Stanisław Jędryka został oskarżony o zabójstwo!
Wiedzieli o tym tylko nieliczni! Zmarły w 2019 roku reżyser Stanisław Jędryka, twórca legendarnych seriali dla młodzieży takich jak m. in. "Podróż za jeden uśmiech“, "Wakacje z duchami“, "Do przerwy 0:1“, "Stawiam na Tolka Banana“, "Szaleństwo Majki Skowron“ i jeszcze wielu innych, bardzo głęboko i długo przeżywał wypadek samochodowy, który zdarzył się zimą 1959 roku. Zginęła w nim siedmioletnia córka jego przyjaciela. Matka dziewczynki oskarżyła słynnego filmowca o zabójstwo i wykrzyczała mu w twarz, że powinien zgnić w więzieniu!
Tragiczny w skutkach wypadek zaważył na całym życiu artysty, który dał się poznać jako niezwykle prawy, uczciwy i przyzwoity człowiek. Długo nosił w sobie uraz psychiczny i lęk, że znowu może trafić do sądu, a nawet do więzienia. Nie mówiąc już o tym, że dwadzieścia lat nie usiadł za kierownicą!
Do wypadku doszło zimą 1959 roku.
"Jechałem wtedy na święta Bożego Narodzenia do rodziny w Sosnowcu swoim P-70 (wtedy to było coś), wygranym w losowaniu oszczędnościowych książeczek samochodowych, które przeprowadzano co kwartał. Jeden samochód na tysiąc książeczek z wkładem dziewięciu tysięcy złotych i jeden na tysiąc pięćset z wkładem sześciu tysięcy złotych (...) Cieszyłem się nim do tego tragicznego dnia, w którym pod Piotrkowem Trybunalskim wpadłem w poślizg, i mając małe doświadczenie (około siedmiu tysięcy przejechanych kilometrów), nie opanowałem auta i wylądowałem w przydrożnym rowie, rozbijając się o kamienny słup, do czego przysłużyło się paniczne hamowanie" - ujawnił słynny reżyser w swojej autobiografii pt. "Miłości mojego życia".
CO WYDARZY SIĘ W FINALE "M JAK MIŁOŚĆ"? SPRAWDŹ!
Bez szwanku z katastrofy wyszła ówczesna żona reżysera Joanna Jędryka, która siedziała obok kierowcy. Aktorka jechała wtedy w odwiedziny do swojej babci w Częstochowie, co było po drodze.
Stanisław Jędryka doznał wstrząśnienia mózgu i miał rozbite czoło. Najgorsze spotkało dwójkę siedzącą z tyłu.
"Mojego przyjaciela z ławy szkolnej w Liceum im. Bolesława Prusa w Sosnowcu, Ryśka Dyję, wybitnego dziennikarza sportowego i długoletniego dyrektora działu sportowego w telewizji, oraz jego siedmioletnią córkę. On miał złamaną rękę, a ona straciła życie, o czym dowiedziałem się w piotrkowskim szpitalu" - wyznał Stanisław Jędryka, który nie mógł sobie darować tego, co się stało.
Najbardziej zabolały go słowa matki dziewczynki, która zjawiła się w szpitalu.
"Wykrzykiwała na cały głos, że zabiłem jej córkę, że jestem mordercą i powinienem zgnić w więzieniu. Ojciec w tej tragicznej chwili zachował spokój. Może miał wyrzuty sumienia - to był jego pomysł z tą wspólną podróżą. Nie miał do mnie żalu o to, co się stało, nie winił mnie za śmierć córki i nic się nie zmieniło w naszych przyjacielskich stosunkach. Za to Niusia, jego żona, znienawidziła mnie. Rysio musiał przed nią ukrywać nasze spotkania. Nie mogłem telefonować do niego do domu. Tragedia" - wspominał ceniony filmowiec.
Pocieszeniem dla twórcy "Podróży za jeden uśmiech" było, że dwa lata po tragedii jego przyjacielowi urodziła się córeczka.
Za spowodowanie wypadku sąd skazał Stanisława Jędrykę na rok więzienia z zawieszeniem na trzy lata.
"Sam proces to był dla mnie jeden wielki dramat. Przeżywałem potem w życiu różne trudne chwile, chociażby dwa zawały, ale tę wspominam najboleśniej. Może dlatego, że była pierwsza. Wtedy przysiągłem sobie, że zrobię wszystko, żeby nigdy nie znaleźć się w sądzie w roli oskarżonego" - napisał w swej autobiografii reżyser.
Po procesie filmowiec uznał, że sposobem na uniknięcie więzienia jest nieprowadzenie samochodu, bo to jedyna sytuacja, kiedy może wejść w konflikt z prawem i nie będzie to w żaden sposób od niego zależne. Przełamał się dopiero po dwudziestu latach. Tyle czasu zajęło mu dojście do przekonania, że samochód ułatwia życie. Po prostu wygoda i oszczędność czasu.
Dopiero czterdzieści trzy lata później Stanisław Jędryka spotkał żonę przyjaciela na jego pogrzebie. Stał z boku w wielkiej rozterce. Nie wiedział, czy podejść do niej z kondolencjami. W końcu zdobył się na odwagę, podszedł, próbował coś powiedzieć, ale głos uwiązł mu w gardle, a do oczu napłynęły łzy. Wdowa przytuliła się do niego i mocno objęła.
"Odczułem wielką ulgę i szczęście. Czułem, że mi przebaczyła, i to nad grobem córki, którą "zabiłem", bo Ryszard był chowany w tym samym miejscu" - wyznał Stanisław Jędryka.