Kultowe seriale
Ocena
serialu
8,2
Bardzo dobry
Ocen: 10719
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Roseanne": Glenn Quinn miał zostać gwiazdą. Zmarł nagle w wieku 32 lat

Szybka sława i równie szybki upadek. Glenn Quinn nie miał w swoim dorobku zbyt wielu ról, ale i tak cieszył się dużą sympatią widzów. Swój talent zdążył zaprezentować w kilku popularnych produkcjach. Miał szansę przebić się do pierwszej ligi aktorskiej, ale jego karierę przerwała nagła śmierć. Glenn Quinn zmarł mając zaledwie 32 lata.

Z zielonej Irlandii prosto do Los Angeles

Młody aktor urodził się 28 maja 1970 roku w Dublinie. Był synem Bernadette Quinn oraz muzyka Murty’ego Quinna. Glenn najbardziej znany był nie z europejskich, ale amerykańskich produkcji telewizyjnych. Jako dziecko wraz z matką i siostrami wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Zamieszkali u rodziny w Los Angeles. Glenn Quinn na chwilę wrócił do ojczyzny, ale to z USA związał się na stałe. W dzieciństwie chętnie uczestniczył w warsztatach teatralnych. Jego kuzyn, David, związany był z przemysłem filmowym. Glenn kilka razy odwiedził go na planie filmowym. W końcu sam postanowił spróbować swoich sił w show-biznesie.

Reklama

Karierę rozpoczął od reklam. Zagrał w spotach promocyjnych Pepsi oraz Ray-Ban. Pojawił się również w kilku teledyskach. Przystojny i ambitny zaczął powoli budować swoją pozycję. Na ekranie zadebiutował niewielką rolą w pilotażowym odcinku "Beverly Hills 90210". Podobno brał udział w castingu na jedną z głównych ról. Tym razem się nie udało. Został jednak zauważony przez reżyserkę castingów Johannie Ray, która postanowiła pomóc mu w rozwoju kariery. Dzięki jej pomocy w 1991 otrzymał swoją pierwszą kinową rolę w melodramacie "Krzyk" u boku Johna Travolty i Gwyneth Paltrow. Przyrodni brat aktora, Ciaran, wyznał w jednej z rozmów, że Glenna i młodziutką Paltrow połączyło młodzieńcze uczucie. Para nigdy nie potwierdziła tych plotek.

Zobacz też: "Roseanne" po latach. Co dzisiaj robią bohaterowie serialu? 

Przełom w karierze

W 1990 roku nastąpił przełom w jego karierze. To wtedy otrzymał rolę Marka, chłopaka jednej z głównej bohaterek, w serialu "Roseanne". Produkcja była hitem lat 90. Młodzi aktorzy grający w serialu niemal z dnia na dzień stali się gwiazdami. "Mark był trudniejszą postacią do zagrania, niż ludzie sądzą. Zły chłopak, nieodpowiedni jako wybranek nastoletniej córki. Uważany za niezbyt bystrego, ale za to silny, oddany i uczciwy" - wspomniał kolega z serialu, Michael Fishman. Glenn z łatwością wszedł w rolę. Marka zagrał z dużą naturalnością, nadał mu głębię i stworzył z niego pełnowartościową postać. 

Widzowie szybko poczuli do niego sympatię i kibicowali mu w zdobyciu serca Becky Conner. Mało kto wiedział, że tego uroczego, amerykańskiego młodzieńca gra Irlandczyk z krwi i kości. Młody aktor doskonale odnalazł się na planie filmowym. Po zdjęciach często zostawał na planie, by muzykować z Johnem Goodmanem. Równocześnie z "Roseanne" grał też w innych produkcjach filmowych i telewizyjnych. Pracę nad serialem w USA łączył z planem brytyjskiej produkcji "Covington Cross". Tam podczas kręcenia jednej ze scen doznał poważnej kontuzji pleców po upadku z konia.

W 1992 roku Robert Redford zaproponował mu rolę w filmie "Rzeka wspomnień". Jednak Quinn zmęczony ciągłą pracą, zrezygnował z roli. Na rok zrobił sobie przerwę od aktorstwa. Po powrocie do grania nadal zachowywał pełen profesjonalizm. Niestety, powoli zaczęły pojawiać się pierwsze problemy. Aktor zaczął eksperymentować z używkami. Pod koniec lat 90. zrezygnował z serialu "Roseanne" i przyjął rolę demona w produkcji "Angel". W spin-offie "Buffy" wreszcie mógł mówić ze swoim naturalnym akcentem. Tutaj jego praca już nie była taka gładka. Na jaw zaczęło wychodzić jego uzależnienie. 

Problemu z uzależnieniem

"W 1997 roku pojechał do Irlandii z tego, co wiemy, wyjazd nie odbył się po jego myśli. To był czad gdy problemy zaczęły przytłaczać Glenna. Cała rodzina starała się mu pomóc. Miał chwile trzeźwości, ale ostatecznie nałóg wygrał" - wyznała po latach jego siostra Sonya. Gdy po roku jego postać w serialu "Angel" została uśmiercona, fani rozpoczęli kampanię proszącą o przywrócenie go do serialu. Tak się jednak nie stało. Zaczął się powolny upadek gwiazdora. Quinn kupił w Los Angeles klub "Goldfinger". Szybko okazało się, że ma problemy nie tylko z narkotykami, ale również z finansami. Mówiono, że aktor prosił klientów oraz pracowników klubu o pieniądze, awanturował się, prowokował bójki. 

W 2002 roku Quinn poszedł na odwyk, z którego został wyrzucony za nieprzestrzeganie zasad. Poprosił swojego przyjaciela, Dwayne’a Higginsa, o przenocowanie go przez kilka dni. Gdy rankiem 3 grudnia Higgins zobaczył Quinna leżącego na kanapie, był pewien, że aktor śpi. Nie chcąc go budzić wyszedł z mieszkania. Po powrocie chciał go obudzić, jednak aktor nie zareagował w żaden sposób. Higgins natychmiast wezwał pogotowie, ale było już za późno. Glenn Quinn zmarł w wieku zaledwie 32 lat. Policja i raport z autopsji ujawniły, że przyczyną śmierci aktora było przypadkowe przedawkowanie heroiny.  

Zobacz też: "Roseanne": Serial zawieszony po rasistowskim wpisie aktorki 

swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy