Krystyna Sienkiewicz: "Najlepiej wyglądałam w maluchu"
Krystyna Sienkiewicz, którą wciąż z przyjemnością oglądamy w powtórkowych odcinkach serialu "Rodzina Leśniewskich", niedawno wydała książkę "Cacko". Opowiada w niej o swoim dramatycznym dzieciństwie, niesamowitych zwrotach w życiu, niebanalnym domu oraz o zwierzętach, które w nim mieszkają. My mieliśmy okazję spytać aktorkę o okoliczności przyjęcia roli Jadwigi Leśniewskiej. Okazało się, że wiąże się z tym dramatyczna historia.
"Rodzina Leśniewskich" ma już ponad trzydzieści lat, a wciąż jest chętnie oglądana. To również pani zasługa.
- To był mój pierwszy serial. Mały, ale widzowie go pokochali. Wtedy troszeczkę mamuśkowato wyglądałam.
W końcu grała tam pani mamuśkę.
- Ale ten mamuśkowaty wygląd wynikał z pewnej historii. Byłam po strasznym wypadku samochodowym. Ale przeżyłam i dlatego jestem szczęściarą.
To wtedy, gdy jechaliście z Janem Pietrzakiem?
- Nie, nie, to było zupełnie inne zdarzenie... Tamten wypadek też był groźny, z jakimś obojczykiem...
Wówczas najbardziej ucierpiał Kazimierz Kaczor?
- Tak, tak.
A pani krzyczała: "Ratujcie Kaczora!". Ekipa ratunkowa myślała, że pani jest w szoku i każe ratować jakąś kaczkę. O tym drugim wypadku nic nie słyszałem. Proszę opowiedzieć.
- To był pierwszy wypadek z moim udziałem. Opowiem. Ja prowadziłam głównie malucha. Bo tak mnie filmy zbrzydziły, że zawsze maszyna była ode mnie silniejsza i większa, jak np. czołg w "Rzeczpospolitej babskiej"...
- Różne auta miałam w życiu, ale najlepiej wyglądałam w maluchu. I jechałam po kolejną starą szafę albo kredens, bo mam hopla na punkcie kredensów i szaf. Zresztą widać to w moim domu... Tego malucha prowadził mój drugi mąż. Ludzie myślą, że ja jestem stara panna, bo ja nigdy nie opowiadałam o swoich romansach i związkach. Zresztą bardzo dobrze, że tak myślą. Tak więc ten drugi mąż prowadził. Po jego prawej stronie siedział stolarz, który coś u mnie na mojej posiadłości nad Świdrem stukał, i powiedział, że właśnie tam w stronę Glinianki, jak się jedzie szosą lubelską, jest piękna szafa. No i mnie do tej szafy wiózł. To był taki przymrozkowy dzień. Jechaliśmy szosą lubelską. W rowie zobaczyliśmy wywrócone auto. Mówię do Andrzeja, że pewnie jest ślisko. Andrzej spróbował lekko hamowania i potwierdził.
- Powiedziałam, żeby stanął i przetarł szyby w maluchu, bo spod kół ciężarówek straszliwa breja leciała na nasze auto. Andrzej zatrzymał się na poboczu, wyszedł, a z tyłu zobaczyłam przez okno, jak ślizgało się jakieś auto. Ślizgało się, dojechało do nas, stuknęło w malucha, przejechało po kolanie mojego męża. A ja w maluchu w towarzystwie stolarza pofrunęłam przez rów i uderzyliśmy w drzewo. Siedziałam z tyłu, więc nagięłam się na siedzeniu. Andrzej został pokiereszowany, a ja doznałam poważnych obrażeń wewnętrznych. Nie wezwaliśmy milicji, ale doczekaliśmy się pogotowia. Andrzeja wzięli do szpitala. Tego malucha pomoc drogowa odholowała, natomiast ja pojechałam do swojego mieszkanka na Solec.
- Rano obudziłam się sparaliżowana. Miałam sparaliżowane nogi i kłopoty z oddychaniem. Na szczęście blisko pod ręką był stacjonarny telefon i zadzwoniłam do teatru Syrena, bo niedługo miałam mieć premierę. Wtedy dyrektorami Syreny byli Gozdawa i Stępień. Załatwili mi lekarza wojskowego, który dał mi jakieś blokady. Natomiast świszczałam i źle oddychałam. Premierę odbyłam tylko dlatego, że lekarze powiedzieli, że dadzą mi zastrzyk, żebym mogła wystąpić. Tylko zapytali, jaki wolę - czy gorzej oddychać, czy gorzej chodzić. No, dla aktorki to było fajne pytanie... To ja mówię, że może gorzej oddychać, ale co będzie z oddechem? No, suchość w gardle... Ja mówię, dobrze, to postawię garderobianą ze szklanką wody. No i tak zagrałam premierę, że co chwilę zbiegałam, łykałam wodę i premiera się udała. Natomiast z tą nieruchowością moją zaczęłam się lekko otłuszczać, ale w nagrodę, po trzech tygodniach tego otłuszczania, odebrałam telefon z pytaniem, czy zagram w serialu "Rodzina Leśniewskich". No to sobie myślę: wyglądam mamuśkowato, bo jestem taka trochę pączkowata, taka dyniowata, i przyjęłam tę rolę.