Kultowe seriale
Ocena
serialu
8,2
Bardzo dobry
Ocen: 10719
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

"Ptaki ciernistych krzewów": Sukces czy przekleństwo?

Mimo upływu lat historia Ralpha, Meggie i Luke’a nadal budzi wiele sprzecznych emocji. Niedawno odtwórcy głównych ról mieli okazję spotkać się, powspominać i rozliczyć się z "Ptakami ciernistych krzewów". Oto, jak dziś oceniają kultowy serial.


Od zakończenia zdjęć do serialu upłynęło już 30 lat. Mieliście okazję spotkać się od tamtego czasu?

Richard Chamberlain: - Nie. Byliśmy rozdzieleni przez 25 lat. Zobaczyliśmy się dopiero podczas kręcenia filmu "Blackbeard" (2006 r.) w Tajlandii. Pomyślałem wtedy: "Wspaniale, że znów będę mógł zagrać z Rachel!" Niestety, nie mieliśmy wspólnych scen, więc tak naprawdę do spotkania doszło dopiero na lotnisku. Prawie się minęliśmy. Ale udało się i rozmawialiśmy przez całe... 10 minut.

Reklama

Rachel Ward: - Richard mieszka na Hawajach, a my w Australii. Gdyby nie to, często wpadalibyśmy do siebie.

Bryan Brown: - Takie są uroki tego biznesu. Przez moment pracujemy razem i tworzymy rodzinę, a potem spotykasz te osoby dopiero po kilkunastu latach. 

Kiedy mieliście okazję przekonać się, że serial stał się telewizyjnym fenomenem?

B. B.: - W tamtych czasach Rachel spędzała sporo czasu we Włoszech, gdzie mieszkała jej mama. Europę opanowało szaleństwo na punkcie "Ptaków...". Ludzie wołali na moją żonę Meggie, gdziekolwiek się pojawiła.

R. C.: - Do mnie podchodziły kobiety i mówiły, że swoje córki nazwały Megan.

Cieszycie się ze spotkania?

R. C.: - Oczywiście! To bardzo intensywne przeżycie. Wiele rzeczy już nie pamiętam, a jednocześnie mam tyle wspomnień z naszej pracy. Czuję, jakby to było wczoraj. 

R.W.: - Prawda? Chociaż mam mieszane uczucia. W pewien sposób mogę rozliczyć się moimi demonami. Po "Ptakach..." czułam się okropnie. Rozczarowałam. Zawiodłam zespół i siebie. Już pierwszego dnia prawie wyleciałam z pracy. Byłam przerażona. Pojawiła się plotka, że sprawdzali, czy Jane Seymour jest wolna i może mnie zastąpić.

- Nie byłam przyzwyczajona do tych wszystkich prób, a kiedy kręciliśmy właściwe sceny, traciłam świeżość. Cóż, powrót do tych wspomnień był dla mnie oczyszczający. Powiedziałam sobie: "OK, to już się skończyło. Jestem wolna". Rozliczyłam się z przeszłością. Poza tym to niesamowite, jak ogromny wpływ miał na mnie ten serial. Odmienił moje życie.

B. B.: - Rachel i Richard stali się ikonami. To był fenomenalny serial. 

Rachel, naprawdę tak nisko oceniałaś swoją pracę?

R. W.: - Z jednej strony odnieśliśmy ogromny sukces, a z drugiej to nie moja zasługa. Serial zdobył popularność mimo mojej gry. Możesz być na szczycie, a kilka ważnych aczkolwiek bardzo negatywnych recenzji sprawia, że jesteś zawiedziony. Zapadają w pamięć. W okropny sposób. Nie pomagają w karierze. Unikasz czytania recenzji. Nie chcesz wiedzieć, a potem popadasz w paranoję. Nie rozmawiano o serialu w mojej obecności. Nie chcieli mnie ranić. Naprawdę nieprzyjemne doświadczenie.

- By zostać aktorem i grać, potrzeba ogromnej wrażliwości, empatii, odwagi i niezmierzonych pokładów pewności siebie. Mi zabrakło tego ostatniego. Potraktowałam osobiście krytykę. Poczułam się zraniona i pomyślałam, że aktorstwo nie jest dla mnie. O wiele bardziej komfortowo czuję się za kamerą. Wyjechałam do Australii. Wyszłam za mąż za Bryana. Zagrałam kilka małych ról, ale nigdy nie odzyskałam pewności siebie.

R. C.: - Uważam, że w serialu byłaś fantastyczna.

R. W.: - Dziękuję. Wyszło mi to na dobre. Musiałam inaczej spojrzeć na siebie i znalazłam sobie inne miejsce w tym biznesie.

Pomiędzy Rachel a Richardem była niesamowita chemia. Zdawaliście sobie z tego sprawę?

R. C.: - Cóż, wtedy Rachel zaczynała zakochiwać się w Bryanie, a my graliśmy bohaterów, między którymi wybucha gorące uczucie. Ona po prostu promieniała ze szczęścia i rozkwitającej miłości, a ja sądziłem, że to moja zasługa. Było wspaniale. Myślałem: "O Boże, ona naprawdę mnie pożąda". 

R. W.: - Muszę przyznać Richardzie, że to udawanie nie było trudne, a raczej przyjemne i zabawne.

R. C.: - Bardzo często się całowaliśmy, pieściliśmy itp. Czułem, że naprawdę mamy do siebie zaufanie, co zdarza się rzadko.

R. W.: - Dokładnie tak. Byłam zielona, a ty miałeś o wiele więcej doświadczenia. Uczyłam się od ciebie. Oczywiście byłeś bardzo opiekuńczy. Dałeś mi to odczuć. Miałam wrażenie, że jesteśmy w związku. Czułam się bezpieczna. Muszę przyznać, że po naszym krótkim spotkaniu na lotnisku w Tajlandii byłam w dołku. Wróciły wspomnienia.

- Moje dzieci nie widziały serialu, bo im zabroniłam. Jednak córka Matilda go obejrzała i powiedziała mi, że byłam wspaniała. To najważniejsza odpowiedź, jaką kiedykolwiek usłyszałam. Jest wnikliwą dziewczyną. Gdyby miała inne zdanie o produkcji, powiedziałaby: "Mamo, byłaś młoda i niedoświadczona".

B. B.: - Dla mnie byłaś elektryzująca. 

Pamiętacie jakieś niedorzeczne plotki na wasz temat?

R. C.: - Kochałem pracować z Rachel i to było widać. Za naszymi plecami szeptano o nieporozumieniach i o tym, że jesteśmy parą.

R. W.: - Chyba tego nie słyszałam.

R. C.: - Była plotka i to kompletnie zmyślona. Pamiętasz, jak na planie złamałem rękę? Miałem trudności w zapamiętaniu kwestii. Powtarzaliśmy tę scenę kilka razy. Obok kamery stały siedzenia ekipy i wydawało mi się, że są miękkie. Byłem na siebie zły i z impetem uderzyłem w krzesełko klnąc przy tym pod nosem. Doszło do złamania. To najgłupsza rzecz, jaką zrobiłem od lat, a dziennikarze podłapali temat. Pisali, że jestem o ciebie zazdrosny, że koszmarnie nam się ze sobą pracuje i strzelam fochy. Nonsens.

Poza planem rozwijało się uczucie między Rachel a Bryanem? Próbowaliście to ukryć?

R.W.: - Bryan nie jest aż tak dobrym aktorem, ale mieliśmy niezły ubaw (śmiech).

B. B.: - Cały czas starałem się zachować pozory i wyrwać z jej ramion. Bezskutecznie. To były długie i wyjątkowe wakacje. Myślałem wtedy: "Rany, przeżywam wspaniały czas i znalazłem fantastyczną dziewczynę". Moje życie zupełnie się zmieniło. Ożeniłem się. Musiałem dojrzeć i stać się prawdziwym mężczyzną. 

Zdarza się wam wracać myślami do "Ptaków..." podczas pracy nad nowymi projektami?

R. W.: - Tak. Pamiętam, jak męczyliśmy się nad jedną sceną. Ralph miał odjeżdżać i wsiadał do samochodu. Ja miałam krzyknąć: "Jedź! Jedź do tego swojego Boga, ale wrócisz do mnie, bo tylko ja cię kocham". Nakręciliśmy z dziewięćdziesiąt ujęć. Musieliśmy wracać, bo byliśmy niezadowoleni. Wtedy Daryl Duke, reżyser, powiedział do mnie: "Rachel, jesteś jak mały ptaszek ze złamanym skrzydełkiem. Czy to pomoże?". Trafił w sedno. Udało się od razu. Nigdy nie zapomnę tej kwestii. Powtarzałam ją zbyt wiele razy.

R. C.: - Nie zapomnę sceny, w której przemoczony Ralph rozbierał się na werandzie domu. Stałem więc kompletnie nagi. Podeszła do mnie Barbara Stanwyck (Mary) i zaczęła mówić. Nagle przerwała. Wszyscy zamarliśmy, bo nigdy nie miała problemu z zapamiętaniem tekstu, a ona powiedziała: "Przepraszam, tak dawno nie stałam obok nagiego mężczyzny". Potraktowałem to, jako komplement. To bardzo miłe. Cieszę się też z naszego spotkania. Wspaniale, że serial nadal porusza widzów.

Oprac. nex  

Świat Seriali
Dowiedz się więcej na temat: Kultowe seriale | Ptaki ciernistych krzewów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy