Jedna na milion!
Nawet ikona czy legenda wydaje się zbyt skromnym określeniem dla tak wybitnej aktorki. Ale bardzo trudno znaleźć słowa, które oddałyby choć w części prawdę o tej niezwykłej osobie.
W oficjalnych dokumentach Danuty Szaflarskiej w rubryce: data urodzin figuruje 20 lutego 1915 roku.
Ale w gronie przyjaciół aktorka świętuje swoje kolejne rocznice 6 lutego.
I doskonale wie, co robi - umiłowanie wolności, niezależności i niekonwencjonalność tak charakterystyczne dla Wodnika, znacznie lepiej opisuje złożoną osobowość aktorki, niż chwiejność i skłonność do cierpiętnictwa typowe dla Ryb.
Niemal od początku życie Danuty Szaflarskiej naznaczone były ciągłą zmianą. Jej rodzice pracowali jako nauczyciele w Kosarzyskach (wówczas część Austro-Węgier, i przez wiele lat mieli problem ze znalezieniem domu - najpierw wynajmowali pokój w leśniczówce, a potem przeprowadzili się z dziećmi do budynku szkoły.
Kilka lat później 9-letnią Danutę spotkała traumatyczna zmiana, gdy jej ojciec niespodziewanie zmarł na zapalenie wyrostka robaczkowego. Po tej rodzinnej tragedii matka przyszłej aktorki zadecydowała, że razem z dziećmi przeprowadzają się do Nowego Sącza.
To właśnie tam po raz pierwszy artystka zetknęła się z teatrem. A wszystko zaczęło się od... modlitwy. Gdy Bolesław Barbacki, nauczyciel i prowadzący kółko teatralne usłyszał, jak Danuta Szaflarska odmawia "Ojcze nasz", zadecydował: - Jutro do teatru pójdziesz! Cóż było robić...
Mimo że przez wiele lat grywania w szkolnym teatrze amatorskim artystka była doceniana i doświadczyła pewnego rodzaju popularności, nawet do głowy jej nie przyszło, by na poważnie myśleć o aktorstwie. Kierunkiem studiów, o którym w tamtych czasach marzyła, była medycyna. Niestety, nie było ją stać na to, by zacząć zgłębiać tajemnice funkcjonowania ludzkiego ciała.
Postanowiła więc ukończyć Wyższą Szkołę Handlową w Krakowie. I pewnie tak by się stało, gdyby nie poważna choroba. W połowie roku akademickiego Danuta Szaflarska zapadła na tyfus. Szybko zadecydowano, że najlepiej będzie, jeśli wróci do Nowego Sącza i tam, pod troskliwą opieką mamy, dojdzie do zdrowia. Gdy rekonwalescentka wreszcie odzyskała siły, przyjaciele ze szkoły zaczęli namawiać ją na zdawanie na warszawską Akademię Teatralną.
W końcu im uległa i wyruszyła na podbój stolicy. Podobno od razu po przyjeździe do Warszawy uznała, że to "miasto jej życia". Ale na egzamin do Akademii szła właściwie nieprzygotowana - nie miała pojęcia o historii teatru, umiała jedynie wyrecytować kilka wierszyków.
- Pamiętam, że płynnie zdołałam odpowiedzieć tylko na pytanie, na co chorowałam i zadeklamować urywek o śmierci Janka Muzykanta - wspominała aktorka. - Potem zaczęła się absolutna kompromitacja - dodała.
Trudno się dziwić, w komisji egzaminacyjnej zasiadały same teatralne tuzy: Stanisława Wysocka, Leon Schiller i Aleksander Zelwerowicz. Ten ostatni podobno stwierdził:
- Czerwieniłem się za panią ze wstydu, słysząc, co pani mówi - relacjonowała słowa reżysera Danuta Szaflarska. - Pani wiedza o teatrze wygląda tak, jakby aptekarz pomylił olej rycynowy z kwasem solnym. Kazał mi przeczytać "Pięćdziesiąt lat teatru" Michała Orlicza i przyjść na egzamin poprawkowy. Podobny los spotkał Hankę Bielicką i Jurka Duszyńskiego. Na poprawkowy przyszliśmy, ale nigdy go nie zdawaliśmy. Przyjęto nas - opowiadała gwiazda.
Trudno zliczyć sceniczne kreacje Danuty Szaflarskiej. Zadebiutowała w 1939 roku w wileńskim Teatrze na Pohulance rolą Pernette w "Szczęśliwych dniach" Claude’a Pugeta. A potem... a potem był triumfalny marsz przez teatry Krakowa, Łodzi i Warszawy, którego nie powstrzymała nawet okrutna II wojna światowa. Aktorka doskonale odnajdywała się zarówno w repertuarze współczesnym, jak i grając postaci z poprzednich epok.
Choć w wielu recenzjach krytycy podkreślali, że poczucie humoru Danuty Szaflarskiej, jej naturalność i bezpretensjonalność predestynują ją do grania ról komediowych, artystka potrafiła przejmująco wcielać się w bohaterki dramatyczne, a czasem wręcz tragiczne. Obok pracy w teatrze, którą z równym powodzeniem kontynuuje do dziś, dała się też porwać magii kina i telewizji. Wszyscy chyba pamiętają, że Danuta Szaflarska wystąpiła w pierwszym polskim filmie powojennym "Zakazane piosenki".
Ogromną popularność, którą zdobyła dzięki roli Haliny Tokarskiej, aktorka ugruntowała trzy lata później, wcielając się w nieco nerwową, ale uroczą Krysię, bohaterkę "Skarbu". Niestety, wkrótce okazało się, że delikatna uroda Danuty Szaflarskiej kompletnie nie pasuje do "kobiecych" postaci uwielbianych przez socrealizm. Na szczęście pod koniec lat siedemdziesiątych reżyserzy przypomnieli sobie o aktorce. Ryszard Ber obsadził ją w serialu "Lalka", Tadeusz Konwicki w "Dolinie Issy", a Edward Dziewoński w "Pięciu dniach z życia emeryta".
Początek XXI wieku również przyniósł jej ciekawe propozycje - m.in. rolę ciotki Anieli w "Przedwiośniu" i ciotkę Lusię w "Listach miłosnych". Ale kreacją, która pozwoliła aktorce na nowo rozwinąć filmowe skrzydła, była ta, którą powierzyła jej Dorota Kędzierzawska w "Pora umierać". Wykreowana przez nią Aniela jest pełną życia staruszką, która wprawdzie niczego już nie oczekuje, z godnością szykując się na to, co nieuniknione, ale... nie zamierza umierać zanim nie postawi na swoim!
Danuta Szaflarska nigdy nie przepadała za udzielaniem wywiadów, a swojej prywatności broniła jak lwica. Wiadomo, że dwukrotnie była mężatką, ale obydwa związki się rozpadły.
- Aktorstwo zagraża trwałości małżeństwa - skomentowała lakonicznie nawiązując do tego, że jej pierwszy mąż, Jan Ekier, często namawiał ją do porzucenia ukochanej profesji. Mimo tego, że doświadczyła tak wielu
tragedii, zarówno rodzinnych, jak i tych, których była świadkiem jako wojenna łączniczka, artystka nadal pełna jest radości i optymizmu.
- Ja po prostu kocham życie i cieszę się tym, że żyję. Podobnie jak tym, co się dzieje dookoła. Taki mam charakter - tłumaczyła z rozbrajającą szczerością w czasie uroczystości z okazji 101. urodzin. Nadal, jeśli tylko jej na to pozwala zdrowie, chętnie podejmuje się nowych wyzwań.
- Interesują mnie młodzi reżyserzy, bo dzięki nim dzieje się coś nowego, świeżego. Cieszę się, że mogę uczestniczyć w tym, co proponują, bo to dowodzi, że jeszcze tak bardzo się nie zestarzałam - twierdzi gwiazda. Taki człowiek nie starzeje się nigdy!
hm
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***