sukces okazała się piekielnie wysoka. Kloss wchłonął Mikulskiego, który nigdy nie zdołał uciec z cienia tej postaci. A fakty mówią, że kariera była aktorowi i tak sądzona. Tyle że inna. Normalna" - napisał Witold Filler na kartach "Pocztu aktorów polskich", sugerując, że udział w "Stawce większej niż życie" odebrał Stanisławowi Mikulskiemu szansę na zagranie wielu ról, o jakich marzył.
Faktem jest, że tuż przed premierą "Stawki..." Mikulski - po jedenastu latach grania w spektaklach lubelskiego Teatru im. Osterwy - dostał ofertę przeprowadzki do stolicy i dołączenia do zespołu, na czele którego stał sam Adam Hanuszkiewicz. Niestety, gdy zaczęło się ogólnonarodowe szaleństwo na punkcie Klossa, Hanuszkiewicz natychmiast pozbył się aktora ze swojego teatru.
Stanisław Mikulski dopiero kilka lat przed śmiercią przyznał, że... nienawidzi Klossa, bo ten nie dość, że odarł go z prywatności, to w dodatku uniemożliwił mu normalną egzystencję.
"Na początku było mi niezmiernie miło, jak dostawałem listy od widzów. Ale tych listów zaczęło przychodzić tak dużo, że nie nadążałem czytać" - wspominał w rozmowie z "Echem Dnia".
"Ludzie pisali na kopercie 'Kloss' i to wystarczyło, żeby listy dotarły do teatru, w którym grałem. Pamiętam, jak portier witał mnie, z szerokim uśmiechem, wręczając pakiet listów: 'Dzisiaj mamy sto sześćdziesiąt trzy'. To były listy prywatne, ze szkół, szpitali, ośrodków kultury. Od kobiet, młodzieży, dzieci, ludzi starszych" - napisał w autobiografii.
Popularność przestała cieszyć Stanisława Mikulskiego, gdy zorientował się, iż ludzie, który proszą go o zdjęcie z autografem, nie mają pojęcia, jak się nazywa.
"Wszyscy zapomnieli moje nazwisko. Byłem Hansem Klossem. Buntowałem się czasami przeciwko temu. Momentami pragnąłem o J-23 za wszelką cenę zapomnieć, ale świat mi na to nie pozwalał. Nigdy nie doczekałem szansy na zmianę wizerunku. Zbyt wolno zmieniałem się fizycznie. Lata płynęły, a ja ciągle byłem Klossem" - skarżył się na kartach książki "Niechętnie o sobie".
Mało kto wie, że w czasie, gdy "Stawka większa niż życie" biła rekordy oglądalności, Stanisława Mikulskiego spotkała niewyobrażalna tragedia - jego synowie, bliźniacy Bartłomiej i Grzegorz, zmarli tuż po narodzinach.
"Jadwiga (druga żona aktora - przyp. red.) nie mogła urodzić zdrowych dzieci... O tym, że jest chora, dowiedzieliśmy się później, łącząc to z wydarzeniami z porodówki. Choroba nazywała się ziarnica. Obecnie jest uleczalna, ale wtedy powiedziano nam, że to kwestia trzech lat i koniec" - wyznał po latach w "Niechętnie o sobie".
Tymczasem Mikulski stał się... własnością publiczną.
"Ani chwili prywatności. Nawet przez moment nie mogłem być sam" - potwierdził w autobiografii.
Po śmierci Jadwigi aktor postanowił na pewien czas zniknąć. Wyjechał do Moskwy, gdzie objął posadę dyrektora Ośrodka Informacji i Kultury Polskiej, co - jak przyznał w swej książce - pomogło mu pozbierać się po stracie żony. Z dobrowolnego "wygnania" do stolicy Związku Radzieckiego Stanisław Mikulski wrócił po dwóch latach... z nową ukochaną, młodszą od niego o 23 lata Małgorzatą Błoch-Wiśniewską, która została jego trzecią żoną i z którą spędził resztę życia.
Stanisław Mikulski kilka lat przed śmiercią (odszedł 27 listopada 2014 roku) wyznał, że Kloss jest jego przekleństwem.
"Mam wrażenie, że moje życie to ciągła, niemożliwa ucieczka od Klossa. Ale czy ta ucieczka jest mi naprawdę potrzebna? Czy nie wyolbrzymiałem sam postaci ze 'Stawki', nie zauważając, ile wspaniałych ról zagrałem od tamtego czasu?" - zastanawiał się w "Niechętnie o sobie".
Z tym, że jest Klossem "na wieki wieków" Stanisław Mikulski w końcu się pogodził. Pod koniec życia zgodził się nawet - 47 lat po premierze 1. odcinka "Stawki większej niż życie" - ponownie wcielić się w Hansa Klossa. Zagrał go, jak mówił, "dla żartu" w filmie Patryka Vegi "Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć". Była to jego ostatnia rola.