"Kolumbowie": Serial, który nadal porusza
Ten serial porusza i wcale się nie zestarzał, chociaż ma 44 lata. „Kolumbowie” niosą niezwykły ładunek prawdy o losach pokolenia, na które historia wydała wyrok.
Mieli zacząć dorosłe samodzielne życie. Planowali studia, pracę. Tymczasem weszli w środek koszmaru. Dwudziestolatkom, pierwszemu pokoleniu urodzonemu w niepodleglej Polsce, we wrześniu 1939 r. zawalił się świat. Potem była okupacja, terror, nierówna walka, śmierć. I konieczność podejmowania najtrudniejszych decyzji, wybierania między złem mniejszym a większym.
Trzynaście lat po publikacji książki jej ekranizacji podjął się Janusz Morgenstern, też urodzony w latach 20. Traktował nakręcenie serialu jako swojego rodzaju spłatę długu wobec własnego pokolenia i uważał go za jedno ze swoich najważniejszych dzieł. On też miał za sobą okupacyjny koszmar: miesiące i lata ukrywania się przed hitlerowcami na Tarnopolszczyźnie. Główne role zagrali młodzi aktorzy: Jan Englert, Władysław Kowalski, Jerzy Matałowski, Karol Strasburger i Marek Perepeczko. Dla wielu z nich tamte lata nie były odległą historią.
- Tak mi się życiorys ułożył, że grałem coś, w czym uczestniczyłem, bo przeżyłem powstanie w Warszawie. Nic nie pamiętam, miałem roczek, ale przeżyłem - mówił Jan Englert.
- Kiedy wybuchła wojna, mama była w gimnazjum. W czasie okupacji wyszła za mąż. W 1943 przyszedłem na świat. Po mnie urodziły się jeszcze moje siostry bliźniaczki, w lipcu 1944 roku, w przeddzień powstania. Nie przeżyły. Władysław Kowalski, który mieszkał w Żurawcach na Roztoczu, wspomina lata 40. jako koszmar.
- Przez naszą wieś przechodzili raz Ruscy, potem Niemcy gnali, wracali. Potem znów polscy żołnierze, szukali UPA. I przecież zaraz za naszą wsią był obóz w Bełżcu. Nieraz, gdy wiatr powiał na wschód, czuć było palone włosy...
Na planie serialu panowała niezwykła atmosfera. Cała ekipa czuła, że uczestniczy w czymś ważnym.
- Nie tylko aktorzy, ale i ludzie, którzy kopali rowy, trzymali kable, pracowali bez żadnej rutyny, z poczuciem misji. To się zdarza niewykle rzadko - mówi Jan Englert.
W serialu nie ma łatwego optymizmu. Wojna to katastrofa, nie przygoda. Okalecza psychicznie nawet tych, którzy ocaleli. Udało się uniknąć patosu. Byli widzowie, którzy protestowali przeciwko scenom, w których bohaterowie grają w siatkówkę albo słuchają jazzu, nadając meldunek do Londynu (epizod z udziałem naszego felietonisty Stefana Friedmanna jako radiotelegrafisty Jasia). Janusz Morgenstern, odpowiadając na zarzuty, stwierdził, że "Kolumbowie" nie są opowieścią o spiżowych pomnikach, ale o prawdziwych ludziach.