Krzysztof Chamiec: Największy amant polskiego kina
Elegancki, męski, pewny siebie - reżyserzy obsadzali go w rolach królów i dowódców, a kobiety marzyły, że spędzi z nimi resztę życia. "Intuicja nigdy mnie nie zawiodła, natomiast zawodziła mnie często stałość uczuć" - mówił. O jego miłosnych podbojach do dzisiaj krążą legendy.
Urodził się 2 lutego 1930 roku w Andrudze koło Włodzimierza Wołyńskiego. Jego pełne nazwisko to Krzysztof Jaxa - Chamiec. Pochodził z tzw. dobrego domu. Ojciec był ziemianinem, matka - pisarką.
Po II wojnie światowej był dwukrotnie aresztowany za przynależność jego rodziny do AK. Zamiast studiów aktorskich wybrał studia ekonomiczne. Jednak finanse nie były jego powołaniem. To scena była jego żywiołem.
Jego przygoda z aktorstwem zaczęła się w 1949 r. w lubelskim Teatrze Muzycznym. Na ekranie filmowym zadebiutował w 1961. Często grał role mundurowych, arystokratów oraz postaci historycznych. "Swoich bohaterów obdarzał naturalną elegancją, ciepłem i urokiem osobistym" - napisano na portalu Filmpolski.pl.
Równie wiele, co o jego rolach, mówiono o miłosnych podbojach aktora. Był jednym z największych amantów polskiego kina. Joanna Jędryka wyznała kiedyś, że na jedno jego skinienie kobiety gotowe były na wiele. Często wiązał się z aktorkami. Pierwszą poważną partnerką była Irena Remiszewska, którą odbił swojemu koledze. Ona się dla niego rozwiodła, ale nigdy nie było im dane się pobrać.
Żoną numer jeden została aktorka Aleksandra Grzędzianka. Ich małżeństwo nie potrwało jednak za długo. Nie uratowały go nawet narodziny dzieci. Chamiec szybko zainteresował się prezenterką Bogumiłą Wander. Za kulisami mówiono o ich rychłym ślubie. Ceremonia rzeczywiście się odbyła. Jednak panną młodą nie została Wander, a kolejna aktorka - Joanna Jędrka. Młodej aktorki nie odstraszyły nawet plotki o jego trudnym charakterze. Była zakochana na zabój i zachwycona faktem, że spośród wszystkich otaczających go kobiet wybrał właśnie ją.
"Krążyły o nim opowieści, że spuścił ze schodów dyrektora teatru w Krakowie. Bił swoje kobiety. Odebrano mu prawo jazdy, bo po alkoholu spowodował wypadek. Wydawało mi się, że wszystkie te historie to przesada. Choć nie ukrywam, że pociągała mnie jego pewność siebie, przebojowość, luz i taka nonszalancja wobec życia. Ja tego nie miałam" - wspominała po latach. Życie u boku aktora nie należało do najłatwiejszych.
Obrączka na palcu nie powstrzymywała aktora przed romansami. Do tego dochodził jeszcze nałóg oraz jego wybuchowy charakter. "Miałam dość alkoholu, jego kolegów, kłamstw, zdrad. Powzięłam decyzję o rozwodzie. Nie wierzył. 'Kobiety klęczą u mych stóp, a ty mi mówisz, że odchodzisz?' - usłyszałam wtedy. Po kilku miesiącach od rozwodu przyniósł mi róże do teatru i zapytał, czy nie pojechalibyśmy na wakacje. Ale ja zamknęłam już tamte drzwi " - mówiła Jędryka w jednym z wywiadów.
Kolejną aktorką, która wpadła w jego sidła była Joanna Sobieska. Głęboko wierzyła, że spędzą razem resztę życia. Jednak kilka miesięcy po narodzinach ich syna, Michała, aktor poznał Laurę Łącz. Poznali się na deskach teatru. Występowali razem w sztuce "Cyrano de Bergerac".
48-letni aktor i o prawie ćwierć wieku młodsza od niego aktorka grali parę zakochanych. Szybko narodziła się między nimi prawdziwa chemia. Podobno młoda aktorka stwierdziła, że najpierw rozwód, a później romans. I tak związali się ze sobą dopiero po zakończeniu poprzednich związków.
"Stwierdził, że i tak się rozwiedzie, bo uważa, że tamten związek już jest skończony. Nasz romans zaczął się już po jego rozwodzie. [...] Wiem, że Krzysztof rozwiódł się jednak dla mnie, więc i ja nie chciałam, żeby z poprzednim partnerem wiązał mnie jakikolwiek związek. Postarałam się więc o rozwiązanie małżeństwa kościelnego" - przyznała Łącz w rozmowie z "Super Expressem". Wiele osób nie dawało im żadnych szans. Duża różnica wieku, poprzednie nieudane związki aktora oraz jego tendencja do romansowania utwierdzały w przekonaniu, że i to małżeństwo nie przetrwa.
"My oboje czuliśmy, że taka miłość zdarza się tylko raz i że warto zrezygnować z poprzednich związków. Nie radziliśmy się rodzin, przyjaciół... Gdy ktoś się pyta, wątpi, to nie jest to miłość" - stwierdziła aktorka. Krzysztof Chamiec miał powiedzieć swojej teściowej, że gdyby spotkał Laurę wcześniej, to miałby tylko jedną żonę. Lata mijały, a oni wbrew wszystkim nadal byli w sobie zakochani. W wieku 60. lat po raz kolejny został ojcem. Laura Łącz urodziła mu syna Andrzeja. Po narodzinach syna Krzysztof Chamiec na nowo odnalazł wiarę. Pilnował by Andrzej również został wychowany w wierze.
Gdy chłopiec miał 10 lat aktor usłyszał wyrok - rak płuc. Choroby nowotworowe często występowały w jego rodzinie, wiedział więc z czym się to wiąże. Po jego śmierci Laura Łącz mówiła, że przed śmiercią pogodził się z diagnozą. "Nie chciał się leczyć, bo uznał, że to sprawa beznadziejna. Że to rak genetyczny, na tę samą chorobę zmarli jego bracia i ojciec. Lekarz prowadzący go, wchodząc do jego sali, mówił: ‘No to idziemy do kowboja’. Zaprzyjaźnił się z kapłanem pełniącym w szpitalu posługę, codzienne rozmawiali. Nie skarżył się, nie bał się śmierci. Ciągle powtarzał mi, że chce już iść do Boga" - wspominała.
Krzysztof Chamiec zmarł 11 października 2001 roku, po dwóch miesiącach pobytu w szpitalu. Został pochowany w rodzinnym grobowcu w Krężnicy Jarej pod Lublinem. Po śmierci aktora jego bliscy spotkali się w... sądzie. Chociaż aktor doczekał się czwórki dzieci, to w testamencie większość majątku zapisał synowi z trzeciego małżeństwa.
"Dlaczego Krzysztof nie zapisał całej czwórce swojego potomstwa chociaż po niewielkiej części swego majątku? Powodów było kilka. Po pierwsze najstarsze potomstwo Krzysia i on z różnych względów nie utrzymywali bliskich kontaktów. Poza tym Chamiec był aktorem w komunistycznych czasach, gdy zarobki były marne. Nie zgromadził wielkiego majątku, nie miał wiele do rozdzielania. Zapewne, gdyby miał domy, mieszkania, każdy by coś dostał" - mówiła "Życiu na gorąco" osoba z otoczenia aktora.
Początkowo wszyscy wydawali się pogodzeni z wolą zmarłego. Później zdania się nieco zmieniły. "Przedmiotem sporu nie są konkretne nieruchomości ani rzeczy po zmarłym. Wszystko co miał, po jego śmierci oddałam jego trzeciej żonie i jej synowi Michałowi. W testamencie był jednak zapis, że ja i Michał dostaniemy prawo do mienia zabużańskiego, za które mogą być ewentualne rekompensaty. Wtedy, w 2001 roku, były to tylko zapowiedzi, do których nikt nie przywiązywał wagi. Ale teraz mienie po przodkach Chamców okazało się warte setki tysięcy złotych" - wyjaśniła pokrótce Laura Łącz, która podczas procesu wystąpiła w roli świadka. Sprawa toczyła się przez kilka lat. Ostatecznie sąd oddalił wniosek podważający testament.