Przyznaje się, że oszukiwał widzów!
Leszek Teleszyński, czyli niezapomniany redaktor z Maj z kultowego serialu "Życie na gorąco", żartuje, że filmowcy często... oszukują widzów stosując różne "sztuczki". On sam na przykład jedną ze scen w "Potopie" grał siedząc na ramionach reżysera!
Leszek Teleszyński lubi wspominać zabawne sytuacje, jakie wydarzyły się na planach filmów i seriali, w których brał udział. Do dziś nie może się powstrzymać od śmiechu, gdy przypomni sobie, jak musiał z ogromną powagą zagrać Bogusława Radziwiłła w "Potopie" siedząc na ramionach Jerzego Hoffmana.
- Operatorowi chodziło o zbliżenie mojej twarzy w momencie, kiedy siedzę na koniu jako Bogusław Radziwiłł. Scena wymagała nieustannego ruchu i jednocześnie niezwykle precyzyjnego ujęcia. Koń nie jest aktorem bardzo posłusznym, mógłby skoczyć w bok i operator po prostu by za nim nie nadążył. A Hoffman był posłuszny... - opowiada Leszek Teleszyński, a pytany, czy często zdarzają się w filmach podobne oszustwa, potwierdza, że czasami po prostu trzeba oszukać widza.
- Kiedyś, gdy grałem z Wojciechem Pszoniakiem w "Diable", operator musiał sfotografować nas w dużym zbliżeniu. Jestem wyższy od Wojtka, więc wykopano dla mnie rów, bym chodził... niżej. Wkopano mnie w ziemię, bo inaczej nie zmieściłbym się w kadrze razem z partnerem - wspomina aktor.
Leszek Teleszyński nie widzi nic złego w tym, że filmowcy stosują różne sztuczki, by osiągnąć upragniony efekt.
- Nie da się jednak oszukiwać w teatrze! Tu widzowie od razu zauważą, że coś jest nie tak. Na szczęście w teatrze nie ma zbliżeń i bliskich planów... - twierdzi.