Serialowe uczty rodem z horroru!
Serialowe uczty na ekranie sprawiają, że jako widzowie przełykamy ślinkę na kanapie przed telewizorem albo biegniemy do lodówki. Jednak filmowa rzeczywistość nie zawsze jest tak różowa, jak nam się wydaje, i czasem nie mamy czego zazdrościć aktorom, którzy z wyrazem błogości na twarzy konsumują "jajeczko częściowo nieświeże" lub "jesiotra drugiej świeżości". Roman Wilhelmi na planie "Kariery Nikodema Dyzmy" musiał zajadać się zamarzniętą na kość sałatką jarzynową z majonezem i jeszcze udawać, że czuje niebo w gębie.
Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że nawet wykonawcy głównych ról nie mogą z racji swojego statusu gwiazd czuć się w pełni bezpieczni od konsumpcyjnych incydentów. Prawda jest taka, że pierwszoplanowymi "postaciami" na filmowym planie są czas i pieniądze. Mógł coś na ten temat powiedzieć Roman Wilhelmi, wcielający się w niezapomnianego Nikodema Dyzmę.
Jak pamiętamy, tytułowa kariera Nikodema Dyzmy zaczęła się na bankiecie, na który bohater trafił dzięki zaproszeniu znalezionemu na ulicy. Głodny Dyzma wchodzi na bankietową salę i pożądliwie patrzy na wspaniałe przysmaki zgromadzone na stołach. W rzeczywistości wszystkie te potrawy straciły przydatność do spożycia na skutek zawirowań organizacyjnych.
- Zainscenizowaliśmy ten raut w Łodzi, w willi należącej do ZHP - wspomina scenograf Andrzej Haliński.
- Wszystko zostało starannie przygotowane, a współpracująca ze mną wtedy po raz pierwszy dekoratorka Ewa Braun (Oscar za scenografię do "Listy Schindlera"- przyp. aut.) z wielkim pietyzmem urządziła stoły zamówionymi w restauracji Grand Hotelu luksusowymi rybami, pieczonym drobiem i pięknie udekorowanymi półmiskami z innymi potrawami. Niestety, przez przypadkowe przeciwności losu zdjęcia nie mogły się rozpocząć przez dwa kolejne dni. Ażeby cały ten imponujący stół zachował świeżość, produkcja sprowadziła ciężarówkę-chłodnię. Trzeciego dnia rekwizytorzy wynieśli te pyszności z przypadkowej przechowalni - opowiada słynny scenograf.
- Wszystko wyglądało wspaniale - ironizuje Andrzej Haliński. - Zwłaszcza skrzące się od szronu ryby, a także zamarznięta na kość sałatka z kawałkami lodu z majonezem. Zdesperowany rekwizytor wyciął tasakiem jej kawałek, pokruszył i ponownie ułożył w salaterce, pieczołowicie rozgniatając palcami. Miejsce zostało zaznaczone marchewką, aby Dyzma trafił we właściwą porcję.
Roman Wilhelmi stanął na wysokości zadania. Z gracją nabrał na talerzyk zaznaczoną część sałatki i bohatersko zjadł ją z apetytem. Reżyserowi nie przeszkadzało, że danie dziwnie trzeszczy aktorowi w zębach. W tamtych czasach większość ścieżki dźwiękowej nagrywano w czasie postsynchronów.
Na szczęście konsumowanie sałatki nie trwa zbyt długo na ekranie, bo Mariusz Dmochowski w roli ministra Jana Tarkowskiego niezręcznie wytrąca Dyzmie z rąk talerzyk, co prawdopodobnie ocaliło Romana Wilhelmiego przed przykrymi sensacjami żołądkowymi.
Podobne przeżycie Krystyna Janda zaliczyła już na progu swojej kariery. Jako studentka warszawskiej PWST postanowiła dorobić obie podczas wakacji statystowaniem i znalazła się na planie serialu "Czarne chmury".
Los chciał, że akurat angażowano liczną grupę statystów do sceny chłopskiego wesela, które, ze względu na letnią porę, odbywało się w plenerze. Weselnicy tańczyli na wiejskim placu i raczyli się rozstawionym na stołach jadłem.
Sceny z wesela oglądamy w serialu zaledwie kilkadziesiąt sekund, ale kręcono je trzy dni. W promieniach letniego słońca jedzenie zaczęło się psuć i cuchnąć. Taka uczta zwabiła liczne muchy. Statyści musieli naprawdę bardzo udawać, że się świetnie bawią, smród był nie do zniesienia!
Nic więc dziwnego, że Krystyna Janda zapamiętała sobie tę pracę na całe życie.
Zobacz też: