Rola w serialu stała się dla niego przekleństwem. "Nic z tej mojej popularności nie wynikało"
Włodzimierz Press był dobrze zapowiadającym się młodym aktorem, studentem krakowskiej PWST, kiedy otrzymał rolę, która odmieniła jego życie. Popularność zyskał dzięki serialowi "Czterej pancerni i pies", w którym wcielił się w Grigorija Sakaszwilego. Choć początkowo wydawało się, że to wprost idealny początek spektakularnej kariery, szybko okazało się, że występ w serialu wręcz ją zablokował. Do Pressa przestały spływać kolejne propozycje, nigdy potem nie oglądaliśmy go w dużej roli. "Nic z tej mojej popularności nie wynikało. Może gdybym został w teatrze, nie miałbym pewnie tak wielkiej sympatii widzów, ale może robiłbym ciekawsze rzeczy, niż robiłem" - mówił w jednym z wywiadów.
Włodzimierz Press urodził się 13 maja 1939 roku we Lwowie, w rodzinie żydowskiej. Talent artystyczny Pressa dostrzeżono już w podstawówce. Jako chłopiec recytował i występował w amatorskich teatrach. Nie dziwi więc fakt, że zdecydował się na studia aktorskie. W 1963 roku ukończył warszawską PWST i zadebiutował w Teatrze Ludowym - dziś mija dokładnie 60 lat od jego debiutu. W tym samym roku miał również miejsce jego debiut filmowy - otrzymał epizod w "Rozwodów nie będzie".
W wywiadach często wspominał, że jego największym marzeniem na wczesnym etapie kariery było zagranie Ramzesa w "Faraonie". Przeżył ogromny zawód, kiedy rolę otrzymał jego dobry kolega z podwórka - Jerzy Zelnik.
"Śmiałem się, że wyhodowałem sobie żmiję na własnej piersi. Ale on zagrał tę postać doskonale. Był to jednak dla mnie wielki zawód. Pierwszy w mojej karierze." - opowiadał po latach.
Po latach jednak szczęście się do niego uśmiechnęło. Jak sam opowiadał, do serialu "Czterej pancerni i pies" trafił przypadkiem. Po prostu pewnego dnia zadzwonił telefon.
"Szukali bruneta o południowej urodzie" - wspominał. "Nie wierzyłem, że coś z tego wyjdzie. Poszedłem raczej dla paru groszy, gdyż wówczas cienko prządłem."
Niestety, sukces serialu "Czterej pancerni i pies" nie przełożył się dla Włodzimierza Pressa na propozycje ciekawych ról. To, że na całe życie zostanie Grigorijem, Włodzimierz Press zrozumiał dopiero po premierze pierwszej serii serialu, gdy okazało się, że ma miliony fanów. Miał zaledwie 25 lat i stał u progu kariery, a okazało się, że "Czterej pancerni" mu ją... zrujnowali. Dziś z żalem mówi, że przez Grigorija stracił szansę na zagranie wielu ról, o których marzył. "Nic z tej mojej popularności nie wynikało. Może gdybym został w teatrze, nie miałbym pewnie tak wielkiej sympatii widzów, ale może robiłbym ciekawsze rzeczy, niż robiłem" - twierdził.
W kolejnych latach grał niemal wyłącznie role epizodyczne. Oglądać go można było m.in. w "Korczaku" (1990) Andrzeja Wajdy. Aktor pojawił się także w takich filmach, jak "Czarne chmury" (1973) Andrzeja Konica, "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz" (1978) Stanisława Barei, "Europa, Europa" (1990) Agnieszki Holland oraz w "Karierze Nikosia Dyzmy" (2002) Jacka Bromskiego. Włodzimierz Press jest wciąż aktywny zawodowo - najczęściej można zobaczyć go w teatrze. Jakiś czas temu wrócił także na duży ekran - można go było oglądać w "Czarnej owcy" i "Pod wiatr".
Powołanie odnalazł również w radiu i dubbingu. Choć na ekranach pojawiał się rzadko, jego głos kojarzą obecnie niemal wszyscy. Jego głosem mówił m.in. Kermit z "Ulicy Sezamkowej", smerf Łasuch, Juliusz Cezar w "Asteriksie", czy Peter Pettigrew w serii filmów o Harrym Potterze.
"Jestem zadowolonym z życia mężczyzną, ale zawiedzionym sobą artystą i... niespełnionym aktorem" - stwierdził niedawno w rozmowie z "Angorą", dodając, że nie wini jednak za ten stan rzeczy jedynie Grigorija z uwielbianego przez kilka pokoleń Polaków serialu. "Dużo winy, że więcej nie osiągnąłem, leży we mnie. Ale to nie efekt braku zdolności, lecz braku wiary w samego siebie. Nie lubię się narzucać, nie walczę o siebie. Jeżeli jestem czymś w życiu rozczarowany, to samym sobą..." - powiedział. Mimo niewykorzystanego w pełni potencjału aktorskiego, Press wie, że miłość, rodzina, dom to coś o wiele ważniejszego niż kariera.