Linda Manz: Zaczynała jako objawienie, skończyła w rynsztoku
Była obiecującą młodą aktorką, która po swoim debiucie została okrzyknięta objawieniem kina. Dlaczego skończyła na dnie, zapomniana przez wszystkich?
Na szklanym ekranie Linda Manz zadebiutowała w 1978 r., grając w filmie "Niebiańskie dni" Terrence'a Malicka. Jej występ został okrzyknięty jednym z najlepszych w historii kina! Krytycy pisali, że jest hipnotyzująca, nazywali ją "sercem filmu" i "cudownym samorodnym talentem, znalezionym w pralni samoobsługowej".
Po jej pierwszej roli szybko posypały się kolejne propozycje. Rok później zagrała we "Włóczęgach" i popularnym serialu "Dorothy", a w 1980 r. w "Out of the Blue".
Chociaż jej dorobek nie jest imponujący - wzięła udział w zaledwie dwunastu projektach filmowych i telewizyjnych - recenzenci i publiczność uznali ją za magnetyzującą, intrygującą i subtelnie piękną i wróżyli jej ogromną karierę. Tak się jednak nie stało...
W 1985 roku, po udziale w serialu "Faerie Tale Theatre", zrobiła sobie przerwę od grania, która trwała... 12 lat! Pytana o powód mówiła enigmatycznie w jednym z wywiadów:
"Byłam tylko jedną z całej masy młodych i uzdolnionych aktorów, nie miałam siły przebicia. Odpuściłam sobie aktorstwo, wyszłam za mąż, urodziłam dzieci. Realizuję się jako gospodyni domowa i mama".
Powróciła na ekran blisko 10 lat od debiutu, w 1997 r., rolami w filmach "Gummo" i "Gra" z Michaelem Douglasem and Seanem Pennem. Nikt nie spodziewał się, że są to jej ostatnie występy publiczne...
Zmarła 14 sierpnia 2020 roku. Jak okazało się po jej śmierci, w ostatnich latach aktorka żyła na osiedlu baraków, w skrajnej biedzie.
Zachorowała na raka, nie miała pieniędzy na leczenie. Osłabiony organizm zaatakowało też zapalenie płuc. Linda Manz zmarła tuż przed swoimi 59. urodzinami.
Żeby mogło dojść do kremacji zwłok i pogrzebu aktorki, urządzono publiczną zbiórkę pieniędzy na jednym z portali internetowych.