Kultowe seriale
Ocena
serialu
8,2
Bardzo dobry
Ocen: 10719
Oceń
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10

Kevin Brophy nie żyje. Dekadę temu nieznajomy zapisał aktorowi swój majątek

11 maja 2024 roku zmarł Kevin Brophy, gwiazda serialu "Lucan" i innych produkcji telewizyjnych. Od dziesięciu lat walczył z chorobą nowotworową. Miał 70 lat. O dawnym aktorze zrobiło się głośno kilkanaście lat temu, gdy nieznajomy mężczyzna zapisał mu w spadku swój majątek.

Brophy urodził się 1 listopada 1953 roku w Salt Lake City w stanie Utah. Uczęszczał do liceum w Del Mar w Kalifornii, a następnie ukończył California Institute of the Arts. 

Kevin Brophy: Kariera

Zaraz po zakończeniu edukacji otrzymał tytułową rolę w serialu "Lucan", który był nadawany w latach 1977-1978. Opowiadał on o chłopcu, którego wychowały wilki. Po latach badań i terapii nastoletni Lucan udaje się w podróż w celu odnalezienia swojej rodziny. Przy okazji pomaga przypadkowo napotkanym osobom dzięki wyostrzonym zmysłom i nadludzkiej sile. Produkcja liczyła 12 odcinków. 

Następnie wystąpił "Straceńcach", westernie w reżyserii Waltera Hilla, oraz slasherze "Piekielna noc". Niestety, jego kariera zaczęła szybko zwalniać. Brophy pojawiał się na ekranie w małych rolach, ale musiał dorabiać jako parkingowy w Bel-Air Hotel, gdzie pracował od 1983 do 2009 roku.

Reklama

W kolejnych latach zagrał gościnnie w serialach "M.A.S.H.", "Statek miłości" i "JAG — Wojskowe Biuro Śledcze". 

Kevin Brophy: Nieznajomy przepisał mu majątek

W lipcu 2012 roku Brophy i Peter Barton, z którym zagrał w "Piekielnej nocy", otrzymali spadek po 71-letnim Rayu Fulku. Mężczyzna, którego nigdy nie spotkali, zostawił każdemu z nich po 500 tysiącach dolarów. Okazało się, że Fulk nie miał rodziny ani nikogo bliskiego, więc zapisał wszystko aktorom, których był fanem. 

"Był samotnikiem, a większość sąsiadów nie wiedziała, kim on jest" - wspominał w 2012 roku Donald Behle, wykonawca woli Fulka. Mężczyzna spisał swój testament w 1998 roku. "Powiedział mi, że to jego przyjaciele" - dodał prawnik. 

Barton spotkał się z nim, by sprawdzić, czy otrzymany przez niego list nie jest próbą oszustwa. "Nie wierzył. Z drugiej strony — kto mógłby w coś takiego uwierzyć?" - wspominał Behle.

swiatseriali
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy