Serialowi pupile i ich tajemnice
Jak gra się z psem, który nie za bardzo darzy aktora sympatią? Co zrobić, by zwierzę było na planie posłuszne? Kto usłyszał od reżysera "Nie zasłaniaj psa!"? Tego dowiecie się z naszego tekstu!
Tego z pewnością nie wiecie o Szariku! Zagrały go aż trzy owczarki niemieckie - Trymer, Spik i Atak. Wszystkie pochodziły z jednostki szkolenia psów milicyjnych w Sułkowicach.
Jednak najczęściej pokazywała się psia gwiazda - Trymer. Pies "oblał" egzamin z tropienia, nie był też wystarczająco agresywny, dlatego policja chętnie oddała go do filmu, gdzie sprawdził się jak żaden inny czworonóg. Gdy zaś zastępował go Atak, chodził przed zdjęciami do fryzjera, bo tak różnił się od Trymera.
"W zależności od sceny był wybierany np. węszący albo atakujący. A żeby w filmie nie było widać, że Szarika nie gra jeden zwierzak, dwa miały farbowaną sierść" - mówił Wiesław Gołas, ekranowy w wywiadzie dla "Dziennika".
"Szukaliśmy takiego psa, który by bardzo dużo szczekał, jednocześnie łasił się i żeby dawał głos na podniesienie ręki, na rozkaz" - dodał treser psów w "Czterech pancernych...", Franciszek Szydełko.
Co ciekawe, serialowemu Szarikowi nie szczególnie przypadł do gustu jego ekranowy opiekun Janek (Janusz Gajos). Ujęcia z psem sprawiały mu wiele trudności... "Trymer nie darzył sympatią swojego serialowego pana. W odcinku, w którym załoga leży w szpitalu, Szarik liże rękę swojego pana. To zostało sfilmowane w ten sposób, że dłoń Janusza Gajosa została po prostu posmarowana koglem-moglem" - zdradził prezes Stowarzyszenia "Klub Pancernych", Marek Łazarz.
Imię Szarik było jednym z najpopularniejszych psich imion tamtych lat. Zresztą... nie tylko psich!
"Na przełomie lat 60. i 70. wszędzie w Polsce powstawały Kluby Pancernych. Tworzyły się załogi 'Rudego'. Mogły mieć dowolną liczbę członków, ale koniecznie musiało być w nich zwierzę. Szarikami były koty, rybki, a nawet żółwie. Do Klubów Pancernych należało 400-500 tysięcy dzieci" - wspomina dziennikarka "Polski. Dziennika Łódzkiego" Anna Gronczewska.
Ciekawostką jest, że po swojej śmierci Szarik został wypchany i jest jednym z eksponatów muzeum Centrum Szkolenia Policji w Sułkowicach.
***Zobacz także***
Pamiętacie serial o chłopcu i jego niesamowitym kocie spełniającym życzenia? Zaczęło się prozaicznie: Darek uratował kota z rąk podwórkowych oprawców. Zabrał go do domu, a tam... kot przemówił ludzkim głosem!
A głos był to głęboki, i piękny, i należący do Macieja Zembatego. Kot Rademenes obiecał Darkowi spełnienie siedmiu życzeń dzięki mocy staroegipskiej magii... i tak to się zaczęło.
Historia Darka i niezwykłego kota przyciągała przed ekrany tłumy młodych widzów i była jednym z najsłynniejszych seriali lat 80.
W serialu "Siedem życzeń" Rademenes jest jedną z kluczowych postaci. Po latach Daniel Kozakiewicz, aktor grający Darka, przyznał w wywiadzie, że Rademenesa zagrały aż trzy czarne koty.
Okazuje się też, że zwierzęta nie miały łatwego życia i niezbyt podobała im się rola kocich aktorów: jeden spadł z 14. piętra, drugi był agresywny, a trzeci uciekał z planu zdjęciowego.
- Kot nie przychodzi jak pies na zawołanie. Robi, co chce, i kiedy chce. Pierwszy popełnił samobójstwo po dwóch tygodniach zdjęć, skacząc z czternastego piętra bloku na Jelonkach. Nie spadł na cztery łapy. Drugi oszalał i zaczął wszystkich atakować, drapać, gryźć. Trzeci - niczym się nie przejmował, nie reagował, aż któregoś dnia, wykorzystując nasze zaufanie, zwiał. Na szczęście ktoś go znalazł i mogliśmy dokończyć film - zdradził w "Fakcie" Kozakiewicz.
Dziś takie traktowanie zwierząt na planie byłoby niedopuszczalne!
Śliniak, pies rasy Dogue de Bordeaux, był jednym z bardziej leniwych serialowych pupili. Jego ulubionymi zajęciami było spanie i jedzenie.
W serialu tresowany przez Zosię (Misheel Jargalsajkhan). Niesforny, zjadła ciasta pieczone przez Ankę (Gabriela Kownacka) i straszył posterunkowego (Jarosław Boberek).
Ciekawostką jest, że serialowego Śliniaka w rzeczywistości grały trzy psy, a jeden z nich był... suczką. Niekonsekwencje widać, gdy w serialu Śliniak turla się po podłodze i brakuje mu genitaliów, zaś innych scenach znów jest psim samcem.
Każdy, kto pojawia się na planie "Komisarza Aleksa", chciałby pogłaskać czworonożną gwiazdę serialu i zrobić sobie z nią selfie...
Niestety, nie zawsze jest to możliwe, bo Rocky i jego dublerzy muszą mieć spokój między kolejnymi ujęciami, a w trakcie zdjęć skupiać się na powierzonych im zadaniach aktorskich.
O to, by wilczurowi wcielającemu się w Aleksa nikt nie przeszkadzał w pracy i nie zakłócał odpoczynku, dbają jego opiekunowie i treserzy, Beata i Andrzej Krzemińscy.
- Poza planem psa nie wolno dotykać, a podczas kręcenia zdjęć może to robić bardzo wąska grupa osób. Tymczasem na widok Rocky'ego ręce same wyciągają się do głaskania! Musimy pilnować, żeby nie zbliżał się do niego nikt, kto nie jest do tego upoważniony - mówił Andrzej Krzemiński w wywiadzie.
Podczas pracy Rocky'ego na planie obowiązuje bezwzględna cisza i spokój.
Nikt, kto nie jest niezbędny do zrealizowania ujęcia z udziałem czworonożnego aktora, nie powinien znajdować się w zasięgu jego wzroku, by po prostu go nie rozpraszać i nie absorbować jego uwagi.
Członkowie ekipy muszą pamiętać, by w obecności Rocky'ego nie jeść intensywnie pachnących potraw, zachowywać się spokojnie, nie gwizdać, nie cmokać, nie prowokować psa do kontaktu. Nikt nie może też częstować go smakołykami...
Na planie obowiązuje bezwzględny zakaz dokarmiania Rocky'ego i jego dublerów, nie można przywoływać psów do siebie, nie wolno też zbliżać się do przyczepy, w której przebywają w czasie przerw.
- Nigdy wcześniej nie pracowałem ze zwierzętami, nie mam też ich prywatnie. Przed pierwszym spotkaniem z Rocky'm niepokoiłem się, jak ułożą się nasze relacje - mówi Krystian Wieczorek, czyli komisarz Piotr Górski.
- Dziś jesteśmy zgranym teamem. Bardzo się lubimy i świetnie się nam razem pracuje. Rocky to po prostu świetny aktor! - dodaje serialowy opiekun i przyjaciel czworonożnego gwiazdora.
Jak dowiedzieliśmy się kilka miesięcy temu, w lutym tego roku Rocky, po 10 latach na planie, przeszedł na zasłużoną emeryturę. W premierowych odcinkach 14. sezonu "Komisarza Aleksa" zagra nowy pies - Ivo.
- Różne owczarki próbowały swoich sił w roli czworonożnego detektywa, ale żaden z nich nie dorównał Rocky’emu Matadorowi - zdradza Beata Krzemińska, trenerka psów od początku istnienia "Komisarza Aleksa".
- To jak z dobrym aktorem: rodzi się z talentem i ma w sobie wszystkie te cechy, które poruszają ludzi przed ekranem. Rocky skończył 11 lat i czas na emeryturę. Porusza się już wolniej i czasem nie chce mu się pracować. Pora przekazać rolę młodym. Ale jeszcze troszkę gra. Ivo wspierają też Ramzes i Wafel.
Cywil, czyli kudłaty owczarek niemiecki, nie był pierwszym tego rodzaju bohaterem. Dwa lata wcześniej rozpoczęto produkcję "Czterech pancernych i psa", a polskie dzieci oszalały na punkcie Szarika. Zresztą w 2. odcinku serialu o psie Cywilu podopieczni domu dziecka pragną zmienić jego imię na Szarik.
"Przygody psa Cywila" to oczywiście awangarda kina familijnego. Wyjątkowo zgrabne połączenie wzruszającej historii przyjaźni pana i czworonoga - która w założeniu miała być tylko "stosunkiem służbowym" - z kryminałem i komedią oraz kinem przygodowym, a wszystko to w odcinkach.
A było to tak. Rasowa suczka milicyjna Aga urodziła siedmioro szczeniąt. A nie, pardon, siedmioro. I w tym właśnie był problem.
Psy, jak wiadomo, nie znają regulaminu, nawet jeśli był to regulamin Milicji Obywatelskiej, nade wszystko szanowany przez służbistę porucznika Zubka (Wojciech Pokora, nie mylić z późniejszym porucznikiem Zubkiem z "07 zgłoś się", granym przez Zdzisława Kozienia. Zresztą oba seriale reżyserował Krzysztof Szmagier). A regulamin głosił, że szczeniąt może być sztuk sześć, bo każde następne osłabia miot. I wiadomo, nadprogramowy malec skończyłby marnie w oparach eteru, gdyby nie miękkie serce sierżanta Walczaka, który niedawno stracił ukochanego Beja.
Taki początek miała jedna z najbardziej lubianych polskich serialowych przyjaźni. Oczywistym jest, że Cywil, mimo nieprawego pochodzenia (któremu zawdzięczał niemilicyjne imię), stał się jednym z najlepszych psów służących w milicji i mimo szykan ze strony nieżyczliwego Zubka, wraz ze swoim panem prawie zawsze wychodził cało z różnych przygód i ocalił niejedno państwowe mienie, a może nawet i życie obywatela.
Aktor numer jeden w serialu miał na imię Bej i ze swojej ważności zdał sobie sprawę już pierwszego dnia na planie. Miał charakter gwiazdy. Na hasło "Cisza, kamera!" stawał się czujny i skupiony. Przybiegał w gotowości nawet, gdy kręcone były sceny z samymi ludźmi, potrafił jednak usiąść cichutko i poczekać.
- Robił wszystko, wskakiwał nawet do helikoptera, czego nie robi pies policyjny, bo zatykało go powietrze. Na hasło: 'Kamera!', szybko orientował się, że to on jest najważniejszy - tak wspominał Beja reżyser "Przygód psa Cywila", Krzysztof Szmagier.
- Przybiegał niewołany nawet do scen z samymi aktorami, więc najpierw zamykaliśmy go w samochodzie, a kiedy się za bardzo pieklił, sadzaliśmy go u nóg kamery, żeby mu się wydawało, że 'gra' - dodawał.
Ale jak nakłonić psa, by obejrzał się i spojrzał w jeden punkt kilkanaście razy z rzędu? Sposobem okazał się szelest rozpakowywanego cukierka. Gorzej, że potem Bej te cukierki zjadał. Wtedy nie było jeszcze świadomości tego, co szkodzi zwierzakom. Tak częste motywowanie psa miało finał tragiczny. Odtwórca roli Cywila miał chorą wątrobę i trzeba go było uśpić. Jednak w sercach widzów kilku pokoleń ma stałe miejsce.
Źródło: Kurier TV